— Dekret nie skazuje na śmierć nikogo — wyjaśnił Hornkast. — Nie daje nikomu żadnych instrukcji. Jest po prostu listem kondolencyjnym Koronala Lorda Valentine'a, wyrazem żalu z powodu śmierci jego ojca i ojca nas wszystkich, wielkiego Pontifexa Tyeverasa.
— Ach! Valentine okazał się sprytniejszy, niż sądziłem — zachichotał Dilifon. — Jego ręce pozostają czyste.
— I zawsze były — stwierdziła Narrameer. — Powiedz mi, Hornkaście, kto ma zostać nowym Koronalem?
— Wybrano Hissune'a, syna Elsinome.
— Młodego księcia pochodzącego z Labiryntu?
— Właśnie jego.
— Zdumiewające. Będzie więc także nowa Pani?
— Elsinome — oznajmił Hornkast.
— Przecież to rewolucja! — krzyknął Shinaam. — Jednym ruchem dłoni Valentine przewrócił Górę do góry nogami. Aż trudno uwierzyć! Lord Hissune! To nieprawdopodobne. Jak to przyjęli książęta Góry?
— Moim zdaniem nie mieli wielkiego wyboru — rzekł Hornkast. — Nie powinniśmy się jednak przejmować reakcją książąt. Mamy do spełnienia pewne obowiązki. To nasz ostatni dzień u władzy.
— I dzięki Bogini — westchnął Dilifon. Ghayrog spojrzał na niego ponuro.
— Mówisz tylko za siebie!
— Może. A może także za Pontifexa Tyeverasa.
— Który najwyraźniej znów zaczął mówić za siebie, prawda? — powiedział Hornkast. Spojrzał na trzymany w rękach dokument. — Istnieje kilka problemów, na które chciałbym zwrócić waszą uwagę. Na przykład: moim ludziom nie udało się do tej pory odnaleźć wiarogodnego opisu procedury oznajmienia o śmierci starego Pontifexa i wstąpieniu na tron nowego. Tyle czasu minęło od poprzedniej takiej zmiany!
— Najprawdopodobniej nikt żywy jej nie pamięta — doszedł do wniosku Dilifon. — Z wyjątkiem samego Pontifexa Tyeverasa.
— Który w tej sprawie nie udzieli nam chyba żadnej pomocy. W tej chwili przeszukujemy archiwa, szukając opisu uroczystości towarzyszących śmierci Ossiera i wstąpieniu na tron samego Tyeverasa. Jeśli go nie znajdziemy, będziemy musieli wymyślić własną ceremonię.
Siedząca z zamkniętymi oczami Narrameer odezwała się pełnym namysłu, głuchym głosem:
— Zapomniałeś o czymś. Istnieje człowiek, który był przy Tyeverasie w chwili, gdy wstępował on na tron.
Hornkast spojrzał na nią, zdumiony. Była stara, o tym wiedzieli wszyscy, lecz nikt nie zdawał sobie sprawy, jak stara; wiedziano tylko, że pełniła przy Pontifeksie funkcję tłumaczki snów od samego początku, jak daleko sięgano pamięcią. Lecz jeśli rzeczywiście pamiętała czasy rządów Tyeverasa jako Koronala… przekraczało to granicę wyobraźni; poczuł dreszcz, choć uważał, że w jego wieku nic nie zdoła go już zdziwić.
— Więc pamiętasz? — spytał.
— Jak przez mgłę. Oznajmia się to najpierw na Dziedzińcu Kolumn, potem na Dziedzińcu Kuł, potem na Placu Masek, potem w Sali Wiatrów i na Dziedzińcu Piramid, a wreszcie przy Paszczy Ostrzy. Kiedy nowy Pontifex przybędzie do Labiryntu, musi wkroczyć przez Paszczę Ostrzy i przebyć wszystkie poziomy pieszo. To dobrze pamiętam — z niezwyciężoną energią Tyeveras kroczy wśród tłumów wykrzykujących jego imię; szedł tak szybko, że nikt nie mógł za nim nadążyć, i nie zatrzymał się, póki nie doszedł na najniższy poziom. Ciekawe, czy Pontifex Valentine wykaże się podobną żywotnością?
— I tu mamy kolejną dziwną sprawę — odezwał się Hornkast. — Pontifex Valentine nie zamierza natychmiast zamieszkać w Labiryncie.
— Co? — wykrztusił Dilifon.
— W tej chwili przebywa na Wyspie, z poprzednią Panią, Koronalem i nową Panią. Poinformował mnie, że ma zamiar udać się na Zimroel, by objąć kontrolę nad zbuntowanymi prowincjami. Spodziewa się, że zadanie to może pochłonąć wiele czasu, i prosi, by wstrzymać się z ceremonią wstąpienia na tron.
— Na jak długo? — zainteresował się Shinaam.
— Tego nie pisze, ale kto wie, jak długo trwać będzie ten kryzys? A póki się nie skończy, Valentine zamierza pozostać na widoku.
— W takim wypadku — zauważyła Narrameer — możemy się spodziewać, że kryzys nie skończy się za życia Valentine'a.
Hornkast spojrzał na nią z uśmiechem.
— Doskonale go rozumiesz. Nie znosi Labiryntu i moim zdaniem wykorzysta każdy pretekst, by uniknąć zamieszkania w nim.
Diłifon powoli potrząsnął głową.
— Lecz jak to możliwe? Pontifex musi mieszkać w Labiryncie. Tak nakazuje tradycja. Przez dziesięć tysięcy lat nie zdarzyło się, by tu nie zamieszkał!
— Ale Pontifexem nigdy nie był Valentine. Sądzę, że za jego rządów może zajść wiele zmian — jeśli tylko świat ocaleje z wojny, którą wypowiedzieli mu Zmiennokształtni. Powiem wam jedno: niewiele mnie obchodzi, czy zamieszka w Labiryncie, czy na Suvraelu, czy na Górze Zamkowej. Mój czas minął, jak i twój, mój dobry Dilifonie, i twój, Shinaamie, a być może nawet twój, pani. Zmiany, które mogą zajść teraz, już mnie nie interesują.
— Przecież Pontifex musi zamieszkać w Labiryncie — powtórzył Dilifon. — Jakim cudem Koronal ma objąć rządy, jeśli Pontifexa będą mogli oglądać obywatele świata?
— Być może taki właśnie jest plan Valentine'a — zauważył Shinaam. — Objął urząd Pontifexa, bo nie mógł już dłużej czekać, lecz pozostając na świecie, gra de facto rolę Koronala, a Lord Hissune pozostaje pod jego pełną kontrolą. Na Panią, nie spodziewałem się po nim takiej zręczności!
— Ja także — oznajmił Dilifon. Hornkast tylko wzruszył ramionami.
— Nie mamy pojęcia, jaki przyświeca mu cel. Wiemy tylko, że póki trwa wojna, Valentine nie zamieszka w Labiryncie. A kiedy przybędzie, będzie mu towarzyszył jego dwór; w chwili formalnego przejęcia tronu wszyscy zostaniemy zwolnieni z zajmowanych do tej pory stanowisk. — Rozejrzał się po sali. — Chciałbym, byście uświadomili sobie, że mówiliśmy tu o Valentinie jako o Pontifeksie, podczas gdy w rzeczywistości nie zasiadł on jeszcze na tronie. Naszym ostatnim obowiązkiem jest przeprowadzenie sukcesji.
— Naszym? — spytał ponuro Shinaam.
— Chcesz uniknąć odpowiedzialności? Więc dobrze, odejdź, starcze, a my wykonamy swoje zadanie bez ciebie. Musimy teraz udać się do sali tronowej i do końca postępować tak, jak nakazują zwyczaje. Dilifon? Narrameer?
— Pójdę z wami — oznajmił Shinaam równie ponuro.
Hornkast szedł pierwszy — powolna parada, procesja starców. Musieli zatrzymywać się kilkakrotnie, gdyż Dilifon, wspierający się na ramionach dwóch potężnych doradców, przystawał, by zaczerpnąć oddechu. W końcu dotarli jednak przed wielkie, prowadzące do sali tronowej wrota. Po raz ostatni Hornkast wsunął dłoń w rękawicę, dotknął sensorycznego zamka; tego gestu nie miał powtórzyć już nigdy.
Przed oplataną przewodami kulą systemu podtrzymywania życia, w której tkwił Tyeveras, stał Sepulthrove.
— Bardzo to dziwne — powiedział. — Po tak długim milczeniu przemówił znowu. Posłuchajcie, znów zaczyna.
Z kuli błękitnego światła dobiegło gulgotanie i gwizdy — głos Tyeverasa — a potem, czysto i wyraźnie jak niegdyś, doszły wypowiedziane przez niego słowa: “Już. Wstań. Idź”.
— Powtarza to, co mówił ostatnio — zauważył Sepulthrove.
— Życie. Ból. Śmierć!
— Sądzę, że wie — stwierdził Hornkast. — Musi wiedzieć. Sepulthrove zmarszczył brwi.
— O czym wiedzieć? Hornkast pokazał mu edykt.
— Lord Valentine wyraża żal z powodu śmierci wielkiego władcy Majipooru.
— Rozumiem. — Jastrzębia twarz lekarza poczerwieniała od napływającej do niej krwi. — W końcu musimy to uczynić.