– Z własnej inicjatywy nie zabijałby tego, kto mu płaci. Chyba że płacił mu jeszcze ktoś inny. Sądziłaś, że nie będę ci już potrzebny.
– Niczego mi nie udowodnisz. Fiske nie żyje.
– Znalazłabyś kogoś, kto by mnie zabił.
– Robisz poważny błąd – powiedziała, idąc do helikoptera. – Posłuchaj mnie, Jamesie.
– Skończyłem ze słuchaniem. Zabieram się stąd.
– Złapią cię.
– Będę miał przewagę czasową. To była część umowy. Zawiadomię Camp David, że jesteśmy w drodze. Bez problemu uda mi się uciec. Zgiń w piekle, przeklęta dziwko – zakończył, wsiadając do helikoptera.
– Timwick! – Lisa dopadła drzwi helikoptera. – To kłamstwo. Nie rezygnuj ze wszystkiego, na co zapracowaliśmy. Kevin mianuje cię…
Helikopter wzbił się w powietrze i Lisa upadła na ziemię. Eve patrzyła, jak wstaje.
– To twoja robota! – krzyknęła Lisa.
– Nieprawda, twoja. Sama mi powiedziałaś, że Timwick wpadł w panikę. W takiej sytuacji tonący brzytwy się chwyta.
– Oszukałaś mnie. – W głosie Lisy dźwięczało niedowierzanie.
– Taki miałam plan. Logan pokazał Timwickowi listę.
– Nie zgodziłaś się, by Timwick ze mną przyleciał.
Wiedziałam, że zechcesz go zabrać ze sobą. Gdybyś tego nie zaproponowała, Timwick miał cię namówić. Ale nie musiał cię namawiać, prawda?
– Nic ci z tego nie przyjdzie. Poradzę sobie bez Timwicka… – Urwała nagle. – O Boże, masz na sobie urządzenie nagrywające, prawda?
– Tak.
– I celowo pokazałaś mi czaszkę Bena, żeby mnie zdenerwować?
– Miałam taką nadzieję. Większość ludzi denerwuje się na widok szkieletu. Zwłaszcza jeśli są to kości ich ofiar.
Lisa milczała, najwyraźniej przypominając sobie, co wcześniej powiedziała.
– Kiepsko, ale nie beznadziejnie. W sądzie każdy zapis może zostać zinterpretowany…
– Logan zorganizował trzech świadków, którzy mogli słuchać naszej rozmowy. Peter Brown, dziennikarz z „Atlanta Journal and Constitution”, Andrew Bennet z Sądu Najwyższego i senator Dennis Lathrop. Powszechnie szanowani ludzie. Kiedy podjęliśmy decyzję, Logan zabrał się do dzieła. Miał prawie cały dzień, by przekonać Timwicka, że będzie następną ofiarą.
Lisa zbladła i nagle jej twarz postarzała się o dwadzieścia lat. Opadła na kolana.
– Bardzo… sprytnie. Powiedziałam Timwickowi na samym początku, że musimy na ciebie uważać. Wykrywacz nie działał, ale sama widziałam ekran z podczerwienią, zakładam zatem, że mamy trochę czasu, zanim zjawi się Logan.
Eve kiwnęła głową.
– Dobrze. Potrzebuję paru minut, aby dojść do siebie. Wydaje mi się niemożliwe, żeby wszystko się… - Przełknęła ślinę. – Myślałam, że mam cię w garści. Ze kluczem jest Bonnie.
– Bo jest.
– Zrezygnowałaś z szansy, żeby…
– Stawka była za wysoka. Zabiłaś bliskich mi ludzi.
– Miałam zamiar to zrobić. Chciałam dotrzymać obietnicy o odnalezieniu Bonnie. To by mi poprawiło samopoczucie.
– Wierzę.
Lisa wstała i Eve poczuła wewnętrzne napięcie.
– Nie bój się, nie rzucę się na ciebie. To ja jestem skończona. Zniszczyłaś mnie.
– Sama się zniszczyłaś. Dokąd idziesz?
– Upuściłam czaszkę Bena, gdy biegłam do helikoptera. – Lisa uklękła obok czaszki. – Jest taka… mała. To mnie dziwi. Był dużym mężczyzną. Pod każdym względem Ben był ogromnym człowiekiem…
– Dopóki go nie zabiłaś.
Lisa mówiła dalej, jakby jej nie słyszała.
– Był mądry. Miał piękne marzenia. I spełniłby je – dodała z przekonaniem, gładząc lewą kość policzkową. – Byłeś wspaniałym człowiekiem, Benie Chadbournie – szepnęła.
Eve obserwowała z przerażeniem, że dotyk Lisy jest niemal czuły. Kiedy podniosła głowę, w jej oczach błyszczały łzy.
– Gazety będą chciały jego zdjęcie. Zawsze poszukują najbrzydszych i najokropniejszych zdjęć. Nie pozwól im zrobić zdjęcia takiego Bena. Chcę, żeby wszyscy zapamiętali go takim, jakim był za życia. Obiecujesz?
– Tak. Żadnych zdjęć oprócz tych, które będą potrzebne w sądzie jako dowody rzeczowe. A potem wróci do domu.
– Do domu – powtórzyła Lisa i zamilkła. – Wiesz, naprawdę mi na tym zależy – dodała zdumionym głosem. – Benowi by nie zależało. Zawsze mówił, że liczy się tylko to, co po sobie zostawimy, a nie to, kim zostaniemy czy dokąd pójdziemy po śmierci. Boże, to boli, Ben – powiedziała, wpatrując się w wypaloną czaszkę ze łzami w oczach. – Nie wiedziałam, że będę cię musiała oglądać. Sam mówiłeś, że nie muszę cię więcej widzieć.
– Coś ty powiedziała?
Lisa spojrzała na Eve.
– Kochałam go. Zawsze go kochałam i nigdy nie przestałam. Był dobrym, kochanym, nadzwyczajnym człowiekiem. Naprawdę myślałaś, że mogłabym zabić kogoś takiego?
– Przecież go zabiłaś. Lub kazałaś go zabić Marenowi.
– Namówiłam Scotta, żeby przygotował zastrzyk. Jednakże Ben wziął od niego strzykawkę i sam go sobie zaaplikował. Nie chciał obarczać Scotta odpowiedzialnością. Takim właśnie był człowiekiem.
– Dlaczego?
– Ben umierał na raka. Okazało się to w miesiąc po zaprzysiężeniu.
– Samobójstwo? – spytała Eve po chwili.
– Nie, samobójstwo jest tchórzostwem. Ben nigdy nie był tchórzem. Chciał zaoszczędzić… – Przerwała na chwilę. – Wszystko dokładnie zaplanował. Wiedział, że jego marzenia przepadną. Piętnaście lat pracowaliśmy na to, żeby został prezydentem. Byliśmy wspaniałą drużyną… Musiał wziąć Mobry’ego na wiceprezydenta, gdyż potrzebne nam były głosy Południa, ale zawsze mówił, że ja powinnam zająć to stanowisko. Nie zależało mi. Wiedziałam, że jestem przy nim. A potem okazało się, że umrze, nim cokolwiek osiągnie… To było niesprawiedliwe. Ben nie mógł tego znieść.
– I on wszystko zaplanował?
– Wybrał Kevina Detwila. Powiedział mi, jak z nim postępować i jak nim kierować, żeby był skuteczny. Wiedział, że będę potrzebowała Timwicka. Powiedział mi, czym go skusić do współpracy.
– Timwick wiedział o chorobie?
Nie, myślał, że to było morderstwo. Ben sądził, iż Timwick łatwiej podda się kontroli, jeśli będzie uważał, iż jest wspólnikiem zabójstwa prezydenta. Miał rację. – Lisa uśmiechnęła się gorzko. – Ben miał we wszystkim rację. Wszystko szło jak po maśle. Każde z nas miało swoją rolę do spełnienia. Ja pilnowałam Kevina i działałam za kulisami, żeby przeprowadzić wszystkie, zaplanowane przez Bena, ustawy. W tej kadencji udało mi się przepchnąć siedem. Zdajesz sobie sprawę, jak ciężko pracowałam?
– A jaka była rola Timwicka? – spytała ponuro Eve.
– Na pewno nie zabijanie. Miał nas chronić i ułatwiać oszustwo. Potem się przeraził. Wpadł w panikę i nie byłam w stanie go kontrolować.
– Najwyraźniej twój Ben pomylił się w jego ocenie.
– Miałby rację, gdyby wszystko przebiegało zgodnie z planem. Gdyby Donnelli zrobił to, co miał zrobić. Gdyby Logan się nie wtrącił. Gdybyś ty pilnowała własnego nosa.
– Gdyby inni nie zaczęli czegoś podejrzewać.
– Plan Bena był doskonały i załamał się wyłącznie przez was. Czy zdajesz sobie sprawę, coście popsuli? Chcieliśmy pomóc tysiącom ludzi, stworzyć im lepsze warunki życia. Przez was stracili tę szansę.
– Popełniłaś morderstwo. Nawet jeśli nie zabiłaś własnego męża, kazałaś zabijać Fiskee’owi.
– Nie chciałam… Nie planowałam… Wszystko się nagle zmieniło, nie wiem jak. Obiecałam jednak Benowi, że doprowadzę do realizacji jego planów. Musiałam to zrobić. Nie rozumiesz? Jedna rzecz przechodziła w drugą i nagle znalazłam się w… Niewłaściwie się zachowuję. Powinnam pamiętać o swojej godności. Zwłaszcza że to wszystko jest przypuszczalnie nagrywane. – Lisa wyprostowała się i uśmiechnęła promiennie. – Widzisz, dam sobie radę. Dam sobie ze wszystkim radę. Będę się uśmiechać i szczerze o wszystkim mówić. Nikt nie uwierzy w wasze taśmy.