Za późno. Strzał.
Eve spoglądała z przerażeniem, jak Gil upada. Z trudem ukląkł i usiłował podnieść rewolwer. Mój Boże, ten człowiek znów mierzył w Gila. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że biegnie, dopóki nie złapała za broń. Mężczyzna odwrócił się, a Eve rąbnęła go dłonią w tętnicę szyjną. Mężczyzna chrząknął i upadł.
– Ja prowadzę. Siadaj z tyłu z Gilem – rozkazał Logan, ciągnąc Gila do samochodu. – Postaraj się zatamować krew. Musimy stąd uciekać. Na pewno słyszeli strzał.
Eve przytrzymała drzwi przed Loganem, a potem szybko wsiadła do limuzyny.
Gil był bardzo blady. Rozdarła jego koszulę. Wysoko na ramieniu trochę krwi. A jeśli…
– Idą! – krzyknął Logan i samochód skoczył naprzód.
Eve wyjrzała przez okno i zobaczyła trzech ludzi wybiegających z kukurydzy. Żwir wylatywał spod kół samochodu.
Logan zerknął w tylne lusterko.
– Co z nim?
– Rana ramienia. Nie bardzo krwawi. Odzyskał przytomność – powiedziała, znów wyglądając przez okno. – Są już na drodze. Nie może pan jechać szybciej?
– Staram się – odparł przez zęby. – Mam wrażenie, jakbym płynął jachtem.
Dojechał do wybrukowanej drogi prowadzącej do autostrady, ale mercedes był szybszy. Światła reflektorów odbijały się w lusterku.
Potem mercedes uderzył w nich bokiem. Chciał ich zepchnąć z drogi do kanału. Uderzył po raz drugi. Loganowi ledwie się udało utrzymać na drodze.
– Do przodu! – krzyknęła Eve. – Utopimy się, jak nas zepchnie do kanału.
– A co ja robię?
Dzięki Bogu było już widać autostradę.
Mercedes ponownie uderzył w limuzynę, która skręciła w stronę kanału. Logan gwałtownie przekręcił kierownicę, zatrzymując się na drodze.
– Ostatnie uderzenie zarzuciło ich na drugą stronę drogi. To nasza jedyna szansa! Niech pan w nich rąbnie!
Logan nacisnął na gaz.
– Są za blisko – powiedział, zerkając w lusterko. – Złapią nas, nim dojedziemy do autostrady.
– Trumna… – mruknął Gil. – Daj im…
– Nie! – zaprotestował Logan.
Eve spojrzała na trumnę, którą miała pod nogami.
– Daj im…
Eve sięgnęła do klamki.
– Co pani robi? – zapytał Logan.
– Niech się pan zamknie! Gil ma rację. Chcą tę przeklętą trumnę. I ją dostaną. Nasze życie jest więcej warte.
– A jeśli się nie zatrzymają?
– Nic mnie to nie obchodzi. Przez tę cholerną czaszkę strzelali do Gila. Niech pan zwolni i jedzie tym samym pasem.
Samochód zwolnił, ale Eve nadal borykała się z drzwiami, które zamykał pęd powietrza.
– Doganiają nas.
– Niech się pan trzyma tego pasa. Eve podciągnęła trumnę do drzwi.
– I przed nimi.
– Nie wydaje mi się…
– Niech pan próbuje.
Wiatr otworzył drzwi i Eve wyrzuciła trumnę, która podskoczyła dwukrotnie i przesunęła się na drugi pas.
– Teraz się przekonamy – mówiła, z wzrokiem utkwionym w nadjeżdżającego mercedesa. – Musimy mieć nadzieję… Tak!
Mercedes przejechał obok trumny. Zdawało się, że jego pasażerowie ją zignorują i będą kontynuować pościg, ale samochód zwolnił, nagle zawrócił i ruszył z powrotem.
– Jesteśmy na autostradzie – powiedział Logan. Samochody. Ciężarówki. Ludzie. Eve odetchnęła z ulgą.
– Czy teraz jesteśmy bezpieczni?
– Nie – odparł Logan, zatrzymując się na poboczu. – Niech pani zamknie drzwi. Jak się czujesz? – spytał Gila.
– To tylko powierzchowna rana. Nawet już nie krwawi.
– Nie jestem przekonany, czy powinniśmy się zatrzymywać. Zadzwonię do Margaret i powiem, żeby wezwała lekarza. Jesteś pewien, że nie krwawisz? Wytrzymasz, dopóki nie wrócimy do Barrett House?
– Jasne – odpowiedział Gil słabym głosem. – Skoro przeżyłem twoją jazdę, przeżyję wszystko inne.
Dzięki Bogu, że żartuje – pomyślała Eve.
– Ty też byś lepiej nie pojechał. A za tę głupią uwagę powinienem cię wysadzić i kazać iść piechotą.
– Już nic nie powiem – obiecał Gil, zamykając oczy. – A ponieważ trudno mi się nie odzywać, spróbuję uciąć sobie drzemkę.
– Kiepski pomysł – uznał Logan, wjeżdżając z powrotem między pędzące samochody. – Nie śpij. Muszę być pewien, że nie straciłeś przytomności.
– Jasne. Do usług. Będę odpoczywał z zamkniętymi oczami.
Logan spojrzał na Eve w lusterku. Kiwnęła głową i Logan nacisnął na gaz.
– Co ty robisz, do diabła! – krzyknął Fiske. – Zgubimy ich!
– Zamknij się – powiedział Kenner. – Wiem, co robię. To pudło jest ważniejsze.
– Ty durniu! Nic nie jest ważniejsze. Tyle zachodu, a teraz pozwalasz im…
– Timwick powiedział, że ważniejsze jest to, po co tu przyjechali.
– Możemy później po to wrócić. Chcą odwrócić naszą uwagę.
– Myślisz, że mnie to nie wpadło do głowy? Nie mogę ryzykować. Leży na środku drogi. Ktoś może to przejechać albo zabrać.
– W środku nocy?
– Timwick chce mieć to pudełko.
Fiske był wściekły. Nie mieli szans, żeby dogonić Logana. A wszystko dlatego, że Timwick ma fioła na punkcie jakiegoś pudła. Kenner jest dokładnie taki sam jak Timwick. Przejmuje się drobiazgami i nie dostrzega, co jest naprawdę ważne.
Gdy tylko Logan zatrzymał samochód, z Barrett House wybiegło dwóch ubranych na biało mężczyzn, którzy położyli Gila na noszach i zanieśli do domu.
Eve wysiadła z samochodu. Kolana się pod nią ugięły i musiała się oprzeć o auto.
– Dobrze się pani czuje?
Kiwnęła głową.
– Powiem Margaret, żeby zrobiła pani kawy – rzucił przez ramię, idąc do domu. – Sprawdzę, co z Gilem.
Eve spoglądała za nim bez słowa. Zbyt wiele zdarzyło się w tak krótkim czasie, że nie docierało do niej, iż już jest po wszystkim. Ani nawet, co się dokładnie stało. Jednak wgnieciony bok samochodu mówił sam za siebie. I rana Gila Price’a nie była wytworem jej wyobraźni. Mogli go zabić. Mogli zabić ich wszystkich, gdyby nie wyrzuciła trumny.
– Kawa – powiedziała Margaret, podając jej kubek. – Niech pani wejdzie do domu i usiądzie.
– Za chwileczkę. Na razie nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jak się ma Gil?
– Jest przytomny i dowcipkuje. Lekarz najchętniej by go zakneblował.
Kawa była mocna i przywracała energię.
– Jak się pani udało w środku nocy sprowadzić tu lekarza?
– Pieniądze przenoszą góry – odparła filozoficznie Margaret, opierając się o samochód. – Boi się pani?
– Tak. Chyba mam powody. Może pani jest przyzwyczajona, że do pani strzelają, ale ja nie.
– Ja też się boję. Nigdy nie myślałam… Nigdy się czegoś takiego nie spodziewałam. Myślałam… Sama nie wiem, co myślałam.
– Nadal jednak ufa pani Loganowi i będzie dla niego pracować?
– Jasne. Ale na pewno każę sobie dodatkowo płacić za ryzyko. Idzie pani do środka?
Eve pokiwała głową.
Zapłata za ryzyko. Zaczynała rozumieć szczodrość Logana. Tu już nie chodziło o martwe koty i zniszczone laboratorium. Chcieli zabić Gila. Mało brakowało, a zginęliby wszyscy troje.
– Lepiej? – spytał Logan, schodząc na dół. – Nabrała pani kolorów.
– Czyżby? Jak się czuje Gil?
– Powierzchowna rana. Braden mówi, że nic mu nie będzie. Na razie nie chcemy tego zgłaszać policji – dodał, zwracając się do Margaret. – Namów Bradena, żeby się nie spieszył z raportem.
– Tak, jasne, a potem mnie oskarżą o… Margaret westchnęła i weszła na schody.
– Musimy porozmawiać – powiedział Logan.