Podeszła do wysmarowanej ściany, dotknęła plamy ręką. Wilgotna. Spojrzała na palce. Czerwone.
Coraz bardziej przerażona, odwróciła się powoli. Przez otwarte drzwi prowadzące do kuchni zobaczyła kobietę leżącą na podłodze, na boku, w nienaturalnej pozycji.
– Pani Pruitt?
Przerażona Avery podeszła kilka kroków, nachyliła się, wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła ramienia kobiety.
Pani Pruitt przewróciła się na plecy. Martwe, szkliste oczy. Krew na twarzy. Otwarte szeroko w groteskowym skurczu usta.
Avery krzyknęła i odskoczyła. Poślizgnęła się na mokrej podłodze, straciła równowagę i wylądowała na pupie. Krew, uświadomiła sobie, patrząc wokół. Teraz i ona cała była usmarowana krwią.
Doszedł ją jakiś odgłos, poderwała głowę.
Kobieta zamrugała. Poruszyła ustami. Próbowała coś powiedzieć.
Żyje. Żyje i chce mówić.
Avery przysunęła się do niej, nachyliła głowę do jej ust. Usłyszała zaledwie cichy dźwięk, świst dobywający się z gardła.
– Co? Co chcesz mi powiedzieć?
Kobieta znów poruszyła ustami, zacisnęła palce na dłoni Avery.
W pokoju od frontu rozległy się kroki. Avery na moment zamarła.
Ten ktoś, kto to zrobił, ciągle może być w przyczepie.
Znowu odgłos kroków. Przerażona poderwała się na równe nogi i potoczyła nieprzytomnym wzrokiem wokół. Nie ma drugich drzwi. Małe okno nad zlewem.
Żadnej drogi ucieczki.
Dojrzała telefon, rzuciła się w jego stronę, chwyciła słuchawkę.
– Policja.
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła wycelowaną w swoją stronę lufę pistoletu. Krzyk ulgi uwiązł jej w gardle.
– Ręce do góry – powiedział zimnym głosem zastępca szeryfa, po czym nachylił się, chcąc sprawdzić puls kobiety.
– Ona żyje. – Avery znajdowała się na granicy histerii. – Próbowała coś mi powiedzieć. Kiedy cię usłyszałam, pomyślałam, że to tamten… ten, który to zrobił.
Podniósł krótkofalówkę do ust, złożył meldunek, wezwał karetkę. Pistolet cały czas trzymał wycelowany w Avery.
– Odwróć się. Ręce na ścianę. Usłuchała. W tej samej chwili gdzieś w oddali rozległy się syreny. Pobrudzę ścianę krwią, przemknęła jej przez głowę absurdalna myśl. W gardle narastał krzyk.
– Rozstaw nogi.
– Mylisz się. Ja ją znalazłam w tym stanie. – Próbowała się odwrócić, coś tłumaczyć, wyjaśniać, ale pchnął ją z całych sił na ścianę, przyłożył lufę pistoletu do głowy. Avery poczuła się jak bezwolna kukła.
– Zostaw ją, Jones. Natychmiast.
Na dźwięk głosu Matta zastępca opuścił broń i cofnął się posłusznie kilka kroków.
– Matt! – Podbiegła do niego, rzuciła mu się w ramiona.
– Nic ci nie jest, kochanie?
Przywarła do niego całym ciałem, jeszcze przerażona, roztrzęsiona. Zdołała pokręcić głową, że nie, nic jej nie jest, i ukryła twarz na jego ramieniu.
Matt przygarnął ją do siebie, objął mocno.
– Jones?
– Było zgłoszenie. Sąsiadka zadzwoniła. Słyszała jakieś hałasy, potem coś jak odgłos strzału. Przyjechałem natychmiast. Drzwi zastałem otwarte, wszystko powywracane. Wezwałem posiłki i wszedłem do kuchni. Podejrzana klęczała nad ofiarą.
– Tak ją znalazłam – wykrztusiła Avery.
– Drzwi były otwarte. Wołałam ją kilka razy. Nie odpowiadała, więc weszłam i…
Pojawili się pielęgniarze z pogotowia, zrobiło się zamieszanie. Matt i Avery musieli wyjść. W pokoju czekała ekipa techników, gotowa podjąć swoją pracę, jak tylko karetka odjedzie.
Cały czas obejmując ją ramieniem, Matt wyprowadził Avery na zewnątrz. Podeszli do krzeseł ogrodowych stojących na trawniku, już ogrodzonym żółtą policyjną taśmą, która broniła dostępu do przyczepy zbierającym się wokół ciekawskim sąsiadom.
– Usiądź – poprosił Matt. – Poczekaj tutaj. Muszę iść do moich ludzi, ale pamiętaj, na razie nie możesz wrócić do domu. Jesteś świadkiem.
– Spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem. – Mogę cię zostawić?
Skinęła głową.
– Idź już. Nie martw się o mnie.
Uścisnął jej dłoń i zwrócił się do pilnującego dostępu do przyczepy Jonesa:
– Uważaj, żeby nikt jej nie zaczepiał. Gdyby gorzej się poczuła, zawołaj mnie.
Avery patrzyła, jak Matt odchodzi. Miała ochotę zawołać go, prosić, żeby z nią został. Przygryzłszy wargę, osunęła się na krzesło.
– Wszystko w porządku? – zagadnął Jones, młody chłopak o dziecinnej twarzy.
Skinęła głową.
– Ta kobieta… to Trudy Pruitt? – upewniła się.
Chłopak zdziwił się, że pyta o coś, co powinno być oczywiste.
– Uhu – mruknął. – Kelnerka z Hard Eight. Hard Eight. Bar z bilardem.
Avery ogarnęła ramiona dłońmi. Cały czas miała przed oczami twarz Trudy Pruitt. Nie mogła uwolnić się od jej obrazu. Puste, szkliste spojrzenie. Otwarte usta. I jej palce, zaciskające się na dłoni Avery.
Skrwawione usta zaczynają się poruszać. Trudy usiłuje coś powiedzieć… Ledwie wyczuwalne tchnienie oddechu na policzku…
I krew. Wszędzie pełno krwi.
Pielęgniarze wyszli z przyczepy. Jeden z nich spojrzał w stronę Avery. W jego oczach było współczucie, żal, jakby chciał ją przeprosić za to, co się stało.
Wstrzymała oddech.
Nie skorzystali z noszy. Są potrzebne tylko żywym. Trupami zajmują się inne służby.
Przeszli obok niej. Wsiedli do karetki. Drzwiczki zatrzasnęły się, ich głośny szczęk zabrzmiał niczym ostatni akord.
Koniec.
– Avery?
Odwróciła głowę. Matt stał w drzwiach przyczepy. Podniosła się powoli z krzesła, on w tej samej chwili ruszył w jej stronę.
– Nie przeżyła – szepnęła.
– Nie. – Ujął jej dłonie i zamknął w swoich. – Co tutaj robisz, Avery?
Zamrugała gwałtownie, jakby obudził ją z głębokiego snu.
– Słucham?
– Po co tu przyjechałaś, właśnie dzisiaj?
– Ta kobieta, Trudy Pruitt, powiedziała mi, że ma dowody… dotyczące mojego ojca. I śmierci Sallie Waguespack.
Matt zmarszczył czoło.
– Avery, kochanie, nic z tego nie rozumiem. Postaraj się opowiedzieć wszystko od początku.
Wciągnęła głęboko powietrze, starając się uporządkować chaotyczne myśli. Przezwyciężyć panikę, wyrwać się z kompletnego oszołomienia.
– Muszę usiąść.
Matt skinął głową, sam usiadł naprzeciwko Avery, wyciągnął notes.
– Gotowa? Skinęła głową.
– Po pogrzebie taty, tego samego dnia, odebrałam anonimowy telefon. Dzwoniła kobieta. Powiedziała, że tata ma… na co zasłużył. Że mnie też spotka należna zapłata. I rozłączyła się.
– Wspomniałaś mi o niej tamtego dnia, kiedy znaleźliśmy samochód McDougala w stawie Tillera. To ta sama, tak?
– Tak.
– Mów dalej.
– Zadzwoniła znowu dzisiaj po południu. Powiedziała, że pomógł zatuszować morderstwo, że winny jest współudziału w zbrodni.
– Mówiła o Sallie Waguespack.
– Tak. Nazwała go kłamcą. Mordercą.
– I to była Trudy Pruitt?
– Powiedziała, że ma dowody. Miałam… spotkać się z nią dzisiaj wieczorem.
– Powiedziała ci, że jej synowie…
– Twierdziła, że oni tego nie zrobili. Że zostali wrobieni.
Matt przesunął dłonią po twarzy.
– A niech to, Avery… Dlaczego nie zadzwoniłaś z tym do mnie? Trudy Pruitt od piętnastu lat powtarzała, że jej synowie są niewinni. Wmawiała to wszystkim dookoła, kto chciał i nie chciał słuchać. Dwa razy wynajmowała prywatnych detektywów, aby zbadali sprawę, ale żaden nie znalazł jakichkolwiek dowodów, które mogłyby świadczyć o niewinności Donny’ego i Dylana. Trudy była alkoholiczką i narkomanką. Piła i ćpała jeszcze przed śmiercią synów. Ciągle w więzieniu albo na odwyku. To była bardzo nieszczęśliwa i ciężko chora kobieta.