Выбрать главу

Ale Luke McDougal?

Spojrzała znowu w gazetę. Wedle zamieszczonej informacji przejeżdżał tylko przez Cypress. Czym mógł się narazić Siedmiu? Może jego zaginięcie nie miało żadnego związku z ich poczynaniami?

Mało prawdopodobne.

Zaginął niemal w taki sam sposób jak jej brat. Porzucony samochód. Ani śladu właściciela. Żadnych dowodów napadu, uprowadzenia.

Avery Chauvin była na miejscu. Był tam także Hunter Stevens. Gwen ściągnęła brwi w namyśle. Gdzieś już natknęła się na jego nazwisko, tylko gdzie…

To on znalazł ciało Elaine St. Claire.

Dziwna zbieżność, nawet na tak małe miasteczko jak Cypress Springs. Zbyt wiele tych zbieżności, zbyt wiele niewytłumaczalnych zdarzeń. Zbyt wiele ofiar.

Ona może być następna.

Avery Chauvin pytała ją, czy się nie boi.

Wtedy jeszcze się nie bała. Teraz zastanawiała się, czy to nie było ostrzeżenie, a nawet pogróżka.

Uciekać z tego przeklętego miasteczka. Wydostać się z pułapki. Zaufała Avery, chociaż jej nie znała, nic o niej nie wiedziała. Zaufała tylko dlatego, że dopiero niedawno wróciła do Cypress. Bo straciła ojca.

Głupio postąpiła. Avery Chauvin mogła przecież mieć jakieś związki z grupą. Mogła popierać ich metody, dzielić ich fanatyzm. Doktor Chauvin mógł rzeczywiście popełnić samobójstwo. Nie dysponowała żadnymi dowodami, że został zamordowany.

Przypomniała sobie zdumienie, wręcz oburzenie Avery, kiedy powiedziała jej o Siedmiu. I ulgę tamtej, kiedy podzieliła się z nią przekonaniem, że nie wierzy w samobójstwo jej ojca. Tak jakby sama Avery też w nie, nie wierzyła.

Nie, Avery nie mogła mieć nic wspólnego z Siedmioma.

Gwen wstała, podeszła do okna, odgięła listewkę żaluzji i wyjrzała na ulicę. Ludzie spieszyli do swoich spraw, robotnicy doprowadzali do porządku skwer miejski po festynie, demontowali oświetlenie, uprzątali śmieci.

Nikt nie zwracał na nią uwagi, a jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest obserwowana. Że ktoś ją śledzi. Skrupulatnie rejestruje, kiedy wychodzi z pensjonatu, kiedy wraca, dokąd idzie, z kim się spotyka.

Ktoś już powziął plany względem jej osoby.

Przeszedł ją dreszcz. Odsunęła się od okna. Przycisnęła palcami powieki. Zbyt głośno mówiła o Siedmiu. Zbyt wiele pytań zadawała. Zapomniała o ostrożności.

Chcąc za wszelką cenę dojść prawdy o losie brata, wystawiła się na niebezpieczeństwo. Tak jak on wystawił się na niebezpieczeństwo, gromadząc materiały do swojego doktoratu.

Czy ona też zniknie w tajemniczych okolicznościach?

A jeśli tak, kto będzie jej szukał? A może zadbają, żeby skończyła „samobójstwem”? Widziała już te nagłówki w gazetach: „Brat zaginął bez wieści. Zrozpaczona siostra odbiera sobie życie”.

Kto będzie kwestionował autentyczność desperackiego kroku?

Z pewnością nie jej matka, która sama popadła w tak głęboką depresję, że z trudem dźwigała się rano z łóżka. Na pewno nie konował psychiatra, który najpierw przepisał jej antydepresanty, a potem wygłosił wykład o ich szkodliwości.

Nie ulegaj paranoi. Po prostu staraj się zachować ostrożność.

Potrzebowała sprzymierzeńca. Kogoś, komu mogłaby zaufać. Kogoś stąd, z Cypress. Kogoś, komu miejscowi ufali. Kto mógłby węszyć i zadawać pytania, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Kto potrafi gromadzić fakty. Ktoś, kto ma własne powody, by połączyć z nią siły.

Była tylko jedna taka osoba.

Avery Chauvin.

Rozdział 25

Gwen wzięła szybki prysznic, szybko się ubrała. Wysuszyła włosy, przypudrowała nos, chwyciła torebkę i wybiegła z pensjonatu. Znała już trochę rozkład dnia Avery i wiedziała, że po porannej przebieżce zwykle zaglądała do Azalii na kawę i pierwsze śniadanie.

Było już dość późno, ale przy odrobinie szczęścia może uda się jej złapać Avery przed wyjściem z kawiarni.

Miała więcej niż odrobinę szczęścia, bo już przez okno dostrzegła, że Avery dopiero zaczyna jeść.

Kiedy weszła do środka, przywitały ją zaciekawione spojrzenia Avery i Peg, właścicielki Azalii. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła do stolika.

– Dzień dobry.

– Dzień dobry – odpowiedziała Avery chłodno. Po ostatnim spotkaniu może nie stały się przyjaciółkami, ale na pewno przełamały wzajemną nieufność. Avery zaczęła wierzyć w istnienie Siedmiu.

Co się stało?

– Siadaj, gdzie zechcesz, skarbie – przywitała ją Peg. – Zaraz cię obsłużę.

Gwen zawahała się, po czym skinęła głową, usiadła w pobliżu stolika Avery i zamówiła kawę oraz pączka, a kiedy Peg zniknęła w kuchni, powiedziała:

– Miałam nadzieję, że cię tu zastanę. Avery zabrała się do jedzenia, nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem.

– Muszę z tobą porozmawiać. To ważne. Avery dopiero teraz podniosła wzrok.

– Nie chcę z tobą rozmawiać. Zostaw mnie w spokoju, bardzo cię proszę.

– Sprawdziłaś fakty, które ci podałam?

– Fakty? Raczej półprawdy i niepotwierdzone opinie.

– Gdybyś sprawdziła…

– Nie zamierzam wdawać się w dyskusję na ten temat.

– Dotarli do ciebie, tak? Grozili ci?

– Albo cierpisz na manię prześladowczą, albo masz złe intencje. Tak czy inaczej, mam tego dosyć.

– Mylisz się. Jako dziennikarka…

– Dobra dziennikarka, dodaj. Staram się zawsze patrzeć obiektywnie. Nie naginam faktów do własnych potrzeb, nie szukam sensacji.

– Gdybyś mnie wysłuchała…

– Dość już się nasłuchałam. – Avery nachyliła się. – Kłamałaś, kiedy opowiadałaś o Siedmiu. Owszem, istniała taka grupa, ale przedstawiłaś ją zupełnie fałszywie. To byli zaangażowani ludzie, którzy dbali o sprawy społeczne, a nie banda fanatyków, jak mi wmawiałaś. Walczyli z narkotykami w szkołach, z alkoholem. Mój pastor był jej członkiem, na litość boską. Lila Stevens. Raz jeszcze przyjrzyj się faktom, Lancaster.

– To wszystko nieprawda! Wierutne bzdury! Kto ci powiedział, że…?

– Nieważne, kto mi powiedział. – Avery rzuciła serwetkę na stolik i wstała, prawie nie tknąwszy jedzenia. – Dopisz to do mojego rachunku, Peg. Muszę zaczerpnąć powietrza.

Gwen poderwała się i ruszyła za Avery, omal nie przewracając po drodze Peg. Przeprosiła przerażoną właścicielkę Azalii i wybiegła na ulicę.

– Poczekaj! Nie powiedziałam ci wszystkiego. Avery zatrzymała się, odwróciła, spojrzała Gwen prosto w oczy.

– Jeszcze nie rozumiesz? Nie chcę już słuchać twoich kłamstw. Kocham to miasteczko, kocham ludzi, którzy tu mieszkają.

– Pomimo że zabili twojego ojca? Nadal będziesz ich kochać?

Avery zamarła na moment, potem powoli pokręciła głową.

– Jesteś… okrutna. Podła i okrutna. Żal mi ciebie, Lancaster.

– Mam prawo tak mówić. Oni nie tylko zabili twojego ojca. Zabili też mojego brata.

– Sprytnie sobie poczynasz, ale…

– Zniknął w taki sam sposób jak Luke McDougal. Bez śladu. Znaleźli tylko porzucone auto. Mój brat też po prostu przepadł. – Gwen prawie krzyczała. Kilka osób odwróciło się. Wśród nich mógł być ktoś, kto ją śledził, obserwował. Podeszła do Avery. – Tom Lancaster – ciągnęła już ciszej. – „Gazette” zamieściła informację o jego zaginięciu. W wydaniu z szóstego lutego tego roku. Mam egzemplarz, ale możesz pomyśleć, że sama go sfabrykowałam. – Rozejrzała się wokół i jeszcze bardziej ściszyła głos. – To Tom opowiedział mi o Siedmiu. On pisał doktorat na temat „obywatelskiej” przemocy, nie ja. Zbierał materiały. Zbyt wiele odkrył.

– Jesteś nienormalna. – Avery drżał głos. – Powinnaś się leczyć.