Выбрать главу

– Zabrać? Dziękuję. A po kiego tam tkwiłem tyle godzin?

– Tata chciał, żebyś był bezpieczny. Chronił ciebie. Uznał, że posterunek będzie najbezpieczniejszym miejscem.

– O czym ty, do cholery, mówisz?

– To Matt – stwierdziła Cherry lakonicznie. – Ma Avery.

Rozdział 55

– Matt? – powtórzył Hunter. – Wszystko jasne – mruknął z głębokim zrozumieniem. – A teraz wytłumaczcie, co Matt.

– To Matt zabił Elaine St. Claire i Trudy Pruitt. I doktora Chauvina – wyliczała Cherry.

– W każdym razie myślimy, że to on.

– Ja nie wiedziałam – szeptała Lila. – Tyle lat… że to ja… że ja zabiłam Sallie, a tu nagle… dlaczego to nie ja… – Głos zupełnie odmówił jej posłuszeństwa.

– Nikt z nas nie domyślał się, co z niego wyrosło – rzuciła Cherry przez zęby.

Hunter słuchał tych bezładnych słów i ogarniała go coraz większa panika.

– Co z niego wyrosło? Co wy wygadujecie? Nic nie rozumiem. Co ty miałaś wspólnego ze śmiercią Sallie Waguespack?

– Już mówię.

Lila opowiedziała Hunterowi o romansie Buddy’ego. O ciąży Sallie. O swojej wizycie u kochanki męża.

O tym, co zrobiła.

– Do dzisiaj myślałam, że to ja ją zabiłam. Buddy nikomu nie zdradził prawdy. A kiedy w zeszłym roku zaczęła się seria nagłych zgonów, udawał, że nie dostrzega w tym nic podejrzanego. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jego syn…

– Dopiero Avery otworzyła mu oczy – ciągnęła Cherry. – Zaczęła zadawać niewygodne pytania. Z uporem powtarzała, że jej ojciec nie mógł popełnić samobójstwa. Kiedy została zamordowana Trudy Pruitt…

– Nie mógł już dłużej okłamywać samego siebie – dokończył Hunter. – Zginęli wszyscy tak czy inaczej uwikłani w śmierć Sallie Waguespack. Wszyscy z wyjątkiem niego.

– Dzisiaj, kiedy usłyszał o dziennikach matki Avery, już nie wątpił, że to Matt jest mordercą i że to on podpalił dom Chauvinow. A teraz… porwał Avery. Tata pojechał go szukać.

Hunter poczuł, że drętwieje z przerażenia na myśl o tym, co w tej chwili dzieje się z Avery. W dalszym ciągu niewiele rozumiał z relacji Lili i Cherry, wiedział tylko, że muszą się spieszyć, jeśli chcą powstrzymać Matta.

– A Tom Lancaster i McDougal? – zapytał, próbując złożyć w całość elementy łamigłówki. – Jaką oni odgrywali w tym wszystkim rolę?

– Tego tata jeszcze nie wie na pewno. – Cherry jechała teraz szosą 421. – Lancaster za bardzo się interesował grupą Siedmiu, natomiast trudno powiedzieć, dlaczego Mattowi miałoby zależeć na śmierci McDougala.

– Gdzie jest teraz Avery? Dokąd jedziemy? – pytał dalej.

– Tata mówił, że Matt musiał ją zabrać do domku myśliwskiego dziadka.

– Zawiadomiłyście oczywiście policję stanową? Biuro szeryfa?

– Nie. Tata nie chciał. Powiedział, że wszystko ma zostać w rodzinie.

– Drań. Mamy jakąś komórkę? – Lila i Cherry pokręciły głowami. – Broń? Oprócz rewolweru, którym wymachiwałaś na posterunku, Cherry?

– Tylko ten rewolwer.

– Niech to. Wspaniale.

– Buddy już tam jest – powiedziała Lila. – On na pewno…

– Wpadł jak śliwka w kompot – sarknął Hunter wściekły na bezmyślność matki i siostry.

– Inaczej dawno by się do was odezwał.

W samochodzie zapadła grobowa cisza. Resztę drogi przebyli w milczeniu.

Kiedy dojechali na miejsce, zobaczyli przed chatą dwa samochody: wóz patrolowy Matta i nieoznakowany sedan Buddy’ego.

– Są. – Cherry drżał głos. – Co teraz? Hunter długo się nie zastanawiał.

– Jedno z nas zostanie w aucie. Nie będziemy gasić silnika na wypadek, gdybyśmy musieli natychmiast uciekać.

Cherry spojrzała na ledwie przytomną matkę. Było dla niej jasne, że pomysł Huntera jest do niczego.

– Ja zostanę w samochodzie z mamą, ty idź do chaty – zakomenderowała i podała bratu rewolwer. – Wiesz, jak się tym posługiwać?

Hunter sprawdził magazynek. Pełny.

– Aha – mruknął. – Trzeba wycelować i nacisnąć na spust – zrewanżował się siostrzyczce za złośliwość i ruszył ostrożnie w kierunku chaty.

Drzwi były otwarte. Pchnął je lekko, wszedł i zatrzymał się zaraz za progiem, nasłuchując.

Cisza. Złowroga, martwa cisza. Wszedł dalej. Wszędzie pusto. Okno w kuchni otwarte. Zajrzał do łazienki. Też pusto.

Pozostała do sprawdzenia tylko sypialnia. Zajrzał tam z bijącym sercem. Pierwsze, co zobaczył, to łóżko, linki u wezgłowia i w nogach.

Ktoś musiał być przywiązany do łóżka.

Nie ktoś. Avery.

Oparł się ciężko o framugę drzwi.

Dopiero teraz zobaczył but wystający zza łóżka. Stopę w bucie, mówiąc ściśle. Znał te buty. Buty ze skóry krokodyla, którego Buddy własnoręcznie upolował, potem kazał zrobić sobie z gada buty. Nosił je od dwudziestu lat.

Podszedł powoli do łóżka, jeszcze powtarzając sobie, że to zły sen, że niemożliwe.

Ojciec leżał twarzą do podłogi w kałuży krwi, z głową przekrzywioną pod nienaturalnym kątem.

Hunter odwrócił się gwałtownie i wybiegł na ganek.

– Cherry! – zawołał. – Idź do samochodu ojca i wezwij przez radio karetkę. Powiedz, że chodzi o policjanta.

Cherry wyskoczyła z samochodu.

– O policjanta? To tata czy…

– Wezwij natychmiast karetkę – zawołał jeszcze raz i nie czekając, wrócił do chaty. Ukląkł koło ojca, sprawdził puls. Nic.

Usłyszał za plecami zdławiony krzyk, obejrzał się. W progu stała Lila z szeroko otwartymi ustami. Po chwili obok niej pojawiła się Cherry.

– Tata? – Cała krew odpłynęła jej z twarzy. – Nie! Nie!

Lila zrobiła krok, chciała podejść do męża, ale Hunter przyskoczył do niej, zatrzymał. Próbowała uwolnić się z objęć syna, zaczęła się szarpać, okładać go pięściami, złorzeczyć.

Hunter przeczekał, aż pierwszy szok minie, potem zwrócił się do Cherry:

– Pomóż mi wyprowadzić ją stąd.

Jednak do Cherry nic nie docierało. Stała niczym wrośnięta w ziemię i tylko bezgłośnie poruszała ustami.

– Cherry – przynaglił ją łagodnie. – To jest miejsce zbrodni. Policja…

– Matt… – szepnęła schrypniętym głosem. – Matt zabił tatę.

Jego brat, dopowiedział Hunter w myślach. Morderca zdolny zabić własnego ojca. Porwał Avery.

– Gdzie oni są? – zapytał bezradnie. – Gdzie Matt i Avery?

Cherry spojrzała na niego pustym wzrokiem.

– Ja… nie wiem. Ja…

– Pomyśl, Cherry. Matt zostawił samochód przed domkiem. Gdzie mógł ją zaprowadzić?

Pokręciła głową.

– Tu nic nie ma. Nic, poza…

– Starymi zakładami Old Dixie – dokończył za nią. – Wezwij policję. Zawiadom biuro szeryfa. Zajmij się mamą, Cherry. Idę tam.

Rozdział 56

Avery i Gwen wyszły ze swojej kryjówki. Były gotowe walczyć, stawiać opór. Czekały przy drzwiach, nie wiedząc, kto po nie przyjdzie, sam Matt czy wszyscy, cała grupa Siedmiu.

Miały plan, mizerny, niedający wielkich szans, ale jedyny, jaki były w stanie obmyślić w tej rozpaczliwej sytuacji.

– Myślisz, że się uda? – W głosie Gwen zabrzmiało powątpienie. Powątpiewanie i przerażenie. Nuta histerii.

Dwie przeciwko siedmiu. Jakie miały szanse? Prawie żadnych.

– Nie mamy nic do stracenia – szepnęła Avery. – Tak czy inaczej nas zabiją.

Zza drzwi doszedł odgłos kroków. Avery spojrzała na śmiertelnie bladą Gwen. Cała krew odpłynęła jej z twarzy, już wyglądała jak trup.

Avery stanęła na wprost wejścia. Była gotowa.

Usłyszała szczęk otwieranej kłódki i drzwi się uchyliły. Wstrzymała oddech, czekając na właściwy moment. Modląc się, by potrafiła ten moment wykorzystać.