- Szliśmy korytarzem - wtrąciła się nagle Jarczyk, nie zważając na karcące spojrzenie męża - ja ledwo żywa, on szary na twarzy, zgarbiony, zrozpaczony, ze zwieszoną głową. Żal mi się go zrobiło przez chwilę, chciałam zrezygnować, powiedzieć, żeby się trzymał. Ale przypomniałam sobie Kamila, mojego pierworodnego syna. Zebrałam się w sobie i powiedziałam, że przykro mi z powodu jego dzieci, że na jego miejscu chyba wolałabym umrzeć, niż z tym żyć. Wyznał, że też o tym myśli. Że tak naprawdę zastanawia się już tylko, jak to zrobić. Odparłam, że ja bym wybrała pigułki. Że w moim przypadku to byłoby proste, że i tak zażywam silne proszki uspokajające. Wystarczyłoby zażyć kilka więcej. Powiedziałam mu, że to piękna śmierć. Zasnąć spokojnie i po prostu już się nie obudzić. Wziął ode mnie fiolkę.
Jarczyk zamilkła, spojrzała lękliwie na męża, który przejechał dłonią po siwych włosach - Szacki pomyślał, że sam wykonuje identyczny gest, kiedy jest zmęczony - i dalej relacjonował plan wyrafinowanego morderstwa.
- Nie mówiłbym o tym, gdyby nie ten jego cholerny dyktafon i mania nagrywania wszystkiego, ale skoro i tak się wydało, to muszę. Pomysł z Hanią udającą zmarłą córkę Telaka był nieco teatralny - Kwiatkowska spojrzała na ojca w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości, że „nieco” nie jest odpowiednim słowem - ale uznałem, że to będzie ta kropla, która przeleje dzban. Że po czymś takim Telak pobiegnie do łazienki, zażyje proszki i tyle. Zemsta się dokona.
Teodor Szacki słuchał z pozornym spokojem. Panował nad sobą na tyle, aby nie okazać obrzydzenia. Znowu poczuł, że go mdli. Niechęć do Rudzkiego odczuwał w sposób nieomal fizyczny. Co za tchórzliwy dziad, myślał. Chciał się zemścić, to mógł go kropnąć, zakopać ciało, liczyć, że się uda. Zazwyczaj się przecież udaje. Ale on nie, wciągnął w to żonę, wciągnął córkę - upodabniając się tym samym do Telaka - wciągnął Kaima. Po co? Aby rozmyć odpowiedzialność? Aby obarczyć ich winą? Cholera wie.
- Możecie sobie pogratulować - powiedział z sarkazmem. - Henryk Telak nagrał pożegnalny list do żony, w którym powiedział, że zamierza popełnić samobójstwo dla dobra Bartka, a następnie wrócił do siebie i zażył proszki. Cały flakonik. Prawie wam się udało.
Cezary Rudzki wyglądał na wstrząśniętego.
- Jak to? Nie rozumiem... Ale w takim razie, dlaczego...
- Dlatego, że zaraz potem zmienił zdanie, zwymiotował, spakował się i wyszedł z pokoju. Może stchórzył, a może po prostu odłożył to o kilka godzin, żeby pożegnać się z rodziną. Nigdy się tego nie dowiemy. Zresztą to nieważne. Ważne, że Henryk Telak około godziny pierwszej w nocy kończy pakować walizkę, zakłada płaszcz i cicho wychodzi. Przemierza korytarz, wchodzi do salki, w której jeszcze kilka godzin temu odbywała się terapia, i... - wskazał zachęcająco ręką na Rudzkiego. Odbiło mu się żółcią. Znowu przed oczami stanęła plama w kształcie wyścigówki.
Terapeuta przygasł. Opięta na dumnie wyprostowanej sylwetce marynarka stała się nagle za duża, włosy zmatowiały, spojrzenie straciło hardość i uciekło w bok.
- Opowiem, co wydarzyło się dalej - powiedział cicho - jeśli pan najpierw odpowie na parę moich pytań. Chcę wiedzieć, skąd pan wie.
- Proszę mnie nie rozśmieszać - żachnął się Teodor Szacki. - To jest eksperyment procesowy, a nie powieść detektywistyczna. Nie będę państwu opowiadał dokładnie przebiegu śledztwa. Chociażby, dlatego, że żmudne dochodzenie to setki elementów, a nie jeden błyskotliwy śledczy.
- Kłamie pan, panie prokuratorze - terapeuta uśmiechnął się delikatnie. - A ja nie proszę, tylko stawiam warunek. Chce się pan dowiedzieć, co było dalej? To proszę odpowiedzieć na moje pytanie. Albo zacznę powtarzać, że nie pamiętam.
Szacki wahał się, ale jedynie krótką chwilkę. Wiedział, że jeśli teraz pójdą w zaparte, niemożliwością będzie udowodnienie winy w sądzie. Miałby problem nawet z kwalifikacją prawną ich pokręconej zemsty.
- Cztery elementy - powiedział w końcu. - Cztery elementy, które powinienem skojarzyć znacznie wcześniej. Co ciekawe, dwa z nich są zupełnie przypadkowe, mogły się pojawić kiedykolwiek. Pierwszy element to terapia ustawień, która dla pana okazała się bronią obosieczną. Mógł pan sterować wszystkimi, ale nie Telakiem.
- Z kim się pan konsultował? - wtrącił Rudzki.
- Z Jeremiaszem Wróblem.
- To dobry fachowiec, chociaż nie zaprosiłbym go na wykład do seminarium duchownego.
Szacki się nie uśmiechnął.
- Przez całą terapię Telak uporczywie się w kogoś wpatrywał. W kogo? Nie miałem pojęcia. Zasugerowałem się zasadą, że wcześniejsi partnerzy, jeśli nie pozwolono im odejść, są reprezentowani przez dzieci. Oraz że dziecko z kolejnego związku symbolizuje straconego partnera. Byłem pewien, że Henryk Telak miał dawniej kochankę, którą stracił w dramatycznych okolicznościach.
Podejrzewałem, że mógł czuć się winny za jej śmierć. Razem z doktorem Wróblem ustaliliśmy, że to najbardziej prawdopodobne. I że Kasia, w sposób nieświadomy tak silnie identyfikowała się z jego straconą miłością, aż poszła za nią w śmierć. A Bartek dąży do tego samego, aby zdjąć z ojca winę i spełnić jego marzenie dołączenia do ukochanej. Jednak żmudne grzebanie przez policję w przeszłości Henryka Telaka nie przyniosło rezultatu. Nie znaleziono śladów kochanki ani żadnej wielkiej miłości. Wygląda na to, że jedyną kobietą w życiu Henryka Telaka była pani - wskazał ręką na wdowę. - To by była ślepa uliczka, gdyby nie portfel Henryka Telaka - pozostawienie go było wielkim błędem z waszej strony. I to jest drugi element. Najciekawszą w nim rzeczą były kupony totolotka, na których regularnie powtarzał się ten sam zestaw cyfr. Nic mi nie mówił, dopóki nie poznałem daty i godziny śmierci Kasi Telak. Wtedy zrozumiałem, że cyfry na kuponie są datą - konkretnie 17 września 1978 lub 17 września 1987 roku - i godziną - 22. Tego samego dnia, o tej samej porze, w dwudziestą piątą lub szesnastą rocznicę dziewczyna popełniła samobójstwo. Zacząłem przeszukiwać gazety i pośród wielu innych znalazłem informację o zabójstwie Kamila Sosnowskiego. Teoretycznie nic tych spraw nie łączyło, ale w pewnej chwili zacząłem się zastanawiać: czy brakującym ogniwem może być mężczyzna? Czy to oznacza, że Henryk Telak był gejem? A może w ogóle przez cały czas skupiłem uwagę nie na tej połowie małżeństwa Telaków, co trzeba? Co, jeśli brakującym ogniwem ustawienia jest zmarły kochanek pani Jadwigi? Rywal Telaka? Jego śmierć byłaby dla Telaka jedną ze szczęśliwszych chwil w życiu. Na tyle, żeby obstawiać nią totka.
Na tym etapie sądziłem, że jest w tym jakiś pokręcony sens, a cała terapia faktycznie ma moc sprawczą. Hellinger twierdzi, że osoba chcąca dochować wierności zmarłemu partnerowi idzie za nim - w śmierć, w chorobę. To by się zgadzało, tylko w tym wypadku pani Jadwiga została wyręczona przez córkę. Ponadto abecadłem ustawień jest zasada, że jeśli kobieta kochała przedtem bardzo jakiegoś mężczyznę, to często widzi go w synu. Co z kolei tłumaczyło chorobę Bartka. Przecież pański syn też miał chore serce, mam rację?
Rudzki skinął głową.
- Sam nie wiem - kontynuował Szacki - jak to możliwe, ale uwierzyłem w fantastyczną hipotezę: Henryk Telak był w jakiś sposób - być może najbardziej bezpośrednio - zamieszany w śmierć kochanka swojej żony z końca lat osiemdziesiątych. W czasie terapii dowiaduje się, że dokonana przez niego zbrodnia doprowadziła do samobójstwa córkę i ma związek ze śmiertelną chorobą syna. W jakiś niewytłumaczalny sposób, dzięki „wiedzącemu polu”, czuje to także jego żona. Emocje pani Jadwigi, wśród nich nienawiść i pragnienie zemsty, są tak silne, że odbiera je jej reprezentantka w terapii, pani Barbara Jarczyk, i dokonuje zabójstwa. Zgrabne, ale nie miałem nawet jednej poszlaki łączącej Telaka z Sosnowskim ani pani Telak z ofiarą z przeszłości. Policja nie była w stanie zlokalizować jego rodziny, akta starego śledztwa zaginęły - dno. Poza tym ciągle coś mi nie dawało spokoju, te wszystkie małe rysy. Błędy w sztuce poczynione przez pana w czasie ustawienia, pigułki, nagranie z dyktafonu. Za dużo zbiegów okoliczności. I tutaj dochodzi trzeci element - moja córka.