Выбрать главу

Spojrzał w tamtym kierunku, ale mroczny zaułek wydawał się pusty.

– Co się dzieje, Sara?

Z gardła suki dobyło się ciche warczenie, zjeżyła się.

– Jest tam kto? – zawołał Hunter. Odpowiedziała mu cisza.

Zmrużył oczy, usiłując coś dojrzeć w ciemnościach. Jeszcze raz zawołał, lecz i tym razem odpowiedziało mu głuche milczenie.

Niepewny, czy mądrze robi, poluźnił chwyt. Suka wyprysnęła do przodu. W każdym razie szarpnęła się z całych sił, bo zdążył ją powstrzymać. Ruszyli oboje powoli w mrok, Hunter szedł ostrożnie, wypatrując powodów zdenerwowania Sary.

Kiedy doszli mniej więcej do połowy zaułka, suka pociągnęła w prawo, napinając mięśnie ile sił i głośno warcząc. Hunter z trudem mógł ją utrzymać na smyczy.

Dojrzał stertę pustych skrzynek ze sklepu spożywczego, który znajdował się od frontu. Pojemniki na śmieci. Papiery i puszki walające się na ziemi. Jakieś resztki jedzenia…

Sara zaczęła szczekać, nisko, gardłowo, jakby wyczuła niebezpieczeństwo.

– O co taki raban? – przemówił do niej z kpiną w głosie. – O kilka śmieci? A może zwietrzyłaś szczura? To on tak cię zdenerwował?

Suka nie przestawała ujadać.

Wtedy kątem oka dostrzegł kształt wystający spod skrzynek.

Ogon jakiegoś zwierzaka?

Nic dziwnego, że Sara oszalała.

To coś musiało dostać się pod skrzynki i teraz nie mogło wydobyć się z pułapki. Może było ranne. Może już nie żyło.

Rozejrzał się za dźwignią, którą mógłby unieść skrzynki. Gołymi rękami nie będzie ryzykował. Jeśli zwierzak jest ranny, gotów go ugryźć, podrapać.

Pod murem stała miotła.

Hunter wsunął jej koniec pod skrzynkę, uniósł… i zrobiło mu się niedobrze.

To, co uznał za ogon zwierzaka, okazało się ludzkimi włosami.

Patrzył na wykrzywioną w śmiertelnym krzyku twarz kobiety.

Rozdział 13

Cofnął się, odciągnął Sarę. Nachylił się, oparł dłonie o kolana i wciągnął głęboko powietrze. Raz, potem drugi, powoli.

Tylko nie wymiotuj, Stevens.

Przed oczami miał wykrzywioną twarz kobiety. Wziął kolejny głęboki oddech. Jezu… Co robić? Co robić? Huczało mu w głowie.

Upewnij się, czy rzeczywiście nie żyje. Wezwij policję.

Wyprostował się powoli i spojrzał na kobietę. Leżała bez ruchu, z szeroko otwartymi do krzyku ustami, szeroko otwartymi oczami.

Nie miał najmniejszych wątpliwości, że nie żyje. I że spotkała ją straszna śmierć. Na wszelki wypadek powinien jednak sprawdzić tętno. Czy na pewno? Tak zawsze robią bohaterowie filmów. Albo się ruszy, zacznie działać, albo zaraz się rozsypie.

Nie masz wyboru, Stevens.

Skrócił smycz i podszedł ostrożnie do kobiety. Odsunął skrzynkę, pod którą kryła się dłoń.

Ujrzał paznokcie pociągnięte szkarłatnym lakierem… Musiała na kilka godzin przed śmiercią robić manikiur. Drastyczny kontrast między białą jak papier skórą i szkarłatem zadbanych paznokci robił upiorne wrażenie, był czymś obscenicznym.

Postąpił jeszcze krok, schylił się i zacisnął palce na nadgarstku kobiety.

Zimne, gąbczaste w dotyku ciało.

Ani śladu pulsu.

Cofnął dłoń, odruchowo wytarł o dżinsy i wyprostował się.

Musi wezwać policję. Zawiadomić ojca. Albo Matta.

Obaj są na ceremonii w domu pogrzebowym. Jedną przecznicę od jego domu.

Chwilę się wahał, w końcu doszedł do wniosku, że zamiast dzwonić na posterunek, pobiegnie do Gallaghera. Zajmie mu to mniej więcej tyle samo czasu.

Jak postanowił, tak zrobił. Sara jakby rozumiała, że pośpiech jest konieczny, i dotrzymywała mu kroku. W ciągu trzech minut dotarli przed dom pogrzebowy.

Hunter kazał suce czekać, sam wbiegł do środka, przesadzając po dwa stopnie na raz. Już w holu natknął się na Danny’ego, który na jego widok zrobił wielkie oczy.

– Hunter, co się…?

– Gdzie oni są? Danny wskazał salę.

– W jedynce, ale…

Hunter rzucił się w stronę drzwi, nie czekając, aż Danny skończy zdanie.

Zaraz od wejścia dojrzał rodzinę. Stali razem, w ciasnym kręgu.

Klan Stevensów przeciwko reszcie świata. Zwarta drużyna, jeśli nie liczyć jego, który dostał czerwoną kartkę.

Kiedy ruszył w ich stronę, ludzie rozstępowali się przed nim w milczeniu. Urwały się rozmowy. Na twarzach pojawiło się zdumienie, potem podniecenie. Wszyscy obawiali się skandalicznej sceny. A właściwie nie tyle się obawiali, co wyczekiwali, żądni sensacji.

A jakże, będą mieli scenę, ale nie taką, jakiej się spodziewali.

Rodzina go zauważyła. Zarejestrował dokładnie ten moment. Odwrócili się, spojrzeli… Matt się zachmurzył, Buddy uniósł wysoko brwi w zdziwieniu, zmienił nieznacznie postawę, jakby gotował się do walki. Matka pobladła, w jej oczach pojawiło się przerażenie. Cherry ostentacyjnie odwróciła głowę, unikając jego spojrzenia.

Prawdziwie amerykańscy, jak kreskówki Disneya i prozac.

Niech ich szlag trafi.

– Muszę zamienić z tobą kilka słów, tato – zaczął bez zbędnych wstępów, nie witając się nawet.

Matt postąpił krok naprzód, zacisnął wojowniczo dłonie.

– Wybrałeś sobie wspaniały czas na rozmowy. Wynoś się stąd, zanim Avery…

– Spływaj – warknął Hunter i ponownie zwrócił się do ojca: – To pilne, tato. Muszę porozmawiać z tobą w cztery oczy.

– Twoja pilna sprawa musi poczekać. Pewnie nie zauważyłeś, ale żegnam właśnie swojego najserdeczniejszego przyjaciela – oznajmił Buddy napuszonym tonem.

Hunter nachylił się do niego.

– Chodzi o morderstwo. Myślisz, że to może poczekać? – Widać niedostatecznie zniżył głos, bo usłyszał za swoimi plecami krótki, zduszony okrzyk przerażenia.

Odwrócił się i zobaczył Avery. Spojrzała na niego, na Matta i Buddy’ego, jakby szukała w ich twarzach potwierdzenia.

– Co się stało?

Hunter uniósł dłonie w bezradnym geście.

– Przepraszam, Avery. Nie chciałem cię w to mieszać.

– Wyjdźmy – zakomenderował Matt, robiąc krok do przodu.

Hunter ruszył natychmiast do wyjścia, Matt i Buddy za nim. Sara, która czekała cierpliwie na ulicy, zamachała radośnie ogonem na widok swojego pana.

Matt był znacznie mniej przyjazny. Spojrzał na brata i warknął:

– Jeśli to znowu jakiś twój głupi…

– Kawał? – nie dał mu dokończyć Hunter. – Bardzo bym chciał.

Pokrótce opowiedział, co się wydarzyło, zaczynając od skomleń Sary domagającej się wyjścia, na badaniu pulsu kobiety skończywszy.

Matt i Buddy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Jesteś pewien, że została zamordowana? – spytał Buddy, wyraźnie przejmując inicjatywę.

Hunter zawahał się. Nie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że wcale nie jest pewien. Może to narkomanka, która przedawkowała? Bezdomna? Sprzedawczyni z pobliskiego sklepu, którą powalił atak serca? Upadając, przewróciła stertę skrzynek, pod którymi zniknęło ciało.

Przypomniał sobie zadbane, szkarłatne paznokcie kobiety. Bezdomne raczej nie robią sobie manikiuru. Natomiast gdyby sprzedawczyni nie wróciła do domu, szukaliby już jej bliscy albo współpracownicy.

Ale to wszystko nie wykluczało śmierci z przyczyn naturalnych.

– Hunter?

Poderwał głowę, spojrzał na ojca i zaczął:

– Skoro znalazłem ją w ciemnym zaułku… zakładałem, że…

– Zaprowadź nas tam.

Ruszyli w trójkę. Hunter, słysząc z daleka piski szczeniaków, na moment zatrzymał się przy swoich drzwiach i wpuścił Sarę do środka. Matt i Buddy poszli przodem.

– Cholerna jasna.

– A niech to.

Znaleźli ją. Okrzyki dochodzące z zaułka powiedziały mu wszystko.

Dołączył do ojca i brata. Stanął trochę z boku i odwróciwszy wzrok, słuchał, jak tamci się mozolą, ostrożnie zdejmując kolejne skrzynki, by dokładnie obejrzeć ciało. Słyszał ich uwagi: