_ Bo ty nie mógłbyś… nie zrobiłbyś tego. – Rozległo się ostatnie plaśnięcie i ekspres umilkł – kawa była gotowa. Sam nie zwróciła na to uwagi.
_ To prawda, ale kierujesz się emocjami, a nie faktami – powiedział.
_ Chcesz, żebym cię z powrotem wpisała na listę?
_ Chcę, żebyś myślała logicznie. – Wyprostował się• Pogrzebał w szafce i wyciągnął dwa kubki.
_ A co powiesz o intuicji? Czy wy, gliniarze, nie tak to nazywacie? _ Odrzuciła długopis. Nie miała wystarczających informacji o tych ludziach, żeby w ciemno dokonać wyboru albo zgadywać, kto z nich jest winny.
_ Nie jestem już gliniarzem, a instynkt wewnętrzny to tak, jak kobieca intuicja. Coś w tym jest – powiedział i nalał kawę do kubków.
_ Dzięki. – Patrzyła na listę podejrzanych, popijała kawę, ale nadal czuła w środku zimno.
Popatrzyła na pokreśloną katikę. Jeden z tych mężczyzn był mordercą.
Była tego pewna. Ale który? George Hannah? Nie – morderstwo byłoby zbyt obrzydliwe;!ile chciałby upaprać swoich garniturów od Armaniego.
Pamiętaj – morderca dzwoni na drugą linię; musi być związany z roz¬głośnią. Może nie znasz George'a tak dobrze, jak ci się zdaje.
Przeszla do kolejnego nazwiska. Ryan Zimmerman? Co wiedziała o chłopaku Annie? Tylko tyle, że był sportowcem, który zaczął brać narkotyki, ale wygrzebał się z tego.
Kent Seger? Kolejna zagadka. Chłopak z depresją i problemami psychicznymi po śmierci siostry. Zapisała sobie, że ma zadzwonić do szpitala Miłosierdzia.
A co z Jasonem Faradayem – ojczymem, który zostawił rodzinę i szybko ożenił się ponownie? Jaka była jego historia? Postukała palcem w jego nazwisko.
– Skreśl go – powiedział Ty, jakby czytał w jej myślach. – Morderca zostawił odciski palców. Jason Faraday był w wojsku, służył w Wietna¬mie. Gdyby to był on, policja i FBI już by go aresztowały.
Wykreśliła ojczyma Annie.
– Moje odciski palców też mają – dodał. – Dlatego możesz wyma¬zać i mnie, ale nie dlatego, że mnie…
Szczegóły, szczegóły – przerwała mu szybko. Oboje byli zbyt zmęczeni i wyczerpani, żeby dłużej się nad tym wszystkim zastanawiać. Oparła się o fotel i zmęczonym gestem odgarnęła włosy z oczu. Poczuła krople potu na czole. Jak to możliwe – na dworze jest taki upał, a jej ciągle jest zimno?
– Chodź, pojedziemy do mnie – zaproponował Ty. – Musisz odpo¬cząć.
– Nie mogę. Co będzie, jak John zadzwoni? Muszę być tutaj.
– Może pojawić się osobiście – przypomniał jej Ty. – Poczuję się lepiej, jeśli spakujesz torbę i zostaniesz u mnie. Onjuż raz włamał się do domu. Może nawet kilka razy. Leanne Jaquillard miała na sobie twoją bieliznę. On może tu wejść i wyjść kiedy zechce.
– Zostawiliśmy otwarte drzwi – przypomniała mu. – Teraz jest bez¬piecznie. Mam alarm, policjajest w okolicy, a telefony są podłączone do systemu śledzącego połączenia. Sprawdzą każdego, kto zadzwoni. Poza tym, twój przyjaciel, prywatny detektyw, węszy dookoła.
– Andre, tak, ale…
– Nie kłóć się ze mną. Myślę, że John zadzwoni jeszcze raz. Mam nadzieję• Tym razem policja wyśledzi jego numer, a ja będę przygotowana.
Ty zmarszczył brwi. Nie był wcale przekonany.
– A co będzie, jeśl i John postanowi złożyć ci wizytę osobiście?
– Myślałam o tym. Powiedziałam ci, że dom jest bezpieczny.
– To żadna gwarancja, on może się prześlizgnąć. Pamiętaj, że do tej pory morderstwa uchodziły mu na sucho.
– Wiem, ale… -powiedziała, zalotnie przechyliła głowę na bok i do¬tknęła guzików jego koszuli. – Miałam nadzieję, że ty i Sasquatch zosta¬niecie ze mną – ochroniarz i pies.
– A teraz sięgasz po typowo kobiecą broń?
– Po prostu staram się ciebie przekonać – powiedziała, niezadowolona, że odgadł jej podstęp. – Chcę zostać w domu. – Ty skrzywił się i miał zamiar dalej się spierać, ale ona położyła mu palce na ustach.
– Proszę, Ty. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby zła¬pać tego wariata, zanim skrzywdzi kogoś jeszcze.
– Właśnie staram się temu zapobiec – powiedział. – Boję się, że jesteś kolejnym celem.
– Więc zostań ze mną•
– Dobrze, ale jak zaczną się jakieś kłopoty, uciekamy…
– Umowa stoi.
Zmarszczył czoło i jednym łykiem dokończył kawę•
_ Skoczmy do mnie. Zabierzemy psa i ciuchy na zmianę. Skoro je¬steś taka uparta, żeby spędzić noc tutaj, to wrócimy.
_ Dobrze – powiedziała. W sunęła stopy w klapki i zanIosła kubki do zlewu. Włączyła alarm, zamknęła drzwi i poszła za Tyem do samochodu.
Noc była ciemna i wilgotna, a księżyc zasłaniały chmury. Owady kłę¬biły się przy lampie na ganku i pełzały po oknach. W pobliskich domach paliły się światła, a przez otwarte okna dobiegały tłumione odgłosy tele¬wizorów, zmywarek, muzyki i rozmów. Była ciekawa, czy jeszcze kie¬dyś poczuje się tu bezpiecznie, otworzy okna, wpuści do domu wiatr i będzie wsłuchiwać się w cykanie świerszczy.
Nie pozwól, żeby John ci to zrobił. Nie daj mu wygrać. Znajdź drania. Wzdłuż ulicy stało zaparkowanych kilka samochodów. Znajomych i obcych.
Ty zauważył, że Sam przygląda się im uważnie.
– Drugi na lewo to policja- powiedział. – Twoja prywatna ochrona.
– Skąd wiesz?
– Nie zapominaj, że byłem kiedyś gliną.
– Tak – powiedziała i wsiadła do volva, zatrzaskując drzwi. – Prawda jest taka, że niewiele o tobie wiem.
Rzuciłjej rozbrajający uśmiech, okrążył podjazd i wyjechał na ulicę•
– Nie mam tajemnic. Co chcesz wiedzieć?
Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B, pomyślała, bawiąc się pasem bezpieczeństwa.
– Po pierwsze, zakładam, że nie istnieje pani Wheeler?
– Tylko moja matka. Jest wdową i mieszka w San Antonio.
W bocznym lusterku Sam dostrzegła samochód, który ruszył za nimi, włączając światła.
– Nie są zbyt dyskretni, prawda? – Ty zerknął w lusterko. – Byłem żonaty, ale dawno temu z ukochaną ze szkoły średniej, która nie chciała być żoną policjanta. Rozwiedliśmy się, zanim pojawiły się dzieci i od tamtej pory nie miałem ochoty jeszcze raz iść do ołtarza.
– A dziewczyny?
– Po jednej w każdym porcie – zażartował, ale zaraz spoważniał.
Światła z samochodu za nimi oślepiły go trochę. – Tak naprawdę, to nie miałem czasu. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
– Tak, ale później.
Skręcił przed swoim domem i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Silnik zgasł. Sam sięgnęła do klamki, ale Ty chwycił ją za ramię i zatrzymał.
– Posłuchaj, Samanto. Wiem, że znamy się krótko i przyznaję, że miałem swoje powody, żeby cię poznać. Okłamałem cię, wydało się. Wiem, że popełniłem błąd, uwierz mi. Nie miałem zamiaru wiązać się z tobą, ale niczego nie ukrywam. N ie mam żadnej ciemnej, strasznej tajemnicy. Gdybym miał to wszystko robić jeszcze raz, byłbym z tobą szczery, ale wyszło inaczej. – Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Po¬czuła na twarzy jego ciepły oddech. – Zaufąj mi, kochanie. Zrobię wszyst¬ko, żeby wyciągnąć cię z tego bałaganu. Wszystko. – Przejechał palcem po linii jej brody, a potem opuścił rękę. – Czuję, że to moja wina, że to wszystko przytrafiło się tobie i innym kobietom. – W jego oczach do¬strzegła ból. – Przysięgam ci… zrobię wszystko, co w mojej mocy, że¬byś była bezpieczna. Obiecuję. Uwierz mi.
Kiedy spojrzała w jego pociemniałe oczy, coś ścisnęło ją w gardle.
Wydawało jej się, że jest bardzo szczery i zdeterminowany. Dręczyło go poczucIe wmy.
– Wierzę ci – powiedziała, ale nie chciała mówić nic więcej. Bała się przyznać, że się w nim zakochała. Takie słowa zabrzmiałyby idio¬tycznie i banalnie, a prawda była taka, że nie mogła ufać nawet własnym emocJom.