Выбрать главу

– O właśnie. Znowu chcesz mnie niańczyć. Matt uśmiechnął się.

– Przyznaję się do winy.

– Nie martw się o mnie. – Otworzyła drzwiczki. – Prześpię się, odpocznę.

Przechylił się, znów chwycił jej dłoń, uścisnął serdecznie.

– Naprawdę bardzo mi przykro, Avery.

– Wiem i dziękuję. Bardzo mi to pomaga. Wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę ganku. Od drzwi obejrzała się jeszcze. Matt nie odjeżdżał, czekał, aż wejdzie do domu.

Pomachała mu na pożegnanie, odpowiedział tym samym gestem i zapalił silnik. Kiedy samochód zniknął, weszła do holu.

Przywitał ją dzwonek telefonu.

– Tak, słucham?

– Czy mówię z córką doktora Chauvina? Kobiecy głos. Głęboki. Lekko zachrypnięty.

Głos nałogowej palaczki.

– Tak, tu Avery Chauvin – odpowiedziała. – W czym mogę…

– Niech cię piekło pochłonie! – wybuchnęła kobieta. – Niech piekło pochłonie twojego ojca. Ma, na co zasłużył! Ty też doczekasz się zapłaty.

Kobieta rzuciła słuchawkę.

Rozdział 15

Avery jeszcze przez wiele godzin nie mogła uwolnić się od myśli o dziwnym telefonie. Niczym zgrzytliwa melodia, nadal rozbrzmiewały jej w głowie i nie dawały spokoju słowa wykrzyczane przez nieznajomą kobietę.

„Ma, na co zasłużył”.

„Ty też doczekasz się zapłaty”.

W pierwszej chwili osłupiała, zaszokowana, że ktoś może aż tak nienawidzić jej ojca. Potem przyszła złość. Próbowała zadzwonić pod 69, ale przypomniała sobie, że ojciec nie miał w abonamencie telefonicznym usługi callback, pozwalającej na połączenie się z numerem, spod którego ktoś do nas dzwonił. Zastanawiała się, czy nie zawiadomić o dziwnym telefonie Matta albo Buddy’ego, ale szybko zarzuciła ten pomysł. Jak mieliby jej pomóc? Co najwyżej powiedzieliby, że to jakaś wariatka, i poradziliby, żeby zastrzegła numer.

Może rzeczywiście kobieta była stuknięta.

A jeśli nie? Jeśli to była pogróżka? Ostrzeżenie?

Avery zaczęła chodzić niespokojnie po pokoju. Jej ojciec był chrześcijaninem i lekarzem. Wierzył, że życie jest czymś świętym. Poświęcił się jego ratowaniu, walczyłby trwało.

Może miała rację, kiedy na wiadomość o jego śmierci uznała w pierwszym odruchu, że nie mógł popełnić samobójstwa? Może nie targnął się na swoje życie?

Zatrzymała się, usiłując przypomnieć sobie dokładne brzmienie jego ostatniej wiadomości, którą zostawił na automatycznej sekretarce.

„Muszę z tobą porozmawiać. Miałem nadzieję, że… Jest coś… Zadzwonię później. Do widzenia, córeczko”.

Kiedy dotarła do niej wiadomość o samobójstwie, uznała za oczywiste, że telefon od ojca był rozpaczliwym błaganiem o pomoc. Zadzwonił, bo chciał, żeby odwiodła go od tragicznej decyzji. A może chciał się z nią pożegnać? Nie mogła sobie wybaczyć, że nie podniosła wówczas słuchawki. Nawet gdyby nie powiedział wprost o samobójstwie, i tak domyśliłaby się prawdy, odgadła zamiary z brzmienia głosu.

Uratowałaby mu życie. W każdym razie wierzyła, że uratowałaby.

„Ma, na co zasłużył”.

„Ty też doczekasz się zapłaty”.

Wyraźna pogróżka. Tak to należało rozumieć. Być może ojciec wiedział, że jest w niebezpieczeństwie. Że ma wrogów. Chciał z nią o tym porozmawiać. Przekazać jej jakąś informację.

Często dzielił się z nią swoimi problemami, zwierzał się.

Jeśli dobrze dedukowała, to jej przypuszczenia stały w jawnej niezgodzie z powszechnym przekonaniem. Wszyscy uważali, że doktor popełnił samobójstwo: Lila, Matt, Buddy, bliscy jej ludzie, którym ufała i wierzyła.

Nie oni jedni, całe miasteczko tak uważało.

Wciągnęła głęboko powietrze, zmagając się z chaosem panującym w jej głowie. Czy mogła ufać własnym sądom, skoro wszyscy byli odmiennego zdania? Podważać opinię biegłych? Wątpić w kompetencje wymiaru sprawiedliwości? Z drugiej strony wiadomo, że policja często poprzestaje na rutynowych działaniach, zamiast czynić wszystko, by dojść prawdy.

Jeśli ojciec nie targnął się na swoje życie, oznaczałoby to, że został…

Zamordowany.

Straszne słowo, które niesie z sobą straszne konsekwencje.

Morderstwo? W Cypress Springs? Dwa morderstwa, przypomniała sobie. Była przecież kobieta, którą Hunter znalazł w zaułku koło swojego domu. Czy możliwe, że oboje zabiła jedna i ta sama osoba?

Mało prawdopodobne.

Równie mało prawdopodobne jak to, że w Cypress Springs grasuje dwóch morderców.

Kto mógłby chcieć śmierci doktora? – zastanawiała się. Był przez wszystkich kochany, cieszył się szacunkiem całego miasteczka.

Nie całego. Musiał mieć wrogów. Dowodził tego dzisiejszy telefon. Jak i tego, że teraz również ona miała wrogów.

„Ma, na co zasłużył”.

„Ty też doczekasz się zapłaty”.

Podeszła do okna, uchyliła ostrożnie zasłonę i wyjrzała na ulicę. Kilka samochodów zaparkowanych wzdłuż chodnika, poza tym pusto, cicho.

Przynajmniej na pozór.

Ściągnęła brwi. Avery nie wiedziała, czy przed jej powrotem do domu ta kobieta już dzwoniła. Możliwe. Ojciec nie miał ani identyfikatora rozmów przychodzących, ani automatycznej sekretarki. Czy nieznajoma, zanim zadzwoniła, obserwowała ją? Śledziła z ukrycia?

Nie wpadaj w paranoję, Chauvin. Potraktuj to jak materiał do reportażu. Zbierz wszystkie dostępne fragmenty i spróbuj ułożyć z nich spójną, sensowną całość.

Odsunęła się od okna i przeszła do kuchni. Spojrzała na zegar na ścianie. Trzech minut brakowało do wpół do drugiej w nocy. Z szafki pod telefonem wyjęła notatnik i długopis, potem nastawiła nowo nabyty ekspres do kawy.

Co właściwie wiedziała o morderstwach? Nie jakichś poszczególnych, tylko tak w ogóle? W swojej pracy dziennikarskiej nigdy nie zajmowała się podobnymi sprawami, ale w redakcji dzieliła pokój z kolegą, który pisał o zbrodniach, więc chcąc nie chcąc, przejęła od niego trochę wiedzy na ten temat.

Facet był wyjątkowo niesympatyczny, chorobliwie ambitny i zadufany w sobie. Kochał brzmienie swojego głosu, a przy tym ubrdał sobie, nie wiedzieć czemu, że szczegółowe relacje z miejsca zbrodni działają na kobiety niczym afrodyzjak.

Kto mógłby przypuszczać, że kiedyś będzie wdzięczna zarozumiałemu i nielubianemu koledze za jego niekończące się, mrożące krew w żyłach opowieści?

Ekspres zagulgotał po raz ostatni, informując, że wykonał zadanie. Avery nalała sobie świeżej, aromatycznej kawy, usiadła przy wielkim dębowym stole, przysunęła notes i ołówek.

Jeśli ojciec rzeczywiście został zamordowany, z pewnością nie był to fatalny zbieg okoliczności czy zbrodnia w afekcie. Ambitny kurdupel, kolega redakcyjny, zwykł mawiać, że miłość, nienawiść i chciwość stanowią świętą trójcę, która kieruje czynami morderców.

Upiła łyk kawy. Dłoń, kiedy podnosiła kubek do ust, drżała lekko, ale Avery nie potrafiłaby powiedzieć, czy ze zdenerwowania, czy ze zmęczenia. Nie była w stanie wyobrazić sobie, by jej łagodny, dobroduszny ojciec uwikłał się w jakieś ciemne sprawy, które w efekcie przesądziły o jego tragicznym końcu.

Zamknęła oczy.

Nie wyrokuj o niczym z góry, Avery. Zbierz fakty i spróbuj zbudować z nich całość.

Otworzyła oczy, wzięła długopis do ręki. Pierwszy krok: dowiedzieć się jak najwięcej o okolicznościach śmierci ojca. Porozmawiać z Benem Mitchellem. Z koronerem. Z Buddym o jego dochodzeniu.

I jeszcze jedna ważna rzecz: spróbować, przynajmniej spróbować sprawdzić, czy może istnieć jakiś związek między śmiercią ojca i zamordowaniem Elaine St. Claire.

Z samego rana Avery pojechała do Baton Rouge, by złożyć wizytę Benowi Mitchellowi.