– Ty też go znałeś. Kochał życie. Cenił je i szanował. Nie mógł, po prostu nie mógł tego zrobić. Nie uwierzę.
– Zdajesz sobie sprawę, co mówisz? Skoro twierdzisz, że nie popełnił samobójstwa, musiał zostać zamordowany, czy tak?
Avery oblała się rumieńcem. Stała naprzeciwko Buddy’ego, patrzyła mu w oczy i czuła się jak ostatnia idiotka. Nie była w stanie dobyć głosu. Kiwnęła tylko głową.
– Kwestionujesz wyniki dochodzenia, które przeprowadziłem?
– Nie, ale mogłeś coś przeoczyć. Doktor Harris mógł coś przeoczyć.
– Pokażę ci raport, jeśli to ma ci w czymś pomóc.
Owszem, to mogło jej pomóc.
– Dziękuję bardzo, Buddy.
Westchnął ciężko, jakby podjął właśnie jakąś ważną decyzję.
– Dlaczego to robisz, dziecino?
– Słucham?
– Twój ojciec nie żyje. Popełnił samobójstwo. Nic go nie wskrzesi.
– Wiem. Ja tylko…
– Kochamy cię. Jesteś jedną z nas. Nie czujesz tego? Nie czujesz żadnej więzi z nami, z tym miastem?
Łzy cisnęły się jej do oczu.
Jej przyjaciele z Cypress Springs. Ludzie, od których zaznała wyłącznie dobra. Kiedy po tylu latach tu przyjechała, przyjęli ją z otwartym sercem. Stevensowie byli dla niej jak rodzina. Teraz już jedyna rodzina, poza nimi nie miała nikogo bliskiego.
Dobrze było wrócić w rodzinne strony. Buddy miał rację. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła serdeczną więź z ludźmi i z miejscami. Tutaj wyrosła, wśród nich… Nie chciała tego tracić, przekreślać.
Powiedziała to głośno i dodała:
– Gdybym tylko mogła się pogodzić z… Gdybym nieczuła się tak… – Właśnie, jak? Zagubiona. Dręczona wątpliwościami. Winna.
Tak, przede wszystkim winna.
Buddy odstawił szklankę, podszedł do Avery, położył jej dłonie na ramionach, spojrzał w pełne łez oczy.
– Nie przyczyniłaś się w żadnym stopniu do śmierci ojca. To nie twoja wina.
– To… dlaczego to zrobił? Buddy mocniej zacisnął palce.
– Avery – zaczął łagodnym tonem – być może nigdy się nie dowiesz. On odszedł, a my nie wiemy, co myślał. Musisz pogodzić się z jego śmiercią i próbować żyć dalej.
– Nie wiem, czy potrafię. – W jej głosie zabrzmiała zupełna bezradność. – Chcę… naprawdę chcę, ale…
– Daj sobie trochę czasu. Bądź dobra dla siebie. Trzymaj się z daleka od takich ludzi jak Gwen Lancaster. Ona gotowa cię zniszczyć, choć sama o tym nie wie. To niezrównoważona kobieta.
Raczej zdesperowana, pomyślała Avery.
– Matt też się martwi o ciebie – ciągnął Buddy.
– Cały czas zajmuje się sprawą McDougala. To nie pierwszy taki wypadek. Kilka miesięcy temu zaginął bez śladu pewien chłopak.
– Tom Lancaster.
– Tak. – Buddy opuścił ręce, cofnął się o krok.
– Dwie podobne sprawy. Zbyt podobne. Niemożliwe, żeby nie istniał między nimi jakiś związek. I jeszcze morderstwo na Elaine St. Claire. Tu już nie mam pewności co do związku, ale bierzemy pod uwagę i taką możliwość. W końcu w Cypress Springs takie rzeczy się nie zdarzają.
– Za to zdarzają się inne. Buddy zachmurzył się.
– Słucham?
– Nie zauważyłeś, ile było nagłych zgonów w ostatnich miesiącach? Wypadki, samobójstwa…
Buddy sposępniał jeszcze bardziej.
– To akurat zdarza się wszędzie. Każde miasto ma swoje…
– Co powiesz o śmierci Pete’a Trimbele’a? Przez całe życie był farmerem. Jak to możliwe, żeby wpadł pod własny traktor?
– Znaleźliśmy w kabinie traktora prawie pustą butelkę whisky. Pete miał we krwi ponad trzy promile alkoholu, musiał być w sztok pijany.
– A Dolly Framer? W „Gazette” napisano, że się powiesiła. Tymczasem ta kobieta miała po co żyć. Miała wszystko.
– Mąż ją zostawił. Uciekł z sekretarką. Tego już „Gazette” nie podała.
– A Sal?
– Tragiczny przypadek. Postrzelił go ktoś, kto musiał mieć pierwszy raz strzelbę w ręku, w dodatku nie potrafił odróżnić człowieka od jelenia. Kiedy ten ktoś zorientował się, co zrobił, po prostu uciekł.
– Zbyt wiele śmierci, Buddy. – Avery była na granicy histerii. – Dlaczego tak wiele… śmierci?
– Taki los, dziecino – powiedział łagodnie. – Ludzie odchodzą.
– Tyle osób? W tak krótkim czasie? W tak tragiczny sposób?
Buddy zamknął jej dłonie w swoich.
– Gdyby nie twój ojciec, nie widziałabyś w tym nic niezwykłego, prawda? Gdyby nie rojenia pogrążonej w rozpaczy kobiety, żaden z tych zgonów nie budziłby wątpliwości, podejrzeń, czy nie tak?
Ta kobieta to Gwen Lancaster? Czy ona sama? Boże, do jakiego stanu się doprowadziła… Łzy, nie mogła ich już powstrzymać, potoczyły się po policzkach.
Buddy objął ją ramieniem i przytulił do piersi.
– Gwen Lancaster spotkało wielkie nieszczęście. Jej brat zaginął, prawdopodobnie nie żyje. Bardzo jej współczuję. Sam cierpię, bo straciłem najlepszego przyjaciela. Ona straciła brata, to musi być niewyobrażalny ból. – Odsunął się trochę i spojrzał Avery w oczy. – Ludzie, których spotkało wielkie nieszczęście, robią różne rzeczy, wierzą w różne rzeczy, które… nie muszą być prawdą. Szukają lekarstwa na cierpienie, na ból, uciekają przed poczuciem winy, wyrzutami sumienia. Ufaj tym, których kochasz. I którzy kochają ciebie. Nie słuchaj kobiety, której nawet nie znasz. – Otarł jej łzy z twarzy. – To małe miasto, Avery. Ludzi tutaj łatwo zrazić. Przestań bawić się w reporterkę z Waszyngtonu, bo gotowi zapomnieć, że jesteś stąd, że jesteś jedną z nich, i zaczną traktować cię jak obcą. Nie chciałabyś tego, prawda?
Słowa Buddy’ego, chociaż wypowiedziane łagodnym, ojcowskim tonem, zabrzmiały jak pogróżka. Jak ostrzeżenie: poniechaj, zrezygnuj, zapomnij, nie drąż tego, czego drążyć nie należy.
– Nie rozumiem. Mówisz…
– To tylko przyjacielska rada, dziecino. Tylko rada, nic więcej. – Pocałował ją w czoło i odsunął się. – Należysz do rodziny, Avery. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Rozdział 32
Buddy odjechał, a Avery długo jeszcze stała w drzwiach. Czuła się odrętwiała, nieobecna. Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń, w głowie brzmiały jej słowa Buddy’ego.
Czy to, co usłyszała od Gwen, wzbudziłoby jej podejrzenia, gdyby nie była pogrążona w bólu, w rozpaczy? Śmierć Sala mogła być rzeczywiście jednym z tych niepojętych, tragicznych przypadków, które sprawiają, że pytamy zdumieni: dlaczego?
Dolly Framer? Problemy rodzinne. Depresja.
Pete Trimble? Alkohol. Pijany kierowca, jeden z wielu pijanych kierowców, którzy zapełniają ponure statystyki.
W co wierzyć?
Zaczęła masować pulsujące bólem skronie. Jak łatwo ulegała sugestiom, dawała sobą powodować! Raz jest przekonana, że mieszkańcy Cypress Springs powołali tajne stowarzyszenie mordujące nieprawomyślnych obywateli, za chwilę widzi w Gwen Lancaster osobę niezrównoważoną i co najmniej podejrzaną. Ona, zawsze nieugięta w swoich przekonaniach, zawsze pewna wyznawanych poglądów. Przecież jej żywiołem było docieranie do faktów, ich analiza, selekcja i synteza, podejmowanie decyzji i pisanie kolejnego artykułu.
Opuściła dłonie. Tak zaczyna się załamanie psychiczne? Od drobnych wątpliwości, zachwiań pewności? Napady płaczu, narastające niezdecydowanie, poczucie zapadania się, tracenia gruntu pod nogami, które szybko mija, by powrócić ze zdwojoną siłą?
Zamknęła wreszcie drzwi, odwróciła się powoli i poszła do kuchni. Spojrzała na szklankę po wodzie Buddy’ego.
W co chciała wierzyć?
W ludzi, których kochała i którym ufała. W tych, którzy ją kochali.