– W porządku, moja pani – przemówiła spokojnie do groźnej bestii. – Nic nie zrobię twoim dzieciom.
Suka przechyliła łeb, jakby rozważała, czy może zaufać Avery, po czym powoli odwróciła się i podeszła do maluchów. Położyła się na boku, a kiedy szczeniaki przyssały się do niej, westchnęła ciężko i od niechcenia raz machnęła potężnym ogonem.
Avery z niedowierzaniem pokręciła głową. Dopiero teraz uświadomiła sobie absurdalność własnego zachowania. Co ona sobie wyobrażała? Ze idzie z odsieczą spętanemu Hunterowi? Nieustraszona Avery Chauvin… Nie, raczej nieustraszona Avery Croft, najdzielniejsza pogromczyni złoczyńców.
Rozejrzała się po pokoju. Schludne, acz spartańskie wnętrze. Stara kanapa, której obicie kiedyś pewnie jaśniało złocistą barwą, dawno jednak straciła blask nowości. Stary stolik. I piękny skórzany fotel.
Pozostałości minionych czasów, starocie, których nie miał serca wyrzucić.
Odwróciła się. W kącie pokoju dojrzała biurko i segregator. Na blacie biurka stał laptop, obok pokaźna sterta wydruków.
Wiedziona ciekawością, Avery podeszła do biurka. Manuskrypt książki. Chyba powieści, jak się domyślała. Na samym wierzchu leżała strona tytułowa. Autor: Hunter Stevens. Tytuł „Przełom”. To wszystko.
Hunter pisze powieść? Dlaczego Matt ani Cherry nie wspomnieli o tym ani słowem? Czyżby nie wiedzieli?
Może rzeczywiście nie wiedzieli…
– Ależ proszę, serdecznie zapraszam, wejdź i czuj się jak u siebie – rozległ się za plecami Avery kpiący głos.
Odwróciła się gwałtownie.
– Hunter! – zawołała trochę bez sensu.
– Tak cię zaskoczył mój widok? Spodziewałaś się zobaczyć kogoś innego?
– To nie tak, jak myślisz. Ja nie chciałam…
– Nie chciałaś wdzierać się do cudzego domu? Rozumiem.
Avery zaczerwieniła się, ale hardo wysunęła brodę.
– To nie tak – powtórzyła stanowczo. – Mogę wszystko wytłumaczyć.
– Nie wątpię. – Hunter podszedł do biurka, zgarnął wydruki i schował do szuflady.
– Przeczytałam tylko tytuł – powiedziała cicho. – I wcale się nie wdzierałam. Po prostu weszłam. Drzwi były otwarte.
Zamknął pieczołowicie szufladę, kluczyk schował do kieszeni, po czym obrócił się do Avery, ręce założywszy na piersi.
– Co za lekkomyślność z mojej strony.
– Chciałam się z tobą zobaczyć. Podjechałam tutaj. Usłyszałam jakiś dziwny odgłos. Jakby… płacz, potem łoskot. Jakby ktoś… upadł. Pomyślałam, że… – Widząc niedowierzanie na twarzy Huntera, westchnęła z rezygnacją. – Potem do mnie dotarło, że słyszałam twoją sukę i jej małe. Myślałam, że stało się coś złego.
– Mówisz o Sarze? – Na dźwięk swojego imienia groźna bestia spojrzała na pana i radośnie uderzyła potężnym ogonem o podłogę, co oczywiście wywołało głuchy łoskot.
– Słyszysz? – Avery szerokim gestem wskazała na winowajczynię.
Hunter uśmiechnął się nieoczekiwanie.
– Masz rację, tak wali ogonem, że można się wystraszyć. – Z dumą spojrzał na Sarę. – Myślałaś, że przyszła po mnie zła wiedźma? Dzielna Avery chciała uratować małego Hunterka?
Kiedy się uśmiechał, wyglądał znowu jak tamten chłopak, którego pamiętała sprzed lat. Odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech.
– Dlaczego nie? Różne rzeczy się zdarzają. Zawsze mam przy sobie gaz, tak na wszelki wypadek. Poza tym nie jestem lękliwą blond panienką, jedną z takich, co je po kolei podrywałeś w szkole. – Zatrzepotała rzęsami, jej głos stał się słodkim głosikiem. – Ach-jesteś-taki-silny-i-odważ-ny-ach-przy-tobie-czuję-się-bezpieczna.
Hunter zaśmiał się głośno.
– Rzeczywiście nie jesteś blond panienką.
– Dziękuję za komplement.
– Przepraszam za tamten wieczór – zmienił raptem temat. – Zachowałem się jak ostatni dupek.
– Dupek i drań, jeśli już, niemniej przyjmuję przeprosiny.
Suka podniosła się, podeszła do swojego pana i spojrzała mu w oczy z uwielbieniem malującym się na wielkiej paszczy. Gdy Hunter pochylił się i ją pogłaskał, na pysku rozlał się zachwyt, można powiedzieć – czysty błogostan.
Widząc tę scenę, Avery pomyślała, że Hunter chyba jednak nie jest tak całkiem pozbawiony serca.
– Musi być do ciebie bardzo przywiązana.
– Ja do niej też. Kiedy ją znalazłem, była w dołku, ja też byłem w dołku, albo na zakręcie, jak wolisz. Pomyślałem, że będzie z nas dobrana para.
Zaległo milczenie.
Avery chciała zapytać Huntera, co miał na myśli, mówiąc o dołku, ale bała się, że znowu się zjeży.
Wybrała bezpieczniejszy, chyba bezpieczniejszy temat. Wskazała na komputer.
– Twoja rodzina nic nie mówiła, że piszesz powieść.
– Nie wiedzą. Nikt nie wie. Chyba że ktoś się wedrze do mojego mieszkania. – Przestał głaskać Sarę i wyprostował się. – Byłbym wdzięczny, gdybyś zachowała tę informację dla siebie.
– Jak sobie życzysz, ale myślę, że byliby szczęśliwi, gdyby…
– Tak sobie życzę.
– W porządku, nie ma sprawy. – Przechyliła lekko głowę. – O czym jest ta książka?
– To thriller – odpowiedział Hunter z kamienną twarzą. – O wziętym prawniku, który stacza się na samo dno.
– Autobiograficzna?
– Po co właściwie przyjechałaś, Avery? Uznała, że nie ma sensu dalej kluczyć, mącić i gmatwać.
– Chciałam porozmawiać o twojej matce.
– Jestem wstrząśnięty.
Avery też była wstrząśnięta – sarkazmem Huntera.
– Widziałam was dzisiaj na placu. Kłóciliście się. Była zupełnie wytrącona z równowagi. Bliska histerii, prawdę powiedziawszy.
Hunter nie odpowiedział. Ani nie okazał zdziwienia, ani skruchy, jakby informacja, którą właśnie usłyszał, nie wywarła na nim żadnego wrażenia. Ta obojętność doprowadziła Avery do furii.
– Nie masz nic do powiedzenia?
– Nie.
– Była tak rozdygotana, że nie mogła prowadzić. Musiałam odwieźć ją do domu.
– Co chcesz usłyszeć? Że mi przykro?
– Chociażby.
– To nie usłyszysz. Coś jeszcze?
Avery osłupiała. Nie mieściło się jej w głowie, jak można być tak nieczułym, gdy chodzi o własną matkę. Z tak wielkim lekceważeniem traktować jej uczucia.
Powiedziała mu to, ale Hunter tylko się zaśmiał.
– To piękne – mruknął. – Przyganiał kocioł garnkowi, że ten usmolony.
– Co to znaczy?
– Doskonale wiesz, co to znaczy. Gdzie byłaś przez ostatnich kilka lat, Avery?
Nie mogła pozwolić, by wykpił się aż tak tanim kosztem, kierując rozmowę na jej osobę.
– Nie mówimy o mnie, tylko o tobie, Hunter. O tym, że winisz wszystkich wokół za swoje problemy. Dorośnij wreszcie, człowieku.
– Odpieprz się ode mnie z łaski swojej, dobrze? Wracaj do swojej wspaniałej pracy, do swojego biurka w „Washington Post”. Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy. W Cypress nie masz czego szukać.
Dotknięta do żywego, Avery zareagowała gwałtownie:
– Twoje szczęście, że masz taką wspaniałą rodzinę. Rodzinę, która cię kocha. Która zachowuje wobec ciebie lojalność, chociaż jesteś dupkiem, jakiego świat nie widział. Nie stać cię na krztynę wdzięczności?
– Wdzięczność? – Zaśmiał się gorzko. – Wspaniała rodzina? Dziecino, jak na reporterkę jesteś wyjątkowo mało spostrzegawcza, powiedziałbym, wręcz tępa.
Pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć, że słyszy podobne słowa.
– Nie ma idealnych rodzin, ale w twojej istnieje przynajmniej poczucie więzi. Są sobie oddani, wspierają się, mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji.
– Od kiedy to jesteś taką ekspertką od mojej rodziny? Kiedy przyjechałaś? Tydzień temu?