Выбрать главу

Nieoznakowany samochód minął ich i błysnęły światła.

– Lepiej chodźmy – powiedział Ty i rozluźnił uścisk.

Weszli do domu i Sam miała wrażenie, że wieki upłynęły od chwili, kiedy wypadła stąd w nocy, wściekła na niego za to, że ją oszukał. O Bo¬że, tyle się wydarzyło od tamtej pory, a minęło zaledwie kilka dni.

Kilka dni temu Leanne jeszcze żyła.

Z ciężkim sercem poszła za nim na poddasze i usiadła na rogu łóżka, a on wrzucił ubranie i przybory o golenia do sportowej torby. Myśli o Le¬anne Jaquillard nie dawały jej spokoju. Gdyby tylko zdołałajej pomóc. Gdyby wcześniej odpowiedziała najej telefony. Gdyby tylko… O Boże, nie mogła tak myśleć. Włożyła ręce między kolana i wpatrywała się w dywań.

– Czuję, że gdybym z nią porozmawiała, gdybyśmy się spotkały, można było temu zapobiec – powiedziała.

Ty dostrzegł jej odbicie w lustrze.

– John… powiedział mi, że złożył dla mnie ofiarę. Zabił ją… z mo¬jego powodu… i… ona starała się ze mną skontaktować, ale mnie nie było.

Ty zasunął suwak w torbie i ukląkł przed nią. Palcem uniósł jej pod¬bródek i spojrzał jej w oczy. _ Nie wiesz tego. Mogłyście być martwe obie. Przestań, Samanto, nie rób sobie wyrzutów. To okropna tragedia, ale to nie twoja wina.

_ Wspaniale się z tobą rozmawia. A kto właśnie przed chwilą mówił o poczuciu winy?

– Wyzwoliłem się z tego. Łzy napłynęły Sam do oczu.

– Zginęła dlatego, że mnie znała. Gdyby nie to…

– Nie mów tak, Samanto, proszę cię – powiedział łagodnie. – Teraz ty i ja musimy dorwać tego faceta. Leanne by tego chciała.

– Każdy by tego chciał.

Zamrugała szybko i z całej siły starała się powstrzymać od płaczu.

– Masz rację – powiedziała. – Dostańmy go.

_ Dostaniemy – obiecał Ty. Sięgnął do górnej szuflady komody i wyciągnął pistolet.

Sam zesztywniała.

– Pistolet? Masz broń?

_ Przecież byłem policjantem, zapomniałaś? Nie martw się, mam pozwolenie. Wszystko jest legalne. – Włożył magazynek, zabezpieczył broń i wsunął pistolet do kabury pod pachą, zapiął paski i założył mary¬narkę. – Na wszelki wypadek.

– Nie lubię broni.

– A ja nie lubię facetów, którzy zabijają kobiety. Jeśli ktoś spróbuje cię skrzywdzić, pożałuje. – Sam pomyślała, że Ty tylko żartuje, by ją rozbawić, ale zobaczyła jego zacięty wzrok i wiedziała, że mówi poważ¬nie. Śmiertelnie poważnie.

Skoro to jest ts:n jedyny facet, jak mówiłaś Sam, dlaczego tak cię unika? – zastanawiała się Melanie, kiedy leżąc w wannie, wykręcała nu¬mer swojego chłopaka. Był środek nocy. Dlaczego nie odbiera? Może wyłączył komórkę, żeby nikt go nie budził o tej porze?

Może jest z inną kobietą?

Ta myśl była jak nóż wbity w serce. Boże, Mel, mylisz się.

Popatrzyła na kroplę wody zwisającą z kranu. Czekała i wiedziała, że nie odbierze, więc będzie musiała zostawić mu trzecią wiadomość w poczcie głosowej. Co w nim było takiego, że nie mogła mu się oprzeć? – Zostaw wiadomość – powiedział nagrany głos.

– Cześć, to znowu Melanie. Zastanawiałam się, co knujesz? – Starała się mówić swobodnie, ale czuła się jak idiotka. Uganiała się za nim, jak za tuzinem innych przystojnych facetów, którzy zawsze źle ją trakto¬wali. Coś było z nią nie tak – nie musiała studiować psychologii, żeby dostrzec, że zawsze wiąże się z nieodpowiednimi mężczyznami – ale mimo to nie potrafiła inaczej. To jakieś uzależnienie, pomyślała i za¬mknęła oczy. Jesteś niewolnicą miłości. Tak jak twoja matka i siostra. Wszystkie kobiety w jej rodzinie trafiały na beznadziejnych facetów. Matka miała sześciu mężów i nigdy nie była szczęśliwa, a siostra nadal była żoną dupka, który bił ją za każdym razem, kiedy się upijał, a Mela¬nie, najbardziej niezależna z nich, uganiała się za wysokimi ciemnowło¬symi i niebezpiecznymi typami.

Niedługo będzie lepiej. Jutro znowu zadzwoni do Trish LaBelle w WNAB. Nie podda się. Nie zrezygnuje ani z chłopaka, ani z poszuki¬wania lepszej pracy – albo w WSLJ, albo w konkurencyjnej stacji.

Trzeba pomyśleć o tym, jak zrobić karierę. Uśmiechnęła się. Wy¬obraziła sobie siebie przy mikrofonie, prowadzącą Nocne wyznania. Te dwa tygodnie, kiedy Samanta była w Meksyku, były najlepsze w życiu Melanie… wcielała się w doktor Sam i nawet spędzała wieczory w jej domu. Poznała swojego nowego chłopaka tydzień wcześniej, ale dopie¬ro wtedy między nimi zaiskrzyło… pamiętała,jak kochał się z nią w wiel¬kim łóżku Sam. Nawet teraz zadrżała na samo wspomnienie.

Tak, pomyślała, powoli namydlając ciało, wszystko zmieni się na lepsze. Już ona się o to postara.

Rick Bentz patrzył przez zabrudzoną mal1wymi owadami szybę, jak Montoya przekraczał dozwoloną prędkość i pędził autostradą.

– Nie wydaje ci się dziwne, że zaginęło trzech facetów? – zapytał Bentz, stukając palcami w podłokietnik. Samochód był nagrzany i śmier¬dział papierosami. – Wszyscy trzej mają związek z Annie Seger albo z Sa¬mantą Leeds i wszyscy mieszkali w Houston, kiedy umarła Annie.

– Wszystko w tej cholernej sprawie jest dziwne. – Montoya znowu palił. Wyrzucił niedopałek przez okno i zamknął szybę, dając klimatyza¬cji szansę na ochłodzenie rozgrzanego jak piec•wnętrza cywilnego sa¬mochodu.

Wracali z White Castle, gdzie rozmawiali z panią Zimmerman, py_ skatąkobietą, która nie miała nic dobrego do powiedzenia na temat męża.

– Powinnam słuchać rodziców i nigdy za niego nie wychodzić¬powiedziała ze złością. – Ten facet to nic.dobrego. Nie wiem, co ja sobie myślałam. A teraz jeszcze stracił pracę. Po prostu nie poszedł tam pew¬nego dnia, czy to odpowiedzialne?

Siedziała w salonie otoczona pudłami. Najwidoczniej albo ona się wyprowadzała, albo wyrzucała Ryana.

– Dlaczego o niego pytacie?

Kiedy Montoya wyjaśnił jej, że policja się nim interesuje w związku z zabójstwem Leanne Jaquillard, kobieta natychmiast zmieniła ton.

_ Ryan nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Owszem, jest duży i sil¬ny, ale nie jest mordercą – upierała się•

Montoya wyjaśnił cierpliwie, że chcieli tylko zjej mężem porozma¬wiać. W końcu zebrała się w sobie i wyprosiła ich. Powiedziała, że jeśli jeszcze raz będą chcieli z nią porozmawiać, to w obecności adwokata.

_ Więc Zimmerman zniknął. Nie ma adresu ani pracy – komento¬wał Montoya. Bentz sięgnął do kieszeni koszuli po nieistniejącą paczkę papierosów. Musiała mu wystarczyć resztka nikotyny w ostatnim kawałku gumy do żucia. Montoya założył okulary przeciwsłoneczne. – Kent Se¬ger też wyparował. Wyjechał i nie wiadomo z czego żyje.

– Tak. – Bentz skrzywił się, a Montoya zaczął wyprzedzać samo¬chód z małym staruszkiem za kierownicą. Jego siwa żona była tak drob¬na, że prawie nie było jej widać. Odbite od czegoś słońce oślepiło Mon¬toyę tak, że musiał opuścić daszek.

– Jest jeszcze brat Samanty Leeds – mówił dalej Montoya. – Znik¬nął i nie kontaktował się z rodziną, ale pracował we wszystkich mia¬stach, w których jego siostra prowadziła programy radiowe. Tylko żejak dla mnie to za łatwe wytłumaczenie. Może coś jest w tej teorii Wheele¬ra, że Annie Seger została zamordowana?

Bentz musiał przyznać, że istotnie było w tym' coś, ale zapomniał, o czym rozmawiali, kiedy Montoya wyprzedził duże auto i Bentz rozpo¬znał to, co go oślepiało. Na lusterku w samochodzie wisiał różaniec, a błyszczące paciorki odbijały intensywne słoneczne światło.

– Niech mnie diabli – powiedział, kiedy Montoya przejechał pas, żeby zjechać z autostrady. – Widziałeś to?