Zakryła mu oczy rękami.
- Grosik za twoje myśli - szepnęła.
Pokręcił tylko głową.
Przytuliła się do jego pleców.
- To takie niesprawiedliwe - powiedział w końcu.
- Hej, bez przesady - rzuciła ze sztuczną wesołością.
- Trochę to więcej niż nic.
- Nie interesuje mnie trochę.
- Nie zawsze się da więcej.
- Może nigdy.
- Przyszedłeś, żeby mi to powiedzieć?
Wahał się przez chwilę. Miał ochotę skłamać jak zwykle. Od kiedy przychodzi mu to z taką łatwością?
- Tak. I nie chodzi tu tylko o... - zawiesił głos.
- O twoją rodzinę?
- Tak. Coś jeszcze się wydarzyło, nie mogę ci powiedzieć szczegółów, zaplątałem się w ponurą aferę, nie chcę cię w to wciągać.
Zesztywniała, ale nie puściła go.
- Masz mnie za idiotkę? Dlaczego nie powiesz prawdy, że rozkochałeś mnie w sobie dla zabawy, że to był błąd, a teraz musisz się zająć żoną? Po co te ściemy? Zaraz mi powiesz, że pracujesz dla rządu.
- W pewien sposób to prawda - uśmiechnął się.
- I przysięgam, że nie kłamię. Boję się, że mogą ciebie wykorzystać, aby trafić we mnie. A jeśli chodzi o rozkochanie - wierz mi, że jest całkiem inaczej.
Przytuliła się do niego mocniej.
- Ale zostaniesz dzisiaj? Choć tyle jesteś mi winien.
Wyobrażał sobie wcześniej tę scenę we wszelkich możliwych wariantach, ale takiego scenariusza nie przewidział. Szedł za nią przez przedpokój do sypialni i nagle zachciało mu się potwornie śmiać. Drepczesz, pomyślał. Drepczesz jak satyr z krzywymi owłosionymi nogami. Drepczesz jak wiecznie napalona małpa konobo z czerwonym tyłkiem. Drepczesz jak stary pies, który poczuł sukę. Drepczesz jak idiota w średnim wieku. Nie ma w tobie teraz nic ludzkiego.
Kiedy otworzyła przed nim drzwi do sypialni i uśmiechnęła się zalotnie, musiał mocno zagryźć wewnętrzną stronę policzków, aby nie wybuchnąć śmiechem.
Byli bardzo delikatni, szukali siebie jak licealiści, nie jak dojrzali ludzie, którzy postanowili pójść do łóżka. Rozpinając guziki jej szortów, patrząc, jak podnosi pośladki na łóżku, żeby je z siebie zsunąć, jak potem ściąga przez głowę tiszert z reprodukcją Nocnych marków Hoppera - czuł jedynie chłodne zaciekawienie. A po chwili, leżąc nago obok niej i gładząc jej ciało - przestał czuć cokolwiek.
Był przerażony. Wiedział, że jest prześliczna. Młoda. Apetyczna. Inna. Przede wszystkim inna. Widział, jak oglądają się za nią mężczyźni. Stokrotnie wyobrażał sobie wszystkie fragmenty jej ciała. A teraz, kiedy to ciało leżało przed nim w nadziei na seks, stało mu się zupełnie obojętne. Był przerażony, bo nagle zdał sobie sprawę, że może się nie sprawdzić jako mężczyzna. Jego ciało nie chciało jej ciała i najzupełniej obojętnie przyjmowało wysiłki czynione przez mózg. Jego ciało nie chciało zdradzić. I gdyby nie myśl, że nic z tego nie będzie, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale ta najgorsza z myśli, jakie mogą powstać w umyśle mężczyzny sprawiła, że zesztywniał. Niestety, nie w tych kluczowych obszarach. W połowie był wypełniony przez panikę, w połowie przez wstyd. Na pożądanie nie było już miejsca.
Chciał zniknąć.
W końcu zmusiła go, żeby na nią spojrzał. Zaskakujące, ale uśmiechała się.
- Hej, głupku - powiedziała. - Wiesz, że mogłabym tu leżeć obok ciebie tygodniami i byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie?
- Jestem chory - wystękał zgnębiony. - Przynieś żyletki. Nie chcę już żyć.
Roześmiała się.
- Jesteś głupi i spięty jak gimnazjalista. Przytul się do mnie i prześpijmy kilka godzin. Od tylu dni marzę, żeby się obudzić obok ciebie. Nigdy tego nie zrozumiesz.
Nie rozumiał. Chciał umrzeć. Zmusiła go, żeby położył się na boku, wtuliła w niego plecami i usnęła prawie natychmiast. Zaskakujące, ale on też, zastanawiając się, czy ona śpi już na tyle mocno, że może czmychnąć, po chwili zapadł w sen.
Ocknął się po kilku godzinach, spocony od parnej nocy. W pierwszej chwili nie wiedział, gdzie jest. Przestraszył się. Ale tylko w pierwszej chwili.
Było - no cóż - może nie fantastycznie, ale przyzwoicie. W kluczowym momencie przypomniał sobie opowieść znajomego z liceum, który kiedy w końcu dobrał się do dziewczyny, o której marzył od lat, przyszedł następnego dnia do szkoły i ciągle zadumany wyznał na papierosie:
- Wiecie, co? Więcej miałem z nią frajdy, kiedy waliłem konia w klopie.
Znowu musiał zagryźć wargę.
Zegar citroena pokazywał kilka minut po piątej, a słońce stało już dość wysoko, kiedy parkował pod swoim domem na drugim brzegu miasta. Cicho wszedł do mieszkania, rozebrał się w przedpokoju, wepchnął bieliznę na dno kosza, żeby Weronika nie wyczuła zapachu innej kobiety. W ich salono-sypialni na stole leżała przewiązana cienką wstążką gra komputerowa - najnowsza część Splinler Cella. I kartka
„Dla mojego szeryfa. W”. Uśmiechnął się gorzko.
Rozdział jedenasty
sobota, 18 czerwca 2005
Służby sanitarne we wszystkich krajach Unii Europejskiej wycofują produkty spożywcze, które zawierają paprykę chili, kurkumę i olej palmowy. Zostały skażone rakotwórczymi barwnikami. Z badań wynika, że Rosjanie nie zauważają ostrej cenzury w państwowych mediach. Lekarze na konferencji w Toruniu uznali, że Polki są mniej aktywne seksualnie niż Niemki czy Francuzki. Już trzydzieści procent kobiet cierpi na oziębłość. Drużyna IPN zwyciężyła w zawodach strzeleckich pracowników firm ochroniarskich. Lepper sugeruje, że Belka, Balcerowicz i Cimoszewicz współpracowali z SB. Ostatni z wymienionych bawi tymczasem razem z państwem Kwaśniewskimi na imieninach u Lecha Wałęsy. Urzędujący prezydent wręczył byłemu butelkę czerwonego wina. W Warszawie liderzy normalności - Roman Giertych, wszechpolacy i skini z ONR - maszerowali w swojej paradzie. Krzyczeli: „Pedofile, pederaści to są Unii entuzjaści”. Obywatele mogli zwiedzać w nocy stołeczne muzea i galerie, a w metrze posłuchać, jak nazwy stacji ogłaszają niewyraźną polszczyzną dzieci uchodźców. Maksymalna temperatura 18 stopni, pochmurno, trochę pada.
1
Sposób, w jaki Szackiemu udało się przeżyć piątek, był dla niego zagadką. Obudził się - a raczej został obudzony - z bólem głowy i prawie trzydziestodziewięciostopniową temperaturą. Kiedy zwlókł się z łóżka, aby zwymiotować, o mało co nie zemdlał po drodze do toalety, musiał usiąść na podłodze w przedpokoju, aby zniknęły czarne plamki przed oczami. Zadzwonił do pracy, że będzie później, wziął dwie aspiryny i wrócił do łóżka, gdzie - był tego pewien - nie usnął, lecz stracił przytomność.
Obudził się o czternastej, wziął prysznic i pojechał do prokuratury. Wchodząc na swoje drugie piętro, musiał zatrzymywać się, co kilka stopni, aby zaczerpnąć oddechu. Tłumaczył sobie, że nic mu nie jest, że to reakcja organizmu na stężoną dawkę emocji, którą zwykle otrzymuje się w ciągu kilku lat - nie jednej doby. Ale wcale nie poczuł się lepiej.
Dopiero za biurkiem włączył komórkę. Zignorował SMS-y od Moniki i odsłuchał wiadomości od Olega, który nagrywał się na jego sekretarkę kilkakrotnie, za każdym razem coraz bardziej wściekły, wrzeszczący, że jeśli Szacki nie oddzwoni do niego natychmiast, roześle za nim list gończy.
Oddzwonił i dowiedział się tego, co podejrzewał od czasu wizyty u kapitana Mamcarza. Teoretycznie nie powinien, więc czuć się zaskoczony, a mimo to dreszcz przebiegł mu po krzyżu. Zawsze, kiedy prawda o zbrodni wychodziła na jaw, czuł nie satysfakcję, tylko mdlący smutek. Po raz kolejny okazywało się, że ludzka istota nie zginęła przez przypadek. Że czyjeś wspomnienia i nadzieje zgasły w tej krótkiej chwili, jakiej potrzebował ostry koniec rożna, aby przeszyć oko, przebić cienką w tym miejscu kość czaszki. Czy w takiej chwili coś się czuje? Czy długo jeszcze zachowuje się świadomość? Lekarze mówią: umarł natychmiast. Ale kto to tak naprawdę może wiedzieć? Co on by czuł, gdyby esbecki skurwiel pociągnął wczoraj za spust?