Выбрать главу

Dziesięć minut później rozmawiała z Jimem przez telefon z posterunku policji. Dusząc w sobie gniew i przełykając łzy, szlochała do słuchawki:

– Jim… Jim… nie… nic mi się nie stało, ale… Jim, jakiś drań ukradł nasz samochód.

12

Jadąc wśród gęsto prószącego śniegu, spoglądał na tarczę zegarka. W tej chwili tamta kobieta zauważyła pewnie brak samochodu. Przez jakiś czas będzie krążyć po parkingach, sprawdzając, czy się nie pomyliła, potem wezwie policję albo zadzwoni do domu. Zanim poinformują przez radio wszystkie patrole krążące po mieście, on znajdzie się już daleko od węszących glin z Connecticut. Nikt nie będzie się zabijał, żeby odzyskać starego grata. Gliny tylko wzruszają ramionami, kiedy słyszą komunikat o kradzieży samochodu wartego kilka stów.

Mieć dla siebie Sharon Martin! Na myśl o tym skóra zwilgotniała mu od potu. Przypomniał sobie falę gorąca, jaka go ogarnęła, kiedy ją związywał. Była może trochę za chuda, ale uda i biodra miała okrągłe i miękkie, wyczuł to nawet przez grubą, wełnianą spódnicę. Kiedy niósł związaną kobietę do samochodu, wydawała się przestraszona, a zarazem agresywna, ale na pewno wkrótce będzie po jego stronie.

Przejechał odcinek autostrady międzystanowej, następnie skręcił z miejskiej drogi przelotowej na lokalną i znów wjechał na przelotową. Czuł się bezpieczniej na zatłoczonych trasach. Już wtedy kiedy wyjeżdżał na szosę prowadzącą na Manhattan, był spóźniony, o ile rzeczywiście wszczęto poszukiwania.

Pozostali kierowcy poruszali się w ślimaczym tempie. Głupcy, boją się ślizgawicy, boją się ryzykować, tylko go wstrzymują, utrudniają mu jazdę! Poczuł pulsowanie mięśnia na policzku. Gdy drganie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia, przyłożył palec do bolącego miejsca. Miał zamiar opuścić tę drogę przed siódmą, zanim minie godzina szczytu, gdyż potem łatwiej będzie go zauważyć.

Gdy wjechał na ulicę Czterdziestą Siódmą, było dziesięć po siódmej. Po chwili zrobił ostry skręt w prawo i znalazł się na krętej ulicy za domem towarowym. Zatrzymał samochód i wyłączył światła. Gdy otworzył drzwi, uderzył go w twarz drobny śnieg niesiony przez wiatr. Poczuł piekący ból i musiał przymknąć oczy. Zimno jak diabli.

Próbował się skupić i spenetrował wzrokiem pogrążony w mroku parking. Zadowolony otworzył tylne drzwi samochodu i podniósł płaszcz, który wcześniej zarzucił na Sharon. Niemal poczuł na sobie przeszywający wzrok kobiety. Zaśmiał się cichutko i zrobił jej zdjęcie kieszonkowym aparatem fotograficznym. Sharon gwałtownie zamrugała powiekami, kiedy oślepił ją błysk. Z zewnętrznej kieszeni wyciągnął cienką jak ołówek elektryczną latarkę i z rozmysłem posłał wąski promień światła prosto w oczy uwięzionej, wolno przesuwając go tam i z powrotem, aż Sharon zacisnęła powieki i spróbowała odwrócić głowę.

Przyjemnie było drażnić ją w ten sposób. Wydał z siebie urywany, prawie bezgłośny chichot, schwycił swą ofiarę za ramiona i zmusił ją, by leżała płasko na brzuchu. Szybkimi pociągnięciami noża przeciął więzy. Poruszyła się gwałtownie, usłyszał westchnienie stłumione przez knebel.

– Niezłe uczucie, co, Sharon? – wyszeptał. – Zaraz ściągnę knebel, ale piśniesz raz i chłopak nie żyje, zrozumiano?

Nie czekając, aż przytaknie, przeciął zawiązany na supeł gałgan z tyłu jej głowy. Sharon odkrztusiła i wypluła ślinę, która zebrała jej się w ustach. Nadludzkim wysiłkiem powstrzymała się od krzyku.

– Neil, proszę… – Jej szept był prawie niesłyszalny. – On się udusi…

– To zależy od ciebie.

Nieznajomy poderwał ją do góry i postawił przy samochodzie. Sharon poczuła na twarzy płatki śniegu. Nie panowała nad zdrętwiałymi nogami i rękami. Zatoczyła się, lecz została natychmiast podtrzymana.

– Włóż to. – Ton jego głosu się zmienił. – Szybko!

Wyciągnęła ręce i dotknęła szorstkiego materiału. To musiał być płaszcz, którym była wcześniej przykryta. Podniosła ramię. Mężczyzna zarzucił na nią płaszcz i pośpiesznie naciągnął rękaw na jej drugie ramię.

– Zawiąż chustkę!

Sharon spróbowała złożyć na dwoje wielką wełnianą chustę, która wydawała się bardzo brudna. W końcu jakimś cudem zdołała zamotać supeł pod brodą.

– Wracaj do samochodu. Im szybciej ruszymy, tym szybciej rozwiążę chłopaka. – Brutalnie wepchnął ją na przednie siedzenie.

Zobaczyła płócienny worek na podłodze. Zahaczyła o niego i próbowała ominąć. Pochyliła się i przesunęła dłońmi po żaglowym płótnie. Wyczuła zarys głowy. Zorientowała się, że supeł nie jest za bardzo zaciśnięty, chłopiec miał przynajmniej dostęp do powietrza.

– Neil, jestem tutaj, Wszystko będzie dobrze, Neil…

Czy rzeczywiście wyczuła jego ruchy? Boże, żeby tylko się nie udusił.

Prześladowca biegiem okrążył samochód, wskoczył do środka i przekręcił kluczyk w stacyjce. Ruszyli powoli. Jesteśmy w centrum miasta! Ta myśl wstrząsnęła nią i pomogła zebrać myśli. Musiała zachować spokój, musiała zrobić wszystko, co każe jej ten człowiek. Samochód zbliżał się do Broadwayu, zobaczyła zegar na Times Square. Siódma dwadzieścia… Była dopiero siódma dwadzieścia.

Dokładnie o tej samej porze wczoraj wróciła z Waszyngtonu. Wzięła prysznic, potem smażyła mięso, popijając wino. Była zmęczona i próbowała się odprężyć przed napisaniem artykułu. Myślała o Stevie, o tym, że bardzo się za nim stęskniła przez ostatnie trzy tygodnie.

Gdy zadzwonił, jego głos wzbudził w niej przedziwną mieszaninę radości i zdenerwowania. Tymczasem on starał się, by rozmowa była jak najkrótsza i jak najbardziej zdawkowa.

– Cześć, chciałem tylko sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku. Brzydka pogoda przyjechała za tobą z Waszyngtonu. Zobaczymy się jutro w pracowni. – Przerwał i dodał po chwili: – Brakowało mi ciebie. Pamiętaj, że jutrzejszy wieczór spędzasz z nami.

Odwiesiła słuchawkę. Po tej rozmowie jeszcze bardziej zapragnęła go zobaczyć, choć jednocześnie w jakiś sposób czuła się zawiedziona i zaniepokojona. O co jej właściwie chodziło?

Co on sobie pomyśli, kiedy przyjedzie do domu i zobaczy, że ich nie ma? Och, Steve!

Zatrzymali się na czerwonym świetle na Szóstej Alei. Tuż obok nich stanął radiowóz. Sharon widziała, jak młody kierowca odsunął mundurową czapkę na tył głowy. Wyjrzała przez okno i napotkała jego wzrok. Zorientowała się, że samochód rusza. Wpatrywała się w policjanta, pragnąc, by ten nadal jej się przyglądał, by pojął, że coś jest nie w porządku.

Nagle poczuła ukłucie w bok i pochyliła głowę. Nieznajomy trzymał nóż.

– Jeśli pojedzie za nami, zginiesz – oświadczył. – Zostanie mi jeszcze dość czasu na chłopaka. – Lodowaty ton jego głosu nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

Radiowóz znajdował się teraz bezpośrednio za nimi, zapaliło się ostrzegawcze światło i zawyła syrena.

– Nie, proszę, nie…

Samochód minął ich w pędzie i po chwili zniknął między budynkami.

Skręcili w lewo i znaleźli się na Czterdziestej Czwartej.

Dokąd ich zabiera? Czterdziesta Czwarta jest przecież ślepą ulicą. Na jej końcu znajdowała się stacja Grand Central. Czy porywacz tego nie wiedział?

Mężczyzna podjechał do skrzyżowania Vanderbilt Avenue. Zaparkował niedaleko wejścia do hotelu Biltmore, dokładnie naprzeciw stacji.

– Wysiadamy – powiedział niskim głosem. – Idziemy na dworzec. Ruszaj za mną i nie próbuj żadnych sztuczek. Będę niósł worek i jeśli tylko ktoś zwróci na nas uwagę, chłopak dostanie nożem. – Spojrzał na Sharon, jego oczy zalśniły, znów pulsował mu mięsień na policzku. – Zrozumiałaś?