Выбрать главу

– Chciałabym go poznać.

– Następnym razem. Obawiam się, że obrzucisz go zimnym spojrzeniem, a ja poczuję się jak dzieciak, który przyprowadził do domu pierwszego chłopaka.

Eve roześmiała się i uściskała matkę.

– Zwariowałaś. Chcę się tylko przekonać, czy jest dla ciebie dość dobry.

– No właśnie. Syndrom pierwszej randki. Do zobaczenia, już jestem spóźniona.

Eve podeszła do okna i przyglądała się, jak matka wyjeżdża samochodem na ulicę. Już od wielu lat nie widziała jej tak szczęśliwej.

Odkąd zginęła Bonnie.

Eve ucieszyła się, że matka spotkała kogoś, ale sama by się z nią nie zamieniła. Nie wiedziałaby, co robić z mężczyzną. Nie lubiła jednorazowych spotkań, a innego rodzaju związki wymagały zaangażowania, na które nie mogła sobie pozwolić.

Wyszła z domu kuchennymi drzwiami i poszła do laboratorium, wdychając po drodze ciężki zapach kapryfolium. Zapach zawsze wydawał się bardziej wyrazisty rano i o zmierzchu. Bonnie uwielbiała kapryfolium i zrywała kwiaty wokół furtki, gdzie nieustannie kręciły się pszczoły. Eve nie wiedziała już, co robić, żeby ją ustrzec przed użądleniem.

Uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Dopiero po bardzo długim czasie nauczyła się oddzielać dobre wspomnienia od złych. Początkowo broniła się przed bólem, odrzucając wszystkie myśli o Bonnie. Później zrozumiała, że w ten sposób zapomni o córce i całej radości, jaką wniosła w życie jej i Sandry. Bonnie zasłużyła sobie na coś więcej niż…

– Pani Duncan?

Eve zatrzymała się i szybko odwróciła.

– Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć. Jestem John Logan. Czy moglibyśmy porozmawiać?

John Logan. Nawet gdyby się nie przedstawił, rozpoznałaby go ze zdjęcia. Jak mogłabym nie zauważyć kalifornijskiej opalenizny – pomyślała sarkastycznie. W szarym garniturze od Armaniego i w pantoflach od Gucciego wyglądał w jej małym ogródku całkiem nie na miejscu – jak paw.

– Nie przestraszył mnie pan, lecz zaskoczył.

– Dzwoniłem.

Podszedł do niej z uśmiechem. Na jego ciele nie było grama zbędnego tłuszczu, emanował pewnością siebie i wdziękiem. Eve nigdy nie lubiła czarujących mężczyzn; pod czarującym zachowaniem można było wiele ukryć.

– Pewno pani nie słyszała.

– Nie. Czy pan zawsze wchodzi bez pozwolenia do cudzych domów?

Nie zwrócił uwagi na ironię.

– Tylko wtedy, kiedy naprawdę chcę się z kimś spotkać. Czy moglibyśmy gdzieś wejść i porozmawiać? – zaproponował, spoglądając na drzwi laboratorium. – Tu pani pracuje, prawda? Chciałbym zobaczyć to miejsce.

– Skąd pan wie, gdzie pracuję?

– Na pewno nie od pani przyjaciół z policji. Podobno nie chcieli zdradzić żadnych szczegółów.

Poszedł przodem i zatrzymał się przy drzwiach.

– Proszę.

Był najwyraźniej przyzwyczajony do natychmiastowego posłuszeństwa, co jeszcze bardziej rozzłościło Eve.

– Nie.

– Miałbym dla pani pewną propozycję.

– Wiem. Dlatego pan tu jest. Jestem jednak zbyt zajęta, żeby brać na siebie nowe zobowiązania. Powinien pan najpierw zadzwonić.

– Chciałem panią poznać osobiście. Moglibyśmy wejść do środka i porozmawiać – powtórzył, spoglądając na laboratorium.

– Dlaczego?

– W ten sposób dowiem się o pani kilku rzeczy, które chciałbym wiedzieć.

Eve wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

– Nie staram się o posadę w jednym z pańskich przedsiębiorstw. Nie muszę przechodzić żadnych testów. Myślę, że już najwyższy czas, aby pan sobie poszedł.

– Proszę mi dać dziesięć minut.

– Nie, jestem zajęta. Do widzenia panu.

– Mam na imię John.

– Do widzenia panu.

– Nigdzie się nie wybieram – odparł.

– Ależ tak.

– Proszę, niech pani idzie do pracy – powiedział, opierając się o ścianę. – Zostanę tu tak długo, aż będzie pani mogła ze mną porozmawiać.

– Niech pan nie będzie śmieszny. Skończę pracę dobrze po północy.

– To porozmawiamy po północy.

John Logan nie był już czarującym mężczyzną. Mówił chłodno, twardo i zdecydowanie. Eve otworzyła drzwi laboratorium.

– Proszę odejść.

– Po rozmowie. Niech się pani na to zgodzi, zamiast tracić czas. Tak będzie łatwiej.

– Nie lubię łatwych rzeczy.

Eve zamknęła drzwi i włączyła światło. Nie lubiła łatwych rzeczy i nagabywania przez ludzi, którym się zdawało, że są właścicielami całego świata. Być może zareagowała przesadnie. Na ogół nie można jej było wyprowadzić z równowagi, ale Logan naruszył jej wolność osobistą.

No to co. Ceniła sobie tę osobistą wolność. Niech skurwysyn tkwi tam całą noc.

Otworzyła drzwi kilka minut po pół do dwunastej. – Proszę wejść – powiedziała szorstko. – Nie chcę, żeby pan tu sterczał, kiedy wróci moja matka. Mogłaby się przestraszyć. Dziesięć minut.

– Dziękuję. Doceniam pani zgodę.

– Robię to z konieczności. Miałam nadzieję, że pan sobie pójdzie.

– Jeśli mi na czymś zależy, na ogół nie rezygnuję. Dziwię się tylko, że nie zadzwoniła pani do swoich przyjaciół z policji i nie kazała mnie stąd wyrzucić.

– Jest pan człowiekiem, z którym liczą się inni. Przypuszczalnie zna pan ważnych ludzi. Nie chciałam narażać moich przyjaciół z policji.

– Nigdy nie winię posłańca – odparł, rozglądając się po laboratorium. – Ma tu pani dużo miejsca. Z zewnątrz nie robi to takiego wrażenia.

– Najpierw była tu powozownia, dopiero później garaż. Ta część miasta jest dość stara.

– Nie spodziewałem się czegoś takiego.

Logan przyjrzał się kanapie w brązowo-beżowe pasy, zielonym roślinom na parapecie i zdjęciom Bonnie i Sandry na półce na drugim końcu pokoju.

– Bardzo tu… ciepła atmosfera.

– Nie cierpię zimnych, bezosobowych wnętrz. Dlaczego nie miałabym pracować w laboratorium, które jest zarówno porządnie wyposażone, jak i komfortowe? – spytała retorycznie, siadając za biurkiem. – Niech pan mówi.

– Co to jest? – zapytał Logan, podchodząc do kąta. – Dwie kamery wideo?

– Są niezbędne do nakładania rysów twarzy.

– Co to… to interesujące – zauważył, gdy spostrzegł czaszkę Mandy. – To wygląda jak coś z filmu o voodoo, z tymi wszystkimi małymi włóczniami.

– Przygotowuję wykres różnic grubości skóry.

– Czy to jest niezbędne dla…

– Niech pan mówi.

Logan wrócił i usiadł przy biurku.

– Chciałbym, żeby zidentyfikowała pani dla mnie pewną czaszkę.

Eve potrząsnęła głową.

– Jestem dobra w tym, co robię, ale jedynymi stuprocentowymi sposobami identyfikacji są karty stomatologiczne i DNA.

– Do tego potrzebny jest materiał porównawczy. Nie mogę z niego skorzystać, dopóki nie będę prawie pewien.

– Dlaczego?

– Bo będą trudności.

– Czy chodzi o dziecko?

– To mężczyzna.

– I nie ma pan pojęcia, kto to jest?

– Mam pojęcie.

– Ale mi pan nie powie? Logan potrząsnął głową.

– Czy są jakieś zdjęcia? – pytała dalej Eve.

– Są, ale ich pani nie pokażę. Chcę, żeby pani zaczynała od zera, a nie konstruowała twarz na podstawie zdjęcia.

– Gdzie znaleziono kości?

– W Marylandzie… Chyba.

– Nie wie pan?

– Na razie nie – odparł z uśmiechem. – W gruncie rzeczy nie zostały jeszcze zlokalizowane.

– To co pan tu robi? – zapytała zdumiona Eve.

– Jest mi pani potrzebna na miejscu. Chcę, żeby była tam pani ze mną. Kiedy zlokalizujemy kości, będę musiał działać bardzo szybko.

– A ja mam przerwać swoją pracę i jechać do Marylandu na wszelki wypadek, w oczekiwaniu, aż znajdzie pan kości?