Wenzel wzruszył ramionami.
- Albo po to, żeby utemperować jego starych, albo się pomylili. Takie rzeczy się zdarzały. Opowiem ci krótko, komu nadepnąłeś na odcisk, żebyś wiedział, o czym mówimy. Znasz pewnie mniej więcej ich schemat działania
- Departament III od opozycji, Departament IV od Kościoła, inwigilacja figurantów, urabianie osobowych źródeł informacji, centralna kartoteka, system teczek i tak dalej?
Szacki potwierdził.
- Ludzie myślą, że to była taka tam milicyjna biurokracja, a ci wszyscy esbecy, jak porucznik grany przez Kowalewskiego w Rozmowach kontrolowanych, ot, nierozgarnięci funkcjonariusze, którzy zbierali zbędne informacje. Tak na marginesie: nie cierpię Barei. A Chęcińskiego za te rozmowy też nie lubię.
- Bo?
- Bo to kłamstwo. Kłamstwo będące jakże na rękę tym skurwysynom. I które jest im na rękę cały czas. Kłamstwo, przez które ludzie uwierzyli, że PRL to był taki dziwaczny kraj, gdzie może nie było lekko, ale przynajmniej śmiesznie i wszyscyśmy dobrze się bawili.
- A nie było trochę tak? - Szacki osobiście uwielbiał filmy Barei.
Historyk westchnął i spojrzał na niego tak, jakby miał zamiar go wyprosić.
- Spytaj Kamila Sosnowskiego. Naprawdę myślisz, że to jedyna ofiara? Dlaczego nikt, do kurwy nędzy, nie chce zrozumieć, czym była PRL! Otóż była totalitarnym systemem opartym na represjonowaniu i gnębieniu obywateli przy pomocy wszelkich środków, gdzie najwięcej do powiedzenia miał - jakkolwiek by to patetycznie zabrzmiało - aparat terroru, czyli wszechobecne, inwigilujące nieomal wszystkich i w każdej chwili gotowe zareagować służby? Kurwa - Wenzel wyraźnie się wściekł - nie rozumiesz, że oni cały czas chcą, żebyś wierzył w Misia i Bruneta wieczorową porą? Nic dziwnego. Tam nie ma nic o więzieniach, wypadkach i zaginięciach. Nie ma Wydziału III, szantażu, sprzedawczyków. Nie ma tam Departamentu „D”.
- Przepraszam - ukorzył się Szacki. - W osiemdziesiątym dziewiątym roku miałem siedemnaście lat.
- A ja miałem osiemnaście. I co z tego? I to cię zwalnia z historycznej wiedzy? Pozwala ci sprowadzić twoje dzieciństwo i życie twoich starych do „ostatniej paróweczki”? Gratuluję. Może kup pół kilo berlinek i połóż na grobie Kuroniowi. Niech się pośmieje.
- Najmocniej przepraszam - wycedził Szacki - ale ja nie pracuję w IPN-ie. Nie dowiaduję się codziennie o esbeckich zbrodniach. A jak przychodzę, żeby się dowiedzieć, to zamiast otrzymać informację, zostaję opierdolony. Chcesz, żebym wyszedł, to mi to powiedz. Nie chcesz - to wyjaśnij, co wiesz. Resztę sobie daruj.
Wenzel zmarszczył brwi i zmierzwił sobie włosy.
- „D”, czyli dezinformacja i dezintegracja. To była najbardziej zakamuflowana struktura w MSW sami o sobie mówili „konspiracja w konspiracji”. Istniała zarówno centralnie, jak i w województwach, jako sekcja „D”. To byli ludzie od brudnej roboty. Ich działania polegały na rozsiewaniu plotek, skłócaniu opozycji, oczernianiu. Szantaże, porwania, pobicia, także zabójstwa. Wiem, że o tym nie słyszałeś, ale przecież ich istnienie jest logiczne. Wierzysz w aparat terroru, który ogranicza się do donosów i zeznań współpracowników? No właśnie.
Teodor Szacki nigdy się nad tym nie zastanawiał. Ba, nie słyszał o nikim, kto by to rozważał. Ale musiał przyznać, że to wszystko brzmiało wiarygodnie. Spytał, czego esbeccy cyngle - którzy zapewne mimo wszystko wkraczali w ostateczności - mogli chcieć od młodego studenta.
- Tak jak mówiłem: starzy albo pomyłka. Co robili jego rodzice?
- To też jest dziwne - mruknął Szacki. - Nie mam pojęcia. To był inteligencki dom, mogli być prawnikami, lekarzami. Nie udało mi się jeszcze ich znaleźć, zniknęli. Mam pewne fantastyczne podejrzenia, ale najprawdopodobniej wzięli młodszą córkę i wyjechali z nią za granicę. To najlepsza rzecz, jaką mogli zrobić w tej sytuacji.
- Pewnie tak. W każdym razie musisz wiedzieć, że u czerwonych nie pracowali debile. Bezpośredni zamach, tak jak to było w przypadku księdza Popiełuszki, oznaczał aferę, skandal, proces, burzę na Zachodzie. A jeśli komuś nagle zamordowano matkę w czasie napadu rabunkowego - tak przecież zginęła Aniela Piesiewiczowa - no cóż, wypadki chodzą po ludziach. Komuś dziecko się zagubiło albo uległo nieszczęśliwemu wypadkowi, komuś żona się spaliła w pożarze mieszkania. Pech. Ale ci, którzy mieli odczytać wiadomość - na pewno ją zrozumieli. Wiesz, kiedy zamordowano matkę Piesiewicza?
- No?
- Dwudziestego drugiego lipca. Myślisz, że to przypadek? Niektóre aspekty tych mordów - właśnie sposób skrępowania, ważna data - były jak podpis czerwonych zabójców. Kiedy zabili tego twojego Sosnowskiego?
- Siedemnastego września.
- No właśnie, jeszcze jakieś pytania?
Szackiemu zrobiło się sucho w ustach. Poprosił o szklankę wody.
- Dwa razy powtórzyłeś, że to mógł być przypadek. Naprawdę to się zdarzało?
- Tak. Niestety. Pamiętaj, że oficerowie nie chodzili „na robotę”. Czasem przez różnych pośredników wynajmowano pospolitych kryminalistów, aby nie brudzić sobie rąk. A zbir, jak to zbir. A to źle przeczytał adres, a to mieszkania mu się pomyliły, a to oficerowie źle rozpoznali sprawę i wysłali go nie tam, gdzie trzeba. Mamy udokumentowane takie przypadki. Wstrząsające. Tym bardziej wstrząsające, że ci, którzy walczyli, także ich rodziny, wiedzieli, że ryzykują. A tamci nie mieli z tym nic wspólnego, żyli sobie spokojnie. Ale to też oznacza, że w czasach totalitarnych nikt nie może żyć spokojnie. I że zaniechanie walki, chowanie głowy w piasek nie usprawiedliwia ani nie chroni.
Teodor Szacki układał w myślach uzyskane informacje. Można przyjąć, że Sosnowski został zamordowany przez esbecję. Być może ze względu na działalność rodziców, o której nie miał pojęcia. Data jego zamordowania stała się szczęśliwa dla Telaka. Dlaczego? Czy był jakoś zamieszany w morderstwo? A może skorzystał na tej śmierci? Prokurator spytał o to Wenzla.
- A gdzie ten Telak pracował?
- Był dyrektorem w firmie poligraficznej o dźwięcznej nazwie Polgrafeks. Nieźle prosperującej, dowiedzieliśmy się, że odłożył okrągłą sumkę, a ubezpieczony był na niewiele mniej.
Wenzel zaczął się śmiać.
- Wiesz, czyją własnością jest Polgrafeks?
Szacki zaprzeczył.
- Polskich Przedsiębiorstw Hazardowych. Znanych ci może z tego, że mają praktycznie monopol na prowadzenie kasyn w Polsce. Oraz z tego, że żaden prokurator ani inspektor skarbowy nie jest w stanie dobrać im się do dupy. Oraz z tego, że są przesiąknięte funkcjonariuszami. Jeśli zastanawiałeś się, czy Telak był zamieszany w służby PRL, to możesz przestać. Na pewno był. Pytanie, czy był też zamieszany w zabójstwo chłopaka. I czy dlatego został teraz zamordowany. Ale tutaj ci nie pomogę. Mogę spróbować sprawdzić, czy był oficerem SB w latach osiemdziesiątych, ale jeśli pracował w „D”, to wszystko zostało na pewno pięknie wyczyszczone.
- Zniszczone?
- Nie żartuj. Takich rzeczy się nie niszczy. Leżą w sejfie jakiejś willi w Konstancinie.
Szacki spytał, czy może zapalić. Mógł, ale na zewnątrz. Wyszedł na wąski balkonik. Było parno i absolutnie bezwietrznie, wszystko wydawało się lepkie. Niebo zaciągało się atramentowymi chmurami i miał nadzieję, że w końcu będzie porządna burza. Wszyscy czekali na to z utęsknieniem. Czuł spokój. Z każdą myślą kolejny element wskakiwał na swoje miejsce, w kostce Rubika już dwa kolory były ułożone. Co prawda wiele części zespolonych było jego przypuszczeniami, nie poszlakami, o dowodach i faktach nie wspominając, ale i tak czuł, że ta sprawa nie będzie NN-enem na półce. Musiał porozmawiać z Wenzlem o czymś jeszcze.
- Pytali już o mnie - powiedział po powrocie na kanapę.