Выбрать главу

– Dianę mówi, że w ogóle się do niej nie odezwałaś – powiedział. – Do niej powinnaś zadzwonić, a nie do mnie.

– Zrobię to dziś po południu, obiecuję. Opowiedz mi o Johnie Loganie – poprosiła, siadając przy kuchennym stole.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Skontaktował się z tobą?

– Wczoraj wieczorem.

– Praca?

– Tak.

– Jakiego rodzaju?

– Nie wiem. Niewiele mi powiedział.

– Zastanawiasz się, skoro do mnie dzwonisz. Czego użył na przynętę?

– Fundacji Adama.

– Nieźle cię rozpracował.

– Jest bystry. Chcę wiedzieć, jak bardzo. I na ile jest uczciwy – dodała, pijąc sok.

– Na pewno nie jest w tej samej lidze, co twój handlarz narkotyków z Miami.

– Niewielka pociecha. Ma na koncie coś kryminalnego?

– O ile wiem, nie. Nie w tym kraju.

– Nie jest obywatelem amerykańskim?

– Jest, ale kiedy zakładał przedsiębiorstwo, spędził kilka lat w Singapurze i w Tokio, starając się udoskonalić swój produkt i poznać strategię rynku.

– Wygląda na to, że mu się udało. Żartowałeś, kiedy powiedziałeś, że przypuszczalnie zostawił za sobą parę trupów?

– Tak. Nie wiemy nic konkretnego o latach, które spędził za granicą. Ludzie, którzy mieli z nim kontakt, są twardzi jak cholera i go szanują. Coś ci to mówi?

– Że powinnam uważać.

– Zgadza się. Ma opinię człowieka uczciwego i jego pracownicy są wobec niego lojalni. Musisz jednak pamiętać, że to wszystko są opinie powierzchowne.

– Możesz się czegoś więcej dowiedzieć?

– Na przykład?

– Cokolwiek. Czy ostatnio zrobił coś nietypowego? Postarasz się pokopać trochę głębiej?

– Załatwione. Zaraz zaczynam. Ale będzie cię to kosztowało. Dziś po południu zadzwonisz do Dianę i pod koniec przyszłego tygodnia pojedziesz z nami do letniego domu nad jeziorem.

– Nie mam czasu… – Eve przerwała i dodała z westchnieniem: – Pojadę.

– Bez żadnych kości w walizce.

– Bez.

– I będziesz się dobrze bawić.

– Zawsze jest mi z wami dobrze. Nie wiem tylko, jak ze mną wytrzymujecie.

– To się nazywa przyjaźń. Znasz takie słowo?

– Tak. Dzięki, Joe.

– Za wyciąganie brudów Logana?

– Nie.

Za to, że był jedynym człowiekiem, który stał między nią a szaleństwem przychodzącym do niej nocami i za wszystkie późniejsze lata wspólnej pracy i odpoczynku. Eve chrząknęła.

– Dziękuję za to, że jesteś moim przyjacielem.

– Jako przyjaciel radzę, żebyś bardzo uważała z panem Loganem.

– To mnóstwo forsy dla dzieciaków, Joe.

– Wie, jak tobą manipulować.

– Nie manipulował. Jeszcze się nie zdecydowałam. Muszę iść do pracy. Dasz mi znać?

– Na pewno.

Eve odłożyła słuchawkę i wypłukała szklankę.

Kawa?

Nie, zaparzy w laboratorium. W soboty matka zwykle przychodziła do niej przed południem i razem piły kawę. Wzięła klucz z niebieskiej miski na blacie i zbiegła schodkami do ogródka.

Musi przestać myśleć o Loganie. Ma masę pracy. Powinna skończyć głowę Mandy i przejrzeć papiery, które dostała w zeszłym tygodniu z policji w Los Angeles.

Logan zadzwoni albo przyjedzie. Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Może mówić, ile zechce. Od niej nie uzyska odpowiedzi. Musi się najpierw czegoś więcej dowiedzieć…

Drzwi do laboratorium były uchylone.

Eve znieruchomiała.

Wiedziała, że – tak jak zawsze – zamknęła je w nocy na klucz. Klucz był w niebieskiej misce, tam gdzie go zawsze wrzucała.

Matka?

Nie. Drewno było rozłupane, jakby zamek się zaklinował. To musiał być złodziej. Powoli pchnęła drzwi. Krew.

O Boże, wszędzie pełno krwi…

Na ścianach.

Na półkach.

Na biurku.

Półki na książki leżały na podłodze w kawałkach. Kanapa była przewrócona, szkło w ramkach z fotografiami – potłuczone.

I krew…

Serce podeszło jej do gardła.

Matka? Przyszła do laboratorium i zaskoczyła złodzieja?

Z walącym sercem ruszyła przed siebie.

– Mój Boże, to Tom-Tom.

Eve odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że matka stoi w drzwiach. Z wrażenia nogi się pod nią ugięły. Sandra wpatrywała się w kąt pokoju.

– Kto mógł coś takiego zrobić biednemu kotu?

Eve spojrzała w to samo miejsce i zrobiło jej się niedobrze. Persa trudno było rozpoznać w kałuży krwi. Tom-Tom należał do sąsiadki, ale spędzał całe godziny w ich ogródku, goniąc za ptakami, które zlatywały się do kapryfolium.

– Pani Dobbins będzie zrozpaczona – powiedziała matka, wchodząc do środka. – Poza tym kotem nie ma nikogo na świecie. Dlaczego…

Rzuciła wzrokiem na podłogę przy biurku.

– Och, Eve, twoja praca…

Obok roztrzaskanego komputera leżała czaszka Mandy, rozbita i zniszczona z takim samym okrucieństwem i dokładnością jak wszystko inne.

Eve opadła na kolana i spojrzała na kawałki czaszki. Tylko cudem udałoby się ją jakoś skleić.

Mandy przepadła, może na zawsze.

– Czy coś zginęło? – spytała Sandra.

– Nie wiem.

Eve zamknęła oczy. Mandy…

– Chyba nie. Wszystko zniszczyli.

– Chuligani? W sąsiedztwie mieszkają sami przyzwoici ludzie. Na pewno nie…

– Nie – powiedziała Eve, otwierając oczy. – Zadzwoń do Joego, mamo, dobrze? Powiedz, żeby zaraz przyjechał.

Spojrzała na kota i łzy stanęły jej w oczach. Miał prawie dziewiętnaście lat i zasłużył sobie na lepszą śmierć.

– I przynieś jakieś pudełko i prześcieradło. Nim Joe przyjedzie, zaniesiemy go do pani Dobbins i pomożemy pochować. Powiemy, że przejechał go samochód. Tak będzie lepiej.

Sandra pospiesznie wyszła.

Bezmyślne okrucieństwo.

Nie. Okrutne działanie nie było ani bezmyślne, ani przypadkowe. Odznaczało się dokładnością i systematycznością. Ten, kto to zrobił, chciał ją zaszokować i zranić.

Delikatnie pogłaskała kawałek czaszki Mandy. Gwałt dotknął dziewczynkę nawet po śmierci. To wszystko było nie w porządku.

Ostrożnie pozbierała odłamki kości, ale nie miała ich gdzie położyć. Półka po drugiej stronie była połamana, tak jak wszystko inne. Eve położyła szczątki na posmarowanym krwią biurku.

Dlaczego czaszka była w tej części pokoju – pomyślała nagle. Wandal celowo ją tu przyniósł, zanim rozbił. Dlaczego?

Porzuciła tę myśl, gdy zobaczyła krew kapiącą z górnej szuflady biurka.

Boże, jeszcze coś?

Nie chciała otworzyć szuflady. Nie otworzy. Otworzyła.

Krzyknęła przeraźliwie i odskoczyła.

W środku, w kałuży zastygającej krwi, leżał zabity szczur. Zatrzasnęła szufladę.

– Mam pudełko i prześcieradło – powiedziała matka. – Chcesz, żebym się tym zajęła?

Eve potrząsnęła głową. Sandra jeszcze mniej się do tego nadawała niż ona.

– Ja to zrobię. Czy Joe przyjedzie?

– Już jest w drodze.

Eve wzięła się w garść i podeszła do kota. Wszystko w porządku, Tom-Tom. Zabierzemy cię do domu.

Dwie godziny później spotkała Joego na schodach do laboratorium. Wręczył jej chusteczkę.

– Masz brudny policzek.

– Właśnie pochowaliśmy Tom-Toma – powiedziała i wytarła łzy z policzków. – Mama jest z panią Dobbins. Ona kochała tego kota. Był jej dzieckiem.

– Gdyby ktoś skrzywdził mojego psa, chybabym go zabił. Nie znaleźliśmy żadnych odcisków palców. Pewno miał rękawiczki. We krwi znaleźliśmy częściowe odciski butów. Duże, przypuszczalnie męskie i tylko jedna para stóp. Założę się, że działał w pojedynkę. Czy coś zginęło?