Prokurator zaczerpnął głęboko oddech i zaczął mówić.
- Ściągnąłem państwa, żeby przeprowadzić eksperyment procesowy, który pomoże mnie i obecnemu tutaj komisarzowi Kuzniecowowi lepiej zrozumieć, co się wydarzyło w tej sali przed dwoma tygodniami. Oczywiście znam opowieści wszystkich państwa, znam teorię ustawień - za wyjaśnienie, której serdecznie panu dziękuję, panie Rudzki - ale mimo to przeprowadzenie takiego eksperymentu jest według mnie niezbędne. Przepraszam państwa za to, że musieliście jeszcze raz pojawić się w miejscu, które bez wątpienia wywołuje u was negatywne emocje. Rozumiem, że pobyt tutaj musi być przykry, i obiecuję, że postaram się, aby całość trwała możliwie najkrócej.
Recytował przygotowaną wcześniej kwestię, zdając sobie sprawę z tego, jaka jest drewniana, ale miał w dupie jej styl. Zależało mu na tym, aby zmylić ich czujność, sprawić, żeby uwierzyli, iż chodzi o proste powtórzenie terapii i sprzed dwóch tygodni. Starał się nie patrzeć na Olega, który stał w kącie pomieszczenia i z zapamiętaniem obgryzał paznokcie.
Rudzki wstał.
- Czy mam ustawić pacjentów w ten sam sposób, w jaki stali wówczas? - zapytał.
- Nie ma takiej potrzeby - odparł spokojnie Szacki,
- Ja to zrobię, dzięki temu lepiej będę mógł zrozumieć funkcjonowanie mechanizmu.
- Nie jestem przekonany... - zaczął z wyższością Rudzki.
- Ale ja jestem - wpadł mu brutalnie w słowo prokurator. - A to jest eksperyment procesowy prowadzony przez prokuraturę w związku ze śledztwem w sprawie najpoważniejszej zbrodni, a nie wykład dla studentów pierwszego roku. To nie była uprzejma prośba, lecz informacja o tym, co zrobię, więc proszę pozwolić mi pracować.
Szacki przegiął z obcesowością, ale musiał usadzić doktorka na wstępie, inaczej tamten zacząłby kwestionować każdy jego ruch. A na to prokurator nie mógł sobie pozwolić.
Terapeuta wzruszył ramionami i skrzywił się z dezaprobatą, ale zamilkł. Szacki podszedł do niego, wziął go za rękę i ustawił pośrodku pomieszczenia. Kpiąco uśmiechnięty Cezary Rudzki zapewne nie podejrzewał, że miejsce, w którym stoi - podobnie jak miejsca pozostałych - nie jest przypadkowe, lecz wynika z bardzo długiej rozmowy, którą Szacki odbył poprzedniego dnia z doktorem Jeremiaszem Wróblem.
Wziął za rękę Barbarę Jarczyk i ustawił ją po prawej stronie Rudzkiego. Stali teraz ramię w ramię i patrzyli w stronę drzwi. Terapeucie zniknął z twarzy kpiący uśmieszek, spojrzał z niepokojem w stronę prokuratura. Szacki pozwolił sobie na mrugnięcie w jego stronę.
Następnie ustawił Hannę Kwiatkowską naprzeciwko Rudzkiego i Jarczyk - tak, żeby patrzyła w ich stronę. Kaima ustawił z boku, trochę poza układem, i kazał mu patrzeć w punkt mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Kwiatkowską a Jarczyk i Rudzkim. Blisko tego punktu ustawił Jadwigę Telak - która spojrzała na niego ze zdziwieniem, gdy wziął ją za rękę. Prawdopodobnie nie spodziewała się, że będzie musiała brać w tym udział. Ale stanęła grzecznie blisko punktu „x”, zwrócona w jego kierunku, na tyle z boku, że Kwiatkowska, Jarczyk i Rudzki mogli się swobodnie widzieć.
Rudzki był blady jak ściana. Pewnie już wiedział, do czego dąży Szacki. Ale ciągle miał nadzieję, że to przypadek, że prokurator maca po ciemku, starając się trafić na cokolwiek.
- Panie doktorze - powiedział Szacki. - Proszę powiedzieć wszystkim, jakie jest najważniejsze pytanie w czasie ustawień. A przynajmniej jedno z najważniejszych. Takie, które zadałby pan sobie, gdyby ktoś pokazał panu taki układ jak ten tutaj.
W pustej salce każda wypowiedź brzmiała nienaturalnie głośno, na dodatek towarzyszył jej niski pogłos. Tym bardziej dojmująca była cisza, jaka zapadła po pytaniu Szackiego.
- Trudno mi powiedzieć - odezwał się w końcu Rudzki, wzruszając ramionami. - Wydaje mi się to dość przypadkowe, nie widzę żadnego porządku. Musi pan zrozumieć, że...
- W takim razie ja powiem, skoro pan nie chce - przerwał mu ponownie Szacki. - To pytanie brzmi: kogo nie ma? Kogo brakuje? I faktycznie, wygląda na to, że wszyscy państwo wpatrujecie się obecnie w kogoś, kogo nie ma. Zamiast tej osoby jest pustka. Ale możemy łatwo temu zaradzić, stawiając w tym miejscu komisarza Kuzniecowa.
Szacki podszedł do policjanta i wziął go za rękę, na co tamtem cmoknął delikatnie w jego kierunku. Szacki poprzysiągł sobie w myślach, że później zamorduje gliniarza, i zaprowadził go w punkt „x”, dokładnie pomiędzy Kwiatkowską a Jarczyk i Rudzkiego, bardzo blisko Jadwigi Telak. Ustawił go tak, aby patrzyli na siebie z Jadwigą. Kobieta przełknęła ślinę i zrobiła ruch, jakby chciała się cofnąć.
- Proszę stać w miejscu - warknął Szacki.
- Proszę mi ją natychmiast odsłonić - krzyknęła Jarczyk, próbując wychylić się tak, aby móc spojrzeć na Kwiatkowską.
- Proszę mi ją natychmiast odsłonić, rozumie pan - głos jej drżał, była na granicy płaczu.
- Pan się niebezpiecznie zabawia, panie prokuratorze - syknął Rudzki, obejmując jednocześnie Jarczyk ramieniem. Kobieta przytuliła się do niego. - Pan nie wie, z jakimi mocami pan igra. Cieszę się, że cały ten „eksperyment” się nagrywa, mam nadzieję, że wie pan, co mam na myśli, wypowiadając te słowa. I proszę się pospieszyć.
- Faktycznie mógłbyś się pospieszyć - mruknął Kuzniecow, przełykając ślinę. - Nie wierzę w bajki, ale jak zaraz się nie ruszę z tego miejsca, to zemdleję. Czuję się naprawdę potwornie, jakby życie ze mnie wyciekało.
Szacki pokiwał głową. Zwycięstwo było blisko. Kuzniecow oddychał głęboko, naprzeciwko niego Jadwidze Telak łzy płynęły z oczu. Spełniła polecenie Szackiego i stała w miejscu, ale odchyliła w nienaturalny sposób tułów, starając się być jak najdalej od Kuzniecowa. Mimo to nie odwróciła wzroku. Jarczyk usiłowała opanować spazmy w ramionach Rudzkiego, który ze strachem wpatrywał się w prokuratora. Teraz nie mógł już mieć wątpliwości, do czego Szacki zmierza. Kwiatkowska nie przestała nawet na chwilę wpatrywać się w szerokie plecy Kuzniecowa, uśmiechała się lekko. Kaim stał spokojnie, ręce skrzyżował na piersiach.
- No tak, ale czy my teraz odgrywamy rodzinę pana Telaka, a pan komisarz jest właśnie Henrykiem Telakiem? - zapytał Kaim. - Prawdę powiedziawszy, nie do końca rozumiem, kto jest kim.
Szacki zdjął marynarkę i powiesił ją na krześle. Pieprzyć elegancję, był spocony jak mysz. Zaczerpnął głęboko powietrza. To był kluczowy moment. Jeśli po tym, jak powie, kogo odgrywają, zachowają spokój, jeśli to przewidzieli i wiedzą, jak się zachować - to koniec, pozostanie mu pożegnać ich grzecznie i napisać decyzję o umorzeniu. Jeśli ich zaskoczy i pękną - jedno z nich opuści nieprzyjazną katechetyczną salkę w kajdankach.
- Komisarz Kuzniecow faktycznie jest kluczową postacią tego ustawienia - powiedział. - Chociaż nie jest Henrykiem Telakiem. W pewien sposób wręcz przeciwnie - jest mężczyzną, który zginął przez Henryka Telaka.
Jadwiga Telak jęknęła, ale Szacki zignorował to i mówił dalej.
- Pan - wskazał na Kaima - jest najlepszym przyjacielem tego mężczyzny, jego powiernikiem, spowiednikiem i ostoją. Państwo - zwrócił się do Jarczyk i Rudzkiego - jesteście jego rodzicami. Pani - szybko odwrócił się w stronę Kwiatkowskiej - jego siostrą, która w dramatycznych okolicznościach odkryła śmierć swojego brata. - A pani - ze smutkiem spojrzał na Telakową - największą, najprawdziwszą i najszczerszą miłością tego mężczyzny, który nazywał się... - wskazał na nią ręką, chcąc, aby dokończyła.
- Kamil - wyszeptała Jadwiga Telak i runęła na kolana, patrząc z uwielbieniem w twarz Kuzniecowa, któremu też łzy puściły się z oczu. - Kamil, Kamil, Kamil, kochany, jak mi ciebie brakuje, jak bardzo. Przecież wszystko miało być inaczej...