Выбрать главу

— Noc w noc. Radowaliśmy się, wiedząc, że żyjesz. — I nie odpowiadaliście?

— Ależ odpowiadaliśmy, panie. Co noc. Lecz wiedzieliśmy, że nie odbierasz naszych odpowiedzi, że moja moc jest za mała. Tak bardzo pragnęliśmy powiedzieć ci, byś się zatrzymał, byś pozwolił nam się odnaleźć, lecz ty pogrążałeś się w dżungli coraz głębiej, nie mieliśmy sposobu, by cię powstrzymać, nie mieliśmy sposobu, by cię dogonić, nie potrafiłem dotrzeć do twego umysłu, panie. Nie potrafiłem dotrzeć do twego umysłu!

— Lecz w końcu jakoś ci się udało.

— Z pomocą twej matki, Pani. Tisana przemówiła do niej we śnie, otrzymała przesłanie — Pani zrozumiała, poniosła mnie siłą swego umysłu tam, gdzie nie potrafiłem dotrzeć sam. W ten sposób udało się nam w końcu nawiązać z tobą kontakt. Panie, mamy ci tyle do powiedzenia.

— Rzeczywiście — powiedział Tunigorn. — Będziesz zdumiony, Valentinie. Mogę ci to zagwarantować.

— A więc zadziwcie mnie — zaproponował Valentine.

— Sądzę, że Tunigorn powiedział ci, panie — odezwał się Deliamber — że odkryliśmy szpiega Metamorfów w osobie eksperta rolnego, Y-Uulisaana?

— Tak, oczywiście. Jak go odkryliście?

— Tego dnia, kiedy ruszyłeś w stronę Steiche, panie, zastaliśmy Y-Uulisaana w stanie zjednoczenia umysłów z jakąś znajdującą się bardzo daleko istotą. Czułem, jak jego umysł dąży do kontaktu, czułem, z jaką siłą odbyło się zjednoczenie. Natychmiast poprosiłem Lisamon i Zalzana Kavola, by go ujęli.

Valentine przyglądał się mu, zdziwiony.

— Jakim cudem dysponował taką mocą?

— To Zmiennokształtny, panie — wyjaśniła Tisana. — Zmiennokształtni umieją łączyć umysły, używając jako nośników umysłów smoków morskich.

Jak człowiek zaatakowany jednocześnie z dwóch stron Valentine patrzył to na Tisanę, to na Deliambera, by po chwili znów spojrzeć na starą tłumaczkę snów. Bardzo starał się zrozumieć to, co właśnie mu powiedzieli, lecz w ich słowach tyle było nie wyjaśnionego, że zrazu nie pojął niemal nic. Po chwili powiedział:

— Zdumiewa mnie wieść o tym, że Metamorfowie mogą rozmawiać ze sobą, korzystając z pomocy smoków. Kto by przypuszczał, że potęga umysłów tych stworzeń jest tak wielka?

— Nazywają smoki królami oceanu. Wydaje się, że umysł królów w istocie jest niezwykle potężny. Co sprawiało, że raporty szpiega bez problemu docierały do jego mocodawców.

— Jakie raporty? — Valentine poczuł niepokój. — Jakich mocodawców?

— Kiedy złapaliśmy Y-Uulisaana w trakcie zjednoczenia — mówił dalej Deliamber — Lisamon i Zalzan Kavol obezwładnili go, a wówczas on natychmiast zaczął zmieniać kształty. Przesłuchalibyśmy go w twej obecności, panie, gdyby nie fakt, że udałeś się już w kierunku rzeki, no a potem zaczęła się burza i nie mogliśmy ruszyć w twe ślady. Zdecydowaliśmy więc sami przeprowadzić przesłuchanie. Przyznał się do szpiegostwa, panie — miał pomóc ci kierować polityką rządu w odpowiedzi na atakujące nas plagi, a następnie natychmiast informować o jej szczegółach Metamorfów, co bardzo pomagało im w odpowiednim kształtowaniu i rozpowszechnianiu samych plag.

Valentine aż westchnął ze zdumienia.

— A więc to Metamorfowie… wywołują zarazy… rozsiewają je…

— Tak, panie. Y-Uulisaan wyjawił wszystko. Obeszliśmy się z nim… nooo… niezbyt łagodnie. Przez lata całe Metamorfowie w ukrytych tu, w Piurifayne, laboratoriach hodowali kultury każdej z zaraz, która na przestrzeni dziejów niszczyła nasze zboża. Kiedy byli gotowi, ruszyli w świat w najróżniejszych postaciach — w rzeczywistości niektórzy z nich jako agenci rolni nawiązali kontakty z farmerami, ofiarowując im rzekomo nowe sposoby zwiększenia plonów — po czym rozsiewali kultury w trakcie wizyt na ich polach. Inne rozproszono w powietrzu, poprzez uwolnione przez Metamorfów ptaki. Jeszcze inne po prostu wypuszczono, tak że wędrowały na wietrze jak chmury… Oszołomiony Valentine spojrzał na Sleeta.

— A więc znaleźliśmy się w stanie wojny i nic nawet o tym nie wiedzieliśmy!

— Teraz wiemy, panie — odrzekł Tunigorn.

— A ja wędrowałem sobie po terytorium przeciwnika, pewny w swej głupocie, że wystarczy kilka przyjaznych słów, że wystarczy wyciągnąć ramiona, a Danipiur uśmiechnie się i Bogini znów nas pobłogosławi. W rzeczywistości zaś Danipiur i jej lud wypowiedzieli nam tę straszną wojnę i prowadzili ją przez cały czas, gdy…

— Nie, panie — przerwał mu Deliamber. — Nie Danipiur. A przynajmniej ja nic o tym nie wiem.

— Coś powiedział?

— Y-Uulisaan służył Metamorfowi imieniem Faraataa, istocie pożeranej przez nienawiść, dzikiej, która nie potrafiła uzyskać od Danipiur poparcia dla swego programu, więc rozpoczęła go wraz ze zwolennikami niezależnie od niej. Wśród Metamorfów istnieją dwie frakcje, rozumiesz, panie? Faraataa przewodzi radykałom, jastrzębiom. Ich celem jest zagłodzenie nas, aż społeczeństwo wpadnie w chaos i ludzie zdecydują się opuścić Majipoor. Danipiur zaś należy do odłamu umiarkowanego, a przynajmniej mniej radykalnego.

— A więc muszę jednak udać się do Ilirivoyne, by z nią porozmawiać.

— Nigdy nie znajdziesz Ilirivoyne, panie — oświadczył Deliamber.

— A czemu to?

— Rozebrali miasto. Niosą je na plecach przez dżunglę. Czuję ich obecność, kiedy rzucam czary — i wówczas czuję też ruch. Danipiur ucieka przed tobą, panie. Nie chce się z tobą spotkać. Być może spotkanie to byłoby dla niej zbyt ryzykowne politycznie, być może nie jest już w stanie kontrolować swego ludu, boi się, że jej zwolennicy zasilą frakcję tego Faraatay, jeśli okaże ci najmniejszą uprzejmość. Tylko zgaduję, panie, lecz mówię ci, że nigdy jej nie znajdziesz, nawet gdybyś przeszukiwał dżunglę przez tysiąc lat.

Valentine przytaknął mu skinieniem głowy.

— Być może masz rację, Deliamberze. Z pewnością masz rację. — Zamknął oczy, próbując rozpaczliwie opanować zamęt w głowie. Jak strasznie pomylił się w ocenie, jak niewiele pojął z tego, co działo się rzeczywiście! — Ta łączność między Metamorfami z udziałem smoków morskich — od jak dawna to trwa?

— Prawdopodobnie od dłuższego czasu, panie. Smoki wydają się inteligentniejsze, niż sądziliśmy… wydaje się także, że do pewnego stopnia współpracują z Metamorfami, przynajmniej niektórymi. To bardzo niejasne.

— A Y-Uulisaan? Co się z nim dzieje? Powinniśmy dowiedzieć się od niego czegoś więcej na ten temat.

— Nie żyje, panie — oświadczyła Lisamon Hultin.

— Jak to?

— Kiedy rozpoczęła się burza, doszło do zamieszania. Próbował uciec. Złapaliśmy go, lecz wiatr wyrwał go z mego uścisku, a potem już nie udało się nam go odnaleźć. Na ciało natrafiliśmy następnego dnia.

— Niewielka strata, panie — oświadczył Deliamber. — Nie wyciągnęlibyśmy z niego nic więcej.

— Mimo to chciałbym z nim porozmawiać — powiedział Valentine. — Cóż, do tego już nie dojdzie. Prawdopodobnie nie zdołam się także skontaktować z Danipiur. A jednak trudno mi będzie zarzucić ten pomysł. Czy nie mamy żadnej nadziei znalezienia Ilirivoyne, Deliamberze?

— Moim zdaniem żadnej, panie.

— Widzę w niej sojuszniczkę… czy brzmi to dziwnie w waszych uszach? Królowa Metamorfów i Koronal, zawiązujący sojusz w walce z tymi, którzy wszczęli przeciw nam wojnę biologiczną. To głupota, prawda, Tunigornie. Proszę, odpowiedz szczerze — wydaje ci się to głupotą?

Tunigorn tylko wzruszył ramionami.

— Niewiele mogę powiedzieć na ten temat, Valentinie. Jedno wiem na pewno: Deliamber się nie myli, Danipiur nie chce spotkania z tobą i nie pozwoli się znaleźć. Sądzę, że marnować teraz czas na jej szukanie…