— Ach! A skąd ten pomysł? Czyżby rząd centralny był dla miasta aż tak dokuczliwy? Jak sądzisz?
— Igrasz ze mną, panie. Ja nie znam się na tych sprawach. Wiem tylko, że czasy są ciężkie, że wiele się zmieniło, że Piliplok postanowił, iż będzie decydować sam o sobie.
— Ponieważ Piliplok nadal ma żywność, a inne miasta nie, a żywienie głodujących jest dla was zbyt ciężkie? Czy nie tak, Guidrag?
— Panie…
— Nie powinnaś już zwracać się do mnie “panie”. Teraz należy mi się tytuł “Wasza Wysokość”.
Jeszcze bardziej zmieszana Skandarka spytała:
— Lecz czyż nie jesteś Koronalem, panie… Wasza Wysokość…
— Wiele zmieniło się, nie tylko w Piliploku — wyjaśnił jej Valentine. — Pokażę ci te zmiany, Guidrag. Potem powrócę na swój statek, a ty wprowadzisz go do portu, gdzie porozmawiam z władcą tej twojej wolnej republiki i on wszystko dokładnie mi wyjaśni. Dobrze, Guidrag? Pozwól, że pokażę ci, kim jestem.
W jedną rękę ujął dłoń Sleeta, w drugą mackę Deliambera i gładko, łatwo wszedł w sen na jawie, trans umożliwiający jego umysłowi bezpośrednie osiągnięcie innego umysłu, jak przy przesłaniu. Z jego duszy do duszy Guidrag przepłynął tak intensywny strumień energii życiowej i mocy, że aż powietrze między nimi zaczęło świecić; Valentine sięgnął bowiem nie tylko po te zasoby energii, które gromadził w sobie przez cały czas zamieszania, czas próby, lecz także zaczerpnął ją od Sleeta i Vroona, i od towarzyszy na pokładzie “Lady Thiin”, i od Lorda Hissune'a i jego matki, Pani, i od byłej Pani, swej matki, i od tych wszystkich, którzy kochali Majipoor, jakim był, i chcieli, by znów stał się taki. Sięgnął nią ku duszy Guidrag, ku duszy kapitanów — Skandarów, stojących przy jej boku, ku duszom załóg innych statków, aż wreszcie ku duszom wszystkich obywateli wolnej republiki Piliplok. Przesłanie ku nim słał proste: “Przybyłem wybaczyć wam winy i odebrać od was przysięgę na rzecz naszej wspólnej planety, wspólnego dobra, Majipooru”. Powiedział im także, że Majipoor jest niezwyciężony, lecz silni muszą pomóc słabym lub zginą wszyscy — i silni, i słabi — świat bowiem stoi na krawędzi zagłady i nic go nie ocali oprócz wielkiego zbiorowego wysiłku. I w końcu powiedział im także, że oto kończą się rządy chaosu, gdyż Pontifex, Koronal, Pani i Król Snów wspólnie będą z nim walczyć, że świat znowu stanie się całością… jeśli tylko uwierzą w sprawiedliwość Bogini, w której imieniu on sam sprawuje teraz urząd najwyższego władcy.
Valentine otworzył oczy. Dostrzegł, jak Guidrag słania się, oszołomiona, jak opada na kolana, jak stojący obok Skandarzy idą za jej przykładem. Nagle Guidrag zasłoniła oczy dłońmi, jakby chciała ochronić je przed oślepiającym światłem. Cichym, zdumionym i przerażonym głosem powtarzała: “Panie… Wasza Wysokość… Wasza Wysokość…”
Ktoś stojący gdzieś dalej krzyknął nagle “Valentine Pontifex!”Marynarze podejmowali ten okrzyk: “Valentine Pontifex! Valentine Pontifex!”, aż dobiegał on już z każdego statku, aż fale odbijały jego echo, aż niósł się nawet z dalekiego nabrzeża portu Piliplok.
Valentine! Valentine Pontifex! Valentine Pontifex!
KSIĘGA ZJEDNOCZENIA
1
Gdy królewskie siły ekspedycyjne miały jeszcze do Ni-moya kilka godzin drogi rzeką, Lord Hissune wezwał do siebie Alsimira i powiedział:
— Dowiedz się, czy wielki dom znany jako Prospekt Nissimorna jeszcze stoi. Jeśli tak, zajmę go na kwaterę na czas pobytu w mieście.
Hissune pamiętał ten dom. Pamiętał Ni-moya błyszczących wież i lśniących arkad tak wyraźnie, jakby mieszkał tu od urodzenia. Przed tą podróżą nigdy jednak nie był na Zimroelu, a miasto oglądał cudzymi oczami Właśnie teraz myślał o czasach dzieciństwa, kiedy w sekrecie odczytywał nagrania z Rejestru Dusz, znajdującego się na samym dnie Labiryntu. Jak nazywała się ta dziewczyna, ta sklepikarka z Velathys, która poślubiła książęcego brata i odziedziczyła po nim Prospekt Nissimorna? Przypomniał sobie. Inyanna. Inyanna Forlana, złodziejka z Wielkiego Bazaru do chwili, kiedy jej los zmienił się tak dramatycznie. Zdarzyło się to pod koniec rządów Lorda Malibora, jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat temu. Najprawdopodobniej Inyanna Forlana nadal żyje, myślał Hissune. I nadal mieszka w cudownym domu z widokiem na rzekę. Pojawię się u niej i powiem: “Znam cię, Inyanno Forlano. Rozumiem cię równie dobrze jak samego siebie. Należymy do tego samego gatunku ludzi — jesteśmy szczęściarzami i wiemy, że prawdziwymi szczęściarzami są ci, którzy wiedzą, jak poradzić sobie z własnym szczęściem”.
Prospekt Nissimorna znajdował się tam, gdzie zawsze, ze skalistego przylądka górował nad portem; delikatne balkony i portyki wznosiły się majestatycznie w błyszczącym słońcem powietrzu. Lecz nie było w nim Inyanny Forlany. Jej dom zajmowała terafe skłócona banda dzikich lokatorów mieszkających po pięciu i sześciu w jednym pokoju, mażących swe nazwiska na szklanej ścianie Sali Okien, palących kopcące ogniska na werandach i zostawiających brudne odciski palców na błyszczących bielą murach. Kiedy wojska Koronala przekroczyły bramę, większość z nich znikła jak mgła o poranku, lecz niektórzy zostali, gapiąc się na Hissune'a nieprzyjaźnie, jakby był przybyszem z innego świata.
— Mam wyrzucić stąd resztę tego śmiecia, panie? — spytał Stimion.
Hissune przytaknął skinieniem głowy, po czym dodał:
— Najpierw dajcie im jednak coś do jedzenia i picia i oznajmijcie, że Koronal z żalem pozbawia ich miejsca do spania. Zapytajcie też, czy wiedzą coś o Inyannie Forlanie, do której należał niegdyś ten dom.
Wędrował ponury po pokojach, porównując to, co zastał, z promienną wizją pamiętaną z Rejestru Snów. Przygnębiające wrażenie. Nie ocalało nic, każdy, najmniejszy nawet fragment domu był zniszczony, brudny, zrujnowany, obrabowany. Trzeba byłoby armii rzemieślników i wielu lat, by przywrócić mu dawną świetność, pomyślał Hissune.
Ni-moya do złudzenia przypominało Prospekt Nissimorna. Niepocieszony Hissune szedł Galerią Okien o szklanej ścianie, widząc przez nią tylko przerażające ruiny. A przecież było to najbogatsze, najwspanialsze miasto Zimroelu, mogące równać się tylko z miastami Góry Zamkowej. Białe wieże, niegdyś dom trzydziestu milionów ludzi, poczerniałe teraz były od dymów kilku wielkich pożarów. Z pałacu księcia pozostały tylko ruiny na wspaniałym fundamencie. Galeria Pajęcza — niemal milowy, skonstruowany z płótna ciąg handlowy wiszący w powietrzu, mieszczący niegdyś najpiękniejsze sklepy miasta — na jednym końcu została odcięta od podpór i leżała teraz częściowo na ciągnącej się poniżej alei jak porzucony w pośpiechu płaszcz. Szklane kopuły Muzeum Światów potrzaskano; Hissune nie chciał nawet myśleć o tym, co stało się z jego skarbami. Ruchome światła Bulwaru Kryształowego nie świeciły. Spojrzał na port i dostrzegł resztki tego, co musiało być niegdyś pływającymi restauracjami, w których zjeść można było najwymyślniejsze przysmaki kuchni Narabal, Stee, Pidruid i innych dalekich miast… zniszczone, unoszące się na wodzie dnem do góry.
Czuł się oszukany. Tak długo marzył o zobaczeniu Ni-moya, teraz wreszcie przybył i widział je… zrujnowane, prawdopodobnie nie do naprawienia.
Zastanawiał się, co tu zaszło. Dlaczego obywatele miasta, głodni, szaleni, w panice zniszczyli swój dom? Czy tak wygląda także serce Zimroelu; piękno tworzone przez pokolenia unicestwione w krótkim napadzie bezrozumnego szału? Myślał o tym, że za stulecia dumnego zachwytu dla własnych osiągnięć obywatelom Majipooru przyszło zapłacić bardzo wysoką cenę.