Выбрать главу

– Wylądujmy zatem i zobaczmy, co się da zrobić – powiedziała.

Lisa Chadbourne wysiadała z helikoptera.

Eve umówiła się z nią, ustaliła miejsce i czas, a mimo to była zdziwiona, że ta kobieta rzeczywiście przyleciała. Obserwowała ją, gdy zeskakiwała na ziemię. Wyglądała dokładnie tak samo jak na taśmach wideo: piękna, spokojna, rozpromieniona. A czego się spodziewała? Śladów rozpusty i okrucieństwa? Taśmy były kręcone już po zabiciu męża. Dlaczego kolejne zabójstwa miały robić jakąś różnicę?

Gary. Krew. Noże. Przed oczami Eve mignęła straszna scena z motelu. To powinno coś zmienić. Koniecznie.

Nie mogła o tym myśleć. Ruszyła w kierunku helikoptera.

– Witaj, Eve – powiedziała Lisa. – James właśnie zadzwonił do Camp David i zawiadomił, że wylądowaliśmy, aby sprawdzić światło kontrolne na tablicy rozdzielczej. Mamy najwyżej dziesięć minut. Potem musimy wystartować albo służba bezpieczeństwa przyśle tu kogoś.

– Dziesięć minut powinno nam wystarczyć.

– Nic nie mów, Liso! – zawołał Timwick, który wysiadł z helikoptera i teraz podchodził do Eve.

Odruchowo cofnęła się o krok.

Timwick trzymał w ręce przyrząd, który wyglądał jak wykrywacz metali używany na lotniskach.

– Niech pani podniesie ręce.

– Mówiłeś, że cały teren jest czysty – przypomniała mu Lisa.

– Ostrożność nigdy nie zawadzi. – Przejechał wykrywaczem po ciele Eve. – Proszę się odwrócić.

– Niech mnie pan nie dotyka.

Stanął za nią i przejechał wykrywaczem od ramion do stóp.

– W porządku. Nie ma broni ani podsłuchu.

– Proszę wybaczyć Jamesowi – powiedziała Lisa. – Ostatnio jest strasznie nerwowy. Obawiam się, że to wina pani i Logana. Idź i daj nam porozmawiać, Jamesie.

Timwick ruszył w stronę drzew.

– O nie – zaprotestowała ostro Eve. – Ja nie miałam szansy, żeby go sprawdzić wykrywaczem. Chcę go mieć na oku. Niech pan siada – rozkazała, wskazując na miejsce obok helikoptera.

– Co?

– Słyszał pan. Niech pan usiądzie po turecku. Z tej pozycji trudniej atakować.

– To poniżające, Liso – zajęczał Timwick.

– Zrób to – powiedziała Lisa z lekkim uśmieszkiem. – Nie jesteś taka bezradna, jak myślałam, Eve.

Timwick usiadł po turecku na ziemi.

– Zadowolona?

– Nie. Niech pan wyjmie z kieszeni rewolwer, zabezpieczy go i odrzuci od siebie.

– Nie mam broni.

– Proszę wykonać moje polecenie.

– Skończmy z tym, Jamesie – powiedziała Lisa. Timwick zaklął, wyciągnął rewolwer, zabezpieczył go i rzucił na polanę.

– Teraz jestem usatysfakcjonowana – rzekła Eve, odwracając się do Lisy.

– Marnujesz cenny czas. – Lisa rzuciła okiem na zegarek. – Minęły dwie minuty.

– Nie szkodzi. Nie ufam mu.

– Sądzę, że masz prawo być podejrzliwa. A teraz daj mi czaszkę Bena, Eve.

– Jeszcze nie teraz.

– Chcesz, abym cię zapewniła, że dostaniesz z powrotem Bonnie? – Lisa spojrzała jej prosto w oczy. – Oczywiście nie można być stuprocentowo pewnym, lecz zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ją odnaleźć. Obiecuję ci, Eve – rzekła z absolutną szczerością.

Boże, mówiła prawdę. Bonnie mogła wrócić do domu.

– Czaszka, Eve. Nie mam czasu. W helikopterze są dla ciebie papiery i pieniądze, a James załatwił samolot, którym razem z matką polecicie za granicę. Daj mi tę czaszkę, a my wsiądziemy z powrotem do helikoptera i na zawsze znikniemy z twojego życia.

Czyżby naprawdę miał kiedyś nastąpić taki moment, że Lisa Chadbourne nie będzie częścią jej życia?

– Czaszka, Eve.

– Jest tutaj, pod drzewami – mówiła Eve, kierując się na skraj polany i obserwując Timwicka. – Widzę pana, Timwick.

– James nam nie przeszkodzi – powiedziała Lisa, idąc za nią. – Jemu zależy na tej czaszce tak samo jak mnie.

– A co potem?

Lisa nic nie powiedziała, rozglądając się wokół ze zmarszczonym czołem.

– Gdzie jest czaszka? Zakopałaś ją w ziemi?

– Nie. – Eve zatrzymała się i wskazała na skórzaną torbę, po części zasłoniętą krzakami. – Jest tutaj.

– Tak na widoku? Mówiłaś, że nie będziemy mogli sami jej znaleźć.

– Blefowałam. Co by mi z tego przyszło, gdybym ją schowała albo zagrzebała w ziemi? Macie tu różne wykrywacze i urządzenia elektroniczne.

– W tym wypadku najwyraźniej cię przeceniłam. – Lisa roześmiała się. – Mój Boże, sądziłam, że wymyśliłaś coś naprawdę genialnego. O ile to jest Ben – dodała nagle, a jej uśmiech znikł. – Już raz nas oszukałaś.

– To jest Ben Chadbourne. Sama sprawdź.

Lisa podniosła torbę.

– Słyszałam, że jesteś prawdziwą artystką, jeśli chodzi o rzeźbienie rysów twarzy. Czy rzeczywiście zobaczę podobieństwo?

– Otwórz torbę.

– Chyba nie mam ochoty.

– Rób, co chcesz – powiedziała Eve, wzruszając ramionami. – Dziwię się jednak, że nie chcesz sprawdzić, co tam jest.

– Rzeczywiście nie mogę sobie na to pozwolić. – Lisa powoli otworzyła zamknięcie. – Zobaczymy, czy jesteś taka dobra, jak mów… O Boże! – Oparła się o drzewo, patrząc na wypaloną czaszkę. – Co…

– Przepraszam, że nie jest taka ładna, jak się spodziewałaś. Gary Kessler zawsze lubił pracować na czystej czaszce, kazał mi więc zniszczyć to, co wyrzeźbiłam. Pamiętasz Gary’ego. Kazałaś Fiske’owi go zabić, prawda?

Lisa nie mogła oderwać oczu od czaszki.

– Ben? – szepnęła.

– Tak wygląda człowiek, gdy się go spali. Cała skóra się topi i…

– Zamknij się. – Po policzkach Lisy płynęły łzy.

– Widzisz tę nierówną dziurę z tyłu? Tędy eksploduje mózg. Kiedy jest się w ogniu, mózg się gotuje i w końcu…

– Zamknij się, suko.

– Jednakże Gary umarł inaczej. Kazałaś Fiske’owi, żeby mnie przekonał, iż muszę oddać czaszkę. Powiedziałaś, że ma ukrzyżować Gary’ego.

– Niczego takiego nie mówiłam. Kazałam mu jedynie wstrząsnąć tobą tak, żebyś zrozumiała, że musisz oddać czaszkę. To była twoja wina. Powiedziałam ci, że wszystko się skończy, jak oddasz mi czaszkę Bena, ale nie chciałaś tego zrobić. – Spojrzała na czaszkę. – Ben…

– W jaki sposób go zabiłaś?

– Scott Maren dał mu zastrzyk. Tak było szybko i bezboleśnie. Nie cierpiał. – Odetchnęła głęboko i starała się opanować. – To okrutne z twojej strony, że kazałaś mi oglądać czaszkę.

– Nie mów mi o okrucieństwie. Kazałaś zabić Gary’ego i Gila. Joe omal nie zginął.

– Jesteś teraz zadowolona? Boże, twardy z ciebie człowiek. A ja ci współczułam.

– Dlatego że zamierzałaś mnie zabić? Dlatego że się nie spodziewałaś, że wyjadę stąd żywa?

– Mówiłam, żebyś jakoś inaczej oddała czaszkę. Wiedziałam, że nie mogę cię zostawić przy życiu, jeśli będę miała szansę… Muszę tak zrobić. Odlatujemy, Jamesie. Zajmij się nią.

Timwick wstał powoli.

– Chcesz, żebym ją zabił?

– Nie chcę, lecz trzeba to zrobić. To twoje zadanie. James spojrzał na Eve, a potem ruszył do helikoptera.

– James!

– Odpieprz się ode mnie.

– Umówiliśmy się – powiedziała sztywno Lisa.

Czy umawialiśmy się także, że Fiske mnie zabije, Liso? Kiedy to się miało stać? – spytał Timwick, otwierając drzwi helikoptera.

– Nie wiem, o co ci chodzi.

– O listę. Dałaś Fiske’owi inną listę. Widziałem ją. Połączył twoją listę z moją. Znam jego charakter pisma.

– Jak mogłeś się dowiedzieć o czymś, co nie istnieje? – Lisa oblizała wargi. – Jeśli była jakaś inna lista, to na pewno nie dostał jej ode mnie. Wiesz, że on często działał na własną rękę.