Выбрать главу

Nic. Nawet kurzu.

Opuściła kapę, wyprostowała się, spojrzała na szeroko otwartą, wybebeszoną szafę i na zamknięte drzwi do łazienki. Zawahała się. W tym punkcie powinna dać sobie spokój, wycofać się. Powinna zadzwonić do Buddy’ego. Niechby przyjechali tu jego ludzie. I zaczęli szukać Gwen.

No nie, nie może tego zrobić. Jak wytłumaczy swoją obecność w pokoju? Obecność w kieszeni lateksowych rękawiczek? Jak przez nikogo niewidziana dostała się do pensjonatu? I po co jej latarka? Wczoraj była w przyczepie Trudy Pruitt, dzisiaj składa wizytę Gwen Lancaster…

Wynosić się stąd czym prędzej. Wezwie policję z samochodu. Nie, nie może do nich dzwonić z własnej komórki. Równie dobrze mogłaby im zostawić swoje odciski palców i wizytówkę w drzwiach. Zadzwoni z automatu. Z drugiego końca miasta. Tak będzie najlepiej.

Za chwilę.

Zrobiła krok w kierunku łazienki. Następny. Kiedy była przy drzwiach, usłyszała jakby szum wody.

Nacisnęła klamkę, weszła, poświeciła latarką.

Umywalka, apteczka, staromodna wanna na żeliwnych wygiętych łapach, wokół wanny zasłona z ceraty w kwiatowy wzór. Żadnych zwłok na podłodze.

Woda swobodnie spływała do muszli klozetowej. To był odgłos, który słyszała. Podeszła, poruszyła spłuczką i woda przestała płynąć.

Bardzo dobrze.

Spojrzała na wannę. Na zasłonę z ceraty w kwiatki. Musi tam zajrzeć. Na wszelki wypadek.

Ruszyła boczkiem, drobiąc, jakby zajście z flanki miało wpłynąć na efekt inspekcji. Zatrzymała się na wyciągnięcie ręki od zasłony. Serce waliło jej jak młotem. W gardle zaschło, za to dłonie zwilgotniały.

Dalej, Chauvin.

Wysiłkiem woli podniosła rękę, chwyciła ceratę i pociągnęła.

– Nie ruszaj się albo rozwalę ci łeb! Zamarła.

To Gwen. Żywa!

– Ręce do góry – warknęła żywa Gwen. – Odwróć się. Powoli.

Avery odwróciła się. Gwen stała w drzwiach. Była blada jak śmierć. W dłoni ściskała rewolwer i celowała w Avery.

– To ja, Gwen. Avery.

– Widzę.

– To tylko tak wygląda… Drzwi były otwarte… Ja nic nie… Już taki krajobraz po bitwie zastałam, jak weszłam.

– Aha. Na pewno.

– Mówię prawdę. Musiałam się z tobą koniecznie skontaktować… twoja komórka nie odpowiada, przez recepcję zadzwonić nie mogłam, żeby nikt się nie dowiedział…

Gwen zmrużyła oczy.

– Musiałaś się ze mną koniecznie skontaktować? Zdumiewające. Jeśli mnie pamięć nie myli, ostatnio nie chciałaś mieć ze mną nic do czynienia.

– To było, zanim zginęła Trudy Pruitt. Chociaż wydawało się to niemożliwe, Gwen zbladła jeszcze bardziej.

– Co wiesz o…

– Byłam tam wczoraj. Zadzwoniła do mnie, długo z nią rozmawiałam, w końcu zgodziła się na spotkanie. Kiedy przyjechałam na miejsce, zastałam drzwi otwarte, wszystko wywrócone do góry nogami. Trudy… leżała na podłodze w kuchni. A dzisiaj… znowu… drzwi od twojego pokoju otwarte… Myślałam, że i ciebie dostali.

Gwen nie odezwała się ani słowem. Na jej twarzy malował się głęboki namysł, widać zastanawiała się, czy może uwierzyć Avery. W końcu nieznacznie skinęła głową i opuściła broń.

– Dziękuję. – Avery westchnęła z ulgą. – Po raz drugi w ciągu doby ktoś trzyma mnie na muszce.

Gdzieś rozległy się kroki, ktoś wchodził na piętro, a może szedł już korytarzem. Gwen rzuciła się do drzwi, zamknęła je, zasunęła zasuwę, po czym położyła palec na ustach i wskazała w stronę łazienki.

Avery kiwnęła głową, że rozumie, i w chwilę później były już tam. Gwen puściła wodę. Ha, pomyślała Avery. To na wypadek, gdyby ktoś założył podsłuch. Jak w dobrym filmie kryminalnym. Według wszelkich prawideł sztuki. Teraz mogą sobie podsłuchiwać do upojenia.

Gwen usiadła ciężko na desce klozetowej, objęła głowę dłońmi, trwała tak przez długą chwilę, w końcu opuściła ręce i podniosła wzrok na Avery.

– Myślałam, że już po mnie. – Głos jej drżał, trzęsły się ręce, nadal była upiornie blada. – Zadzwoniła jakaś kobieta. Powiedziała, że ma informacje o Siedmiu i o Tomie. Miałyśmy się spotkać dzisiaj wieczorem.

– Nie pojawiła się.

– Nie. To była przynęta.

– Przynęta? Żeby wywabić cię z pensjonatu?

– Zęby dać mi ostrzeżenie.

– Nie rozumiem.

– Wczoraj rozmawiałam z Trudy Pruitt. Potwierdziła, że grupa Siedmiu istnieje. Istniała już w latach osiemdziesiątych i nadal działa. To oni zabili Elaine St. Claire. Zanim przejdą do działania, udzielają ostrzeżenia. To oznacza, że znalazłaś się w niebezpieczeństwie.

– Elaine St. Claire dostała ostrzeżenie?

– Tak. Przyjaźniła się z Trudy. Obie były kelnerkami w Hard Eight. Pewnego dnia Elaine po prostu zniknęła.

– Potraktowała ostrzeżenie poważnie i wyjechała z Cypress Springs?

– Tak. Kilka miesięcy później Trudy dostała od niej list, z którego wynikało, że ktoś z grupy złożył dziewczynie późną i niezapowiedzianą wizytę. Pokazał jej wymyślne narzędzie, którego użyje… miało kształt fallusa, wypustki z blachy… w to wprawione było jeszcze ostrze noża. – Wzdrygnęła się. – Mężczyzna powiedział jej, że została osądzona i uznana winną… siania zepsucia. Bo sypia z różnymi facetami, z kim tylko ma ochotę. Obiecał, że potraktuje ją, jak ona lubi, czyli ni mniej, ni więcej tylko ją tym fallusem zajebie na śmierć, tak się uprzejmie wyraził.

Avery zacisnęła usta, powstrzymując krzyk zgrozy. To, co mówiła Gwen, zgadzało się z tym, co słyszała wcześniej od Huntera.

Gwen podniosła się. Była zbyt wytrącona z równowagi, żeby usiedzieć spokojnie w jednym miejscu.

– Ja też dostałam ostrzeżenie. Dzisiaj. W postaci rozpłatanego i wybebeszonego kota. Zostawili go dla mnie. Tam, gdzie miałam się spotkać z kobietą. Chcieli mnie zastraszyć.

– I udało się im.

– Cholera, tak. Jestem przerażona.

– Musisz wyjechać z Cypress. Zaraz. Jeszcze dzisiaj. Będę z tobą w kontakcie. Jeśli tylko czegoś się dowiem, dam ci znać.

– Uważasz, że jesteś nietykalna?

– Nie rozumiem.

– Przestałaś być jedną z nich. Nie należysz już do tej społeczności. Jeśli zorientują się, że interesujesz się nimi, zabiją ciebie.

– Nie zorientują się. Już moja w tym głowa. Gwen zaśmiała się suchym, nieprzyjemnym śmiechem.

– Za późno. Widzieli nas razem. Wiedzą, że zadajesz za dużo pytań. Oni widzą wszystko, Avery. Wszystko.

– Nie wyjadę stąd, dopóki nie dowiem się, jak umarł mój ojciec. – Spojrzała na Gwen i zrozumiała w lot, bez słowa: Gwen nie wyjedzie, dopóki nie dowie się, jaki los spotkał jej brata.

– Od tej chwili działamy razem.

– Na to wygląda – przytaknęła Gwen.

– Czy Trudy Pruitt wspominała o moim ojcu? – zapytała Avery. – Nawiązywała do sprawy Sallie Waguespack?

– Mówiła wyłącznie o… Mam wszystko zano… O Boże, nie!

– Co się stało?

– Mój notes! – Gwen jak szalona wypadła z łazienki i zaczęła gorączkowo przeszukiwać pozostawione przez nieproszonych gości pobojowisko. – Wszystko zabrali. Notatki. Taśmy z nagraniem. Nic nie mamy… – Gwen klęczała na podłodze.

– Nie szkodzi – oznajmiła Avery pełnym determinacji głosem. – Już się nam nie wymkną. Nie dopuszczę do tego. Wierzę ci. Razem na pewno ich pokonamy.

Gwen pokręciła głową.

– Nie pokonamy. Nikt ich nie pokona. To niemożliwe.

– Oni chcą, żebyśmy tak myślały. Żeby wszyscy tak myśleli. I tak było, wszyscy tak myśleli. A tamci czuli się bezkarni. – Avery pomogła Gwen się podnieść. – Opowiedz mi dokładnie, co się wydarzyło dzisiaj wieczorem. Powiedz mi wszystko, czego się dowiedziałaś. Porównamy nasze informacje. Razem damy im radę. Zawiadomimy policję stanową, FBI. Uda się nam, Gwen. Musi się udać.