Выбрать главу

– Mój syn wyjechał – oznajmił. – Były pogróżki pod… moim adresem… z powodu stanowiska, jakie zajmuję w sprawie kary śmierci. Nie. Nie zdradzę nikomu jego miejsca pobytu.

– Nie zdradzi pan nikomu jego miejsca pobytu – powtórzył Kurner. – Panie Peterson, niewinny dziewiętnastoletni chłopiec umrze jutro rano za coś, czego nie zrobił.

– Nie mogę panu pomóc. – Spokój opuszczał Steve’a. – Proszę się stąd wynosić. Niech pan się wynosi i zabierze ze sobą te przeklęte fotografie.

Bob zrozumiał, że nic nie wskóra. Wrzucił do aktówki sprawozdanie sądowe i zgarnął fotografie. Zaczął zamykać teczkę, ale nagle sięgnął do środka i wyszarpnął z niej kopie zeznania Rona. Rzucił je na stół.

– Niech pan to przeczyta, panie Peterson – powiedział. – Niech pan to przeczyta i osądzi, czy to zeznanie mordercy. Ron został skazany na krzesło elektryczne, ponieważ ludzie w okręgu Fairfield byli wstrząśnięci morderstwami Carfolli i Weiss tak samo jak morderstwem pana żony. W ostatnich kilku tygodniach zdarzyły się dwa następne morderstwa samotnych kobiet, jadących samochodami po pustych drogach, wie pan o tym. Przysięgam na Boga, że te cztery morderstwa są ze sobą powiązane i przysięgam, że w jakiś sposób morderstwo pańskiej żony także ma z nimi związek. Tamte kobiety zostały uduszone własnymi chustkami lub paskami, proszę o tym nie zapominać. Jedyna różnica jest taka, że z jakiegoś powodu morderca zdecydował się przyjść do pańskiego domu. Ale każda z owych pięciu kobiet umarła w ten sam sposób.

Bob wyszedł, zatrzaskując za sobą frontowe drzwi. Steve spojrzał na agenta.

– I co teraz z pańską teorią, że porwanie jest związane z jutrzejszą egzekucją? – spytał oskarżycielskim tonem.

Hugh pokiwał głową.

– Wiemy jedynie, że Kurner nie należy do spisku, ale też nigdy nie podejrzewaliśmy, że należy – odpowiedział.

– Czy jest jakaś szansa, jakakolwiek szansa, że ma rację co do śmierci Niny?

– Chwytamy się nitek. Wszystko to są domysły i „gdybanie”. On jest prawnikiem, który próbuje uratować swojego klienta.

– Gdyby Neil był tutaj, pozwoliłbym, aby ten doktor z nim porozmawiał i nawet go zahipnotyzował, jeśli byłaby taka potrzeba. Od tamtej nocy Neil miewał powtarzające się koszmary senne. W zeszłym tygodniu znowu zaczął o tym wspominać.

– Co powiedział? – zainteresował się Hugh.

– Coś o tym, że się boi i nie może zapomnieć. Rozmawiałem z psychiatrą w Nowym Jorku, który zasugerował, że być może chłopiec coś w sobie tłumi. Hugh, niech mi pan powie szczerze, czy jest pan przekonany, że Ronald Thompson zabił moją żonę?

Agent wzruszył ramionami.

– Panie Peterson, jeśli dowody są tak oczywiste, jak były w tym przypadku, nie da się wyciągnąć żadnych innych wniosków.

– Nie odpowiedział pan na moje pytanie.

– Odpowiedziałem w jedyny sposób, w jaki mogę. Ten stek pewnie już nic nie jest wart, ale, proszę, niech pan zje trochę.

Przeszli do jadalni. Steve ułamał kawałek bułki i sięgnął po kawę. Spisane zeznania Rona leżały tuż przy jego łokciu. Podniósł pierwszą stronę i zaczął czytać;

„Byłem załamany tym, że stracę pracę, ale rozumiałem, że pan Timberly potrzebuje kogoś, kto mógłby pracować więcej godzin dziennie. A ja miałem zamiar dostać się do college’u i może nawet otrzymać stypendium. Musiałem dużo czasu poświęcić na naukę, nie mogłem więc dłużej pracować. Pani Peterson słyszała, co mówił pan Timberly. Powiedziała, że jest jej przykro i że zawsze byłem taki miły, zanosząc jej zakupy do samochodu. Spytała, jaką pracę chciałbym dostać. Powiedziałem, że w lecie zajmowałem się malowaniem domów. Szliśmy do samochodu. Odrzekła, że dopiero się tu sprowadzili i jest dużo malowania… W środku domu i na zewnątrz… I zaprosiła mnie, abym przyszedł i obejrzał wszystko. Wkładałem zakupy do bagażnika. Powiedziałem, że chyba to mój szczęśliwy dzień i sprawdza się to, co zawsze powtarza moja mama: pech może zamienić się w szczęśliwy los. Potem żartowaliśmy i ona oświadczyła, że w takim razie to jest także jej szczęśliwy dzień, ponieważ ma miejsce w bagażniku na te wszystkie cholerne zakupy. Dodała, że nie cierpi robić zakupów, dlatego zawsze kupuje tak dużo naraz. To było o czwartej. Potem…”.

Steve przestał czytać. Szczęśliwy dzień Niny. Szczęśliwy dzień! Odepchnął od siebie kartki.

Zadzwonił telefon. Podskoczyli obydwaj, on i Hugh. Agent pobiegł do gabinetu, gdzie był drugi aparat, Steve rzucił się do telefonu w kuchni.

– Steve Peterson – odezwał się opanowanym głosem.

– Panie Peterson, tu ojciec Kennedy z kościoła Świętej Moniki. Obawiam się, że zdarzyło się coś dziwnego…

Steve poczuł, jak coś ściska go w gardle. Mówienie sprawiało mu trudność.

– Co takiego, ojcze? – wykrztusił.

– Dwadzieścia minut temu, kiedy wyszedłem przed ołtarz odprawić wieczorną mszę, znalazłem paczuszkę opartą o drzwi. Niech pan pozwoli, że odczytam, co jest na niej napisane. „Dostarczyć Steve’owi Petersonowi natychmiast. Sprawa życia lub śmierci”. I pański numer telefonu. Czy to może być jakiś kawał?

Steve poczuł pot na dłoniach.

– Nie, to nie jest kawał. To może być ważne. Zaraz po to przyjadę, ojcze, i proszę nic nikomu o tym nie mówić.

– Oczywiście, panie Peterson. Będę na plebanii.

Pół godziny później Steve wrócił. Hugh czekał na niego z magnetofonem. Z posępnymi twarzami pochylili się nad urządzeniem. Przez moment słyszeli jedynie przytłumiony, zgrzytliwy odgłos, a potem głos Sharon. Steve zbladł. Hugh ścisnął go za ramię. Wiadomość. Powtarzała wiadomość od porywacza. Co miała na myśli, mówiąc, że się myliła? Co miał jej wybaczyć?

Było coś dziwnego w jej nagle przerwanych słowach. Jakby zostały ucięte. Neil… To był ten zgrzytliwy dźwięk – Neil, dławiący się z powodu astmy. Steve słuchał urywanego głosu syna. Dlaczego wspomniał matkę? Dlaczego teraz?

Zacisnął z całej siły pięści i podniósł je do ust, aby stłumić łkanie, które nim wstrząsnęło.

– To wszystko – powiedział Hugh. Wyciągnął rękę. – Przesłuchamy to jeszcze raz.

Ale zanim zdołał nacisnąć przycisk „stop”, rozległ się ciepły, roześmiany głos, melodyjny i zapraszający: – „O, jak miło z pana strony, proszę wejść”.

Steve podskoczył. Z jego ust wyrwał się bolesny krzyk.

– A to co?! – zawołał Hugh. – Kto to mówi?

– O Chryste!… O Chryste! – zawodził Steve. – To moja żona, to Nina!

30

Hank Lamont zaparkował samochód przed barem Mill Tavern przy alei Fairfield w Carley. Znowu padał gęsty śnieg, a ostre porywy wiatru zasypywały nim przednią szybę. Agent Lamont zmrużył wielkie, niewinnie wyglądające niebieskie oczy, lustrując słabo oświetlone, pustawe wnętrze baru. Zapewne pogoda zatrzymała ludzi w domu, ale jemu to nie przeszkadzało, będzie miał możliwość porozmawiania z barmanem. Miejmy nadzieję, że należy do tych, co lubią poplotkować.

Wysiadł z samochodu. O Boże, ależ zimno! Parszywa pogoda. Trudno będzie trzymać się Petersona. Prawdopodobnie na drodze spotkają niewiele aut i każdy pojazd może się rzucać w oczy.

Pchnął drzwi i wszedł do lokalu. Otoczyło go ciepłe powietrze, zachęcający zapach piwa i jedzenia wypełnił nozdrza. Rzucił okiem w stronę baru. Było tam tylko czterech mężczyzn. Zbliżył się posuwistym krokiem, umieścił swe potężne ciało na stołku i zamówił piwo.

Sącząc je, dyskretnie wodził oczami po otoczeniu. Dwaj stali bywalcy oglądali w telewizji mecz hokejowy. W połowie baru dobrze ubrany mężczyzna ze szklistym wzrokiem pochwycił spojrzenie Hanka.