I w tym momencie przypomniał sobie wszystko.
Na twarzy czuł oddech Sharon. Gdzieś z daleka dobiegał odgłos pociągu.
Odgłos pociągu!
Zbiegł na dół. Wtedy tamten mężczyzna puścił mamę i odwrócił się do niego. Widać było, że cały jest spocony i przerażony. Ten człowiek, który wdarł się do domu ostatniej nocy, który stał nad Neilem i wpatrywał się w niego, zrobił to już kiedyś wcześniej.
Podszedł do niego. Puścił mamę i podszedł do niego. Wyciągnął ręce i patrzył prosto na Neila.
I wtedy coś się stało.
Dzwonek. Dzwonek do frontowych drzwi.
Ten człowiek uciekł. Neil widział, jak uciekał.
To dlatego nie mógł przestać śnić o tamtym dniu. Z powodu tego zapomnianego szczegółu… Tego strasznego momentu, gdy mężczyzna podszedł do niego z wyciągniętymi rękami i chciał go pochwycić…
Ten człowiek…
Ten człowiek, który rozmawiał z Luftsem…
A ostatniej nocy wtargnął do domu Neila i stanął nad nim.
– Sharon, ten człowiek, ten zły człowiek, który nas związał… – Głos mu się załamał.
– Tak, kochanie… Nie bój się, zaopiekuję się tobą – uspokoiła go Sharon.
– Sharon, to jest ten człowiek, który zabił moją mamusię.
25
Pokój. Lally zapragnęła pójść do swojego pokoju, choćby było tam nie wiadomo jak zimno. Bardzo do niego tęskniła. Gazety włożone między dwa koce dadzą jej dość ciepła. Dom noclegowy przy Dziesiątej Alei, gdzie ona, Rosie i inni sypiali przez zimę, był zbyt zatłoczony. Lally potrzebowała samotności. Potrzebowała własnego kąta, aby pomarzyć.
W młodości zasypiała, wyobrażając sobie, że jest gwiazdą filmową przyjeżdżającą na Grand Central, gdzie czekają na nią rzesze fotografów i reporterów. Czasem w tych marzeniach, wychodząc z budynku wytwórni filmowej, miała na sobie białego lisa lub była ubrana w szytą na miarę jedwabną suknię i futro z soboli, a sekretarka niosła kasetkę z biżuterią.
Raz wyobraziła sobie, że włożyła wieczorową suknię, tę, którą nosiła Ginger Rogers w filmie „Cylinder”, i wybiera się na premierę swojego filmu na Broadwayu.
Z czasem marzenia się rozwiały i Lally przywykła do życia skromnej, samotnej nauczycielki. Ale kiedy po przyjeździe do Nowego Jorku spędzała cały czas na Grand Central, zaczęła żyć urojonymi wspomnieniami i pogrążyła się w marzeniach.
A potem, gdy Rusty dał jej klucz do pokoju i mogła tam nocować, wsłuchując się w przyciszone odgłosy pociągów, te fantazje stały się bardziej realne.
We wtorek rano, o ósmej trzydzieści, maszerowała, trzymając w ręku swoją torbę, przez poczekalnię w kierunku peronów. Zamierzała przejść wzdłuż pociągu do Mount Vernon, odjeżdżającego o ósmej pięćdziesiąt, a potem prześliznąć się do swojego pokoju.
Po drodze zatrzymała się w barze u Nedicksa i zamówiła kawę z pączkiem. Wcześniej wyłowiła z pojemnika na śmieci kilka gazet.
Mężczyzna, stojący przed nią przy ladzie, wyglądał dziwnie znajomo. No tak, to on udaremnił jej zamiary zeszłej nocy, schodząc na peron z dziewczyną w szarym płaszczu. Pełna niechęci słuchała, jak ten człowiek zamawia dwie kawy, bułki i mleko. Z wrogością w oczach patrzyła, gdy płacił rachunek i zabierał jedzenie. Zastanawiała się, czy pracuje gdzieś w pobliżu. Miała przeczucie, że nie.
Opuściwszy bar, umyślnie plątała się po poczekalni, aby znający ją policjanci nie myśleli, że robi coś innego niż zwykle. W końcu znalazła się na peronie, z którego odjeżdżały pociągi do Mount Vernon. Ludzie śpieszyli się, aby zająć miejsca. Lally zrównała się z nimi, idąc wzdłuż peronu. Gdy wsiadali do pociągu, prześliznęła się koło ostatniego wagonu i skręciła w prawo. Za moment zniknie wszystkim z oczu.
I wtedy go ujrzała. Mężczyznę, który dopiero co kupił kawę, mleko i bułki. Mężczyznę, który był tu zeszłej nocy. Zwrócony do niej plecami, znikał właśnie w mrocznym wnętrzu dworca.
Mógł zmierzać tylko do jednego miejsca. Do jej pokoju. Znalazł go. To dlatego zszedł na peron zeszłej nocy. Nie czekał na pociąg, tylko poszedł do jej kryjówki. Z tą dziewczyną. Miał kawę, mleko i cztery bułki. A więc dziewczyna musi tam teraz być. Gorzkie łzy rozczarowania pojawiły się w oczach Lally. Zabrał jej pokój! Lecz umiejętność radzenia sobie z kłopotami i tym razem jej nie zawiedzie. Będzie pilnie obserwować intruza i gdy stwierdzi z całą pewnością, że nie ma go w pokoju, pójdzie tam i uprzedzi dziewczynę, że policja wie o nich i przyjdzie ich aresztować. To wypłoszy dziewczynę od razu. Facet robił wrażenie mętnego typa, ale dziewczyna nie była z tych, co włóczą się po stacjach.
Czując złośliwą satysfakcję na myśl o okłamaniu intruzów, Lally zawróciła i skierowała się do górnej poczekalni. Wyobraziła sobie, że dziewczyna leży w tej chwili na jej łóżku, czekając, aż kochanek przyniesie śniadanie. Nie układaj się zbyt wygodnie, paniusiu, pomyślała Lally. Zaraz będziesz mieć towarzystwo.
26
Steve, Hugh, Luftsowie i agent Hank Lamont siedzieli przy stole w jadalni. Dora Lufts przyniosła dzbanek kawy i świeżo upieczone drożdżówki. Steve patrzył na nie bez zainteresowania. Siedział, podpierając brodę rękami. Niedawno Neil powiedział mu: „Zawsze powtarzasz, żebym nie kładł łokci na stole, a sam tak siedzisz, tato”.
Zamrugał oczami, odpędzając tę myśl, i uważnie przypatrzył się Luftsowi. Nie ulegało wątpliwości, że Bili szukał tego wieczoru pociechy w butelce. Miał zaczerwienione oczy i trzęsły mu się ręce.
Przesłuchali taśmę z pierwszą rozmową telefoniczną. Głos był stłumiony, niewyraźny, trudny do rozpoznania. Hugh puścił taśmę trzykrotnie, a następnie wyłączył magnetofon.
– W porządku. Zabierzemy to do pani Perry, gdy tylko pan Perry zadzwoni. A teraz musimy ustalić kilka spraw. – Sprawdził leżącą przed nim listę. – Po pierwsze, do czasu, aż się wszystko wyjaśni, zamieszka tu wywiadowca. Myślę, że ten facet, Foxy, jest za mądry, aby dzwonić pod ten numer albo do Perrych. Domyśli się, że mamy podsłuch. Ale zawsze istnieje szansa… Pan Peterson pojedzie do Nowego Jorku, więc jeśli telefon zadzwoni, pani Lufts musi natychmiast odebrać. Agent Lamont będzie nagrywać rozmowę z drugiej słuchawki. Nie wolno pani stracić głowy. Musi pani trzymać porywacza przy telefonie tak długo, jak tylko się da. Czy może pani to zrobić?
– Spróbuję – odrzekła Dora drżącym głosem.
– Co ze szkołą Neila? Czy zadzwoniła pani i zgłosiła, że jest chory?
– Tak. Od razu o ósmej trzydzieści, tak jak pan mi kazał.
– Świetnie. – Hugh zwrócił się do Steve’a. – Skontaktował się pan ze swoim biurem, panie Peterson?
– Tak. Zostawiłem wiadomość, że wywożę Neila na parę dni i wrócę dopiero po egzekucji Thompsona.
Hugh popatrzył teraz na Billa Luftsa.
– Panie Lufts, chciałbym, aby pan pozostał przez cały czas w domu, przynajmniej dzisiaj. Czy komuś może się to wydawać dziwne?
Dora zaśmiała się z ironią.
– Tylko stałym bywalcom lokalu Millie Tavern – powiedziała.
– W porządku. Dziękuję wam obojgu. – Ton głosu Hugh sugerował, że ich obecność jest już zbędna. Wstali i poszli do kuchni, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi. Hugh zamknął je zdecydowanym ruchem. Uniósł brew, spoglądając na Steve’a. – Wydaje mi się, że nic, o czym się mówi w tym domu, nie uchodzi uwagi Luftsów, panie Peterson – dodał.
Steve wzruszył ramionami.
– Wiem. Ale od kiedy Bili na początku roku przeszedł na emeryturę, siedzą tu tylko ze względu na mnie. Bardzo chcieliby przenieść się na Florydę.
– Mówił pan, że mieszkają tu od dwóch lat?