Выбрать главу

– Naprawdę? W życiu bym na to nie wpadła – powiedziała ironicznie Eve. – Na razie idę do kuchni dolać sobie kawy.

Logan poszedł za nią i usiadł na kuchennym krześle.

– Przykro mi, że się pani wystraszyła.

– Czy mam się teraz poczuć przyjemnie i ciepło? – Eve drżącą ręką dolała sobie kawy. – Nic z tego. W tej chwili jeszcze się boję, ale za moment będę cholernie wściekła.

– Wiem. Niczego innego się nie spodziewam. Wspaniale się pani zachowała. Przypuszczalnie uratowała pani życie Gilowi. Gdzie się pani nauczyła karate?

– Od Joego. Kiedy Bonnie… Mówiłam panu, że już nigdy nie będę ofiarą. Joe mnie nauczył, jak mam się bronić.

– I bronić innych – powiedział z uśmiechem Logan.

– Ktoś mu musiał pomóc. Pan najwyraźniej bardziej się troszczył o tę przeklętą trumnę niż o przyjaciela. To obsesja. Dziwię się, iż pan zwolnił, żebym mogła ją wyrzucić.

– Gil też się uczył, jak się bronić. Każdy z nas miał swoje zadanie do spełnienia.

– Ja także. Jednakże nie wiedziałam, że moja praca ma polegać między innymi na tym, iż ktoś będzie do mnie strzelał.

– Mówiłem, że będą chcieli nas powstrzymać.

– Ale nic o zabijaniu.

– No nie.

– To od początku nie miało sensu – powiedziała z gniewem Eve. – Ryzykował pan życie dla jakiegoś idiotycznego pomysłu i jeszcze mnie w to wciągnął. Mało przez pana nie zginęłam.

– To prawda.

– Nie miało to żadnego sensu. Nie musiałam z panem jechać.

– Musiała pani.

– Po co? Żeby zacząć badać czaszkę na polu kukurydzy?

– Nie.

– Dlaczego więc…

– Doktor Braden już wychodzi – powiedziała Margaret. – Sądzę, że byłoby lepiej, gdybyś poklepał go po ramieniu i odprowadził do drzwi, John.

– Dobrze. Niech pani idzie ze mną, Eve. Jeszcze nie skończyliśmy.

– Pewno, że nie.

Eve wyszła z kuchni i obserwowała Logana. Gładki i słodki jak miód. Przekonujący jak sam Lucyfer. Już po chwili obłaskawiony doktor wychodził bez protestu, a Logan odprowadzał go do samochodu.

– Dobry jest, nie? – mruknęła Margaret.

– Za dobry.

Gniew zastąpiło zmęczenie. A niech sobie Logan robi, co chce. Nic jej to już nie obchodziło. Logan pomachał lekarzowi i odwrócił się do Eve.

– Już nie jest pani zła. To dobrze czy źle?

– Ani tak, ani tak. Po co mam się denerwować? Było, minęło. Idę na górę się spakować. Wyjeżdżam.

– To jeszcze nie koniec.

– Jak to nie?

– Zajrzę do Gila – powiedziała szybko Margaret i pobiegła na górę.

Logan przez cały czas nie spuszczał oczu z Eve.

– To jeszcze nie koniec – powtórzył.

– Zgodziłam się jedynie i wyłącznie na jedno zadanie. Nawet gdybym nie miała ochoty poderżnąć panu gardła za to, na co zostałam narażona, moje zadanie skończyło się w chwili, gdy wyrzuciłam trumnę z samochodu. Jest pan w błędzie, sądząc, że będę tu tkwić i czekać, aż ją pan odzyska.

– Nie muszę niczego odzyskiwać.

– Co?

– Niech pani idzie ze mną.

– Co?

– Słyszała pani.

Logan odwrócił się i odszedł.

Rozdział dziewiąty

Cmentarz.

Logan był już za furtką, kiedy go dogoniła. Szedł szybkim krokiem w stronę grobów.

– Co pan robi?

– Odzyskuję czaszkę.

Logan zatrzymał się przy grobie Randolpha Barretta, podniósł paletę z kwiatami i odsunął ją na bok. Wziął schowaną pod kwiatami łopatę i zaczął kopać. Ziemia była miękka, niedawno ruszana.

– Sprowokowała mnie pani, więc muszę dostarczyć czaszkę.

Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

– Czy pan całkiem zwariował? Wykopywać stary szkielet, żeby… – Urwała i gwałtownie wciągnęła powietrze. – O mój Boże!

Spojrzał na nią i odpowiedział na nie zadane pytanie.

– Tak, wykopałem czaszkę z pola dwa miesiące temu.

– I tu ją pan pogrzebał. Dlatego przykrył pan wszystkie groby kwiatami. Żeby nie było widać, że ktoś tu kopał.

Logan kiwnął głową, nie przerywając kopania.

– Mądrość ludowa powiada, że najlepiej jest chować w widocznym miejscu, obawiam się jednak, że do mnie to nie przemawia. Mark zainstalował specjalny alarm, który włączyłby się, gdyby ktoś dotknął trumny. Teraz alarm jest wyłączony.

– Do tej trumny zakopanej na polu kukurydzy włożył pan inną czaszkę, prawda? Czy to była czaszka Randolpha Barretta? – spytała Eve.

– Nie, Barrett tylko chwilowo dzieli się swoim grobem. Umarł w wieku sześćdziesięciu czterech lat. Potrzebowałem młodszej czaszki i kupiłem taką w szkole medycznej w Niemczech.

– Chwileczkę. Dlaczego? – Eve kręciło się w głowie. – Dlaczego zadał pan sobie tyle trudu?

– Wiedziałem, że w końcu przejrzą moje zamiary i że będę potrzebował jakiegoś substytutu. Miałem nadzieję, że nie będę musiał go wykorzystać. Bardzo się starałem, żeby wszystko pozostało w ścisłej tajemnicy, ale gdzieś coś nawaliło. Pani nie zaczęła jeszcze pracy. Sprawy nabrały zbytniego przyspieszenia i musiałem zmylić moich przeciwników.

– Co to znaczy: „nabrały zbytniego przyspieszenia”? Nie mam pojęcia, o czym pan w ogóle mówi.

– Nie musi pani. Tak jest bezpieczniej.

Logan rzucił łopatę, schylił się i wyjął z ziemi kwadratowe ołowiane pudełko.

– Pani musi jedynie wykonać pracę, za którą zapłaciłem.

– Nie muszę wiedzieć? – spytała zszokowana Eve, kiedy dotarły do niej rozmiary oszustwa. – Ty przeklęty draniu!

– Niech będzie – powiedział, odstawiając na bok pudełko i zasypując z powrotem grób. – To niczego nie zmienia.

– To wszystko zmienia! – zawołała Eve wściekłym głosem. – Wywiózł mnie pan na pole zupełnie niepotrzebnie.

– Nieprawda. Wiedzieli, że pracuje pani dla mnie, i to uwiarygodniło wyprawę.

– Omal nie zginęłam.

– Przepraszam.

– Przepraszam? To wszystko, co ma pan do powiedzenia? A Gil Price? Do niego strzelano. Bronił tej czaszki własnym ciałem, jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie.

– Przykro mi bardzo, bo wiem, że chciałaby pani zwalić całą winę na mnie, ale Gil dokładnie wiedział, co robi. To on załatwiał zakup „zapasowej” czaszki.

– Wiedział o tej intrydze? Tylko ja nie miałam o niczym pojęcia?

– Tak.

Logan odłożył łopatę i przykrył grób kwiatami.

– Musiałem go uprzedzić, co jest grane.

– Mnie pan nie uprzedził?

– Pani miała być świadkiem. Gil brał bezpośredni udział. Nie wiedziałem, że będzie pani musiała…

– Świadek, co? – powtórzyła Eve z rosnącą furią. – Oszukał mnie pan. Zastanawiałam się, po co mam tam jechać, nie przyszło mi jednak do głowy, że mam być przynętą.

– Przynętą była czaszka. Pani pojechała po to, żeby uwiarygodnić całą sprawę. Chciałem, aby nas śledzili.

– Chciał pan, żeby nas gonili. Chciał pan, żeby zagrozili naszemu bezpieczeństwu, co dałoby pretekst do wyrzucenia trumny.

– Musieli uwierzyć, że jedynie bezpośrednie zagrożenie zmusiło mnie do pozbycia się czaszki. To ja miałem ją wyrzucić z samochodu, ale Gil został ranny i musiałem prowadzić.

– I Gil kazał mnie to zrobić. A pan nawet się z nim sprzeczał.

– Pomyślałem, że w ten sposób zmuszę panią do szybkiego zareagowania. Była pani na mnie wściekła i gotowa zrobić wszystko, czemu ja się sprzeciwiałem.

– I ryzykował pan życie Gila i moje?

– Ja też tam byłem.

– Jeśli chce pan popełnić samobójstwo, to jest to pańska prywatna sprawa. Nie miał pan prawa narażać innych osób.

– Wydawało mi się, że to jedyne rozwiązanie.