Выбрать главу

Hugh wbiegł do pokoju.

Zapędzony do kąta Foxy cofnął się, wymacał rękami drzwi do toalety, wskoczył za nie i zatrzasnął za sobą. Usłyszeli zgrzyt zasuwki.

– Wyłaź stamtąd, ty podła świnio! – zawołał Hugh.

Policjanci, niosący koc przeciwwybuchowy, byli już w pokoju. Z wielką ostrożnością nakryli czarną walizkę ciężkim metalowym arkuszem.

Steve wyciągnął rękę w stronę Sharon. Miała zamknięte oczy, a na jej szyi pojawiły się sine pręgi. Ale żyła. Żyła! Podniósł ją, przytulił do siebie i odwrócił się w stronę drzwi. Jego wzrok padł na wiszące na ścianie fotografie, na zdjęcie Niny. Jeszcze mocniej przycisnął Sharon do siebie.

Hugh pochylił się nad Lally.

– Jej już nie ma – powiedział cicho.

Dłuższa wskazówka zegara zbliżała się do szóstki.

– Wynosić się stąd! – zawołał Taylor. Wszyscy rzucili się w stronę schodów. – Tunel! Idźcie do tunelu! – krzyczał.

Przebiegli obok generatora, obok wentylatorów, na tory, w ciemność…

Foxy słyszał oddalające się kroki. Już ich nie ma. Nie ma! Odsunął zasuwkę i otworzył drzwi. Widząc metalowy koc na walizce, zaczął się śmiać głębokim, dudniącym, urywanym śmiechem.

Dla niego było już za późno. Ale i dla nich. Przecież Foxy zawsze wygrywa! Sięgnął ręką do metalowego arkusza i próbował zedrzeć go z walizki.

Oślepiający błysk i huk, który rozdarł mu bębenki w uszach, przeniósł go do wieczności.

53

Godzina jedenasta czterdzieści dwie rano.

Bob Kurner wpadł do kościoła Świętego Bernarda, przebiegł przez główną nawę i objął ramionami klęczącą postać kobiety.

– Czy już po wszystkim? – zapytała. W jej oczach nie było łez.

– Czy już po wszystkim? – powtórzył Bob. – Mamusiu, chodź i zabierz swoje dziecko do domu! Mają niepodważalny dowód, że inny facet popełnił to morderstwo. Mają taśmę z nagraniem, jak to robił. Gubernator kazała natychmiast wypuścić Rona z więzienia.

Kate Thompson, matka Ronalda Thompsona, niezłomnie wierząca w dobroć i miłosierdzie Boże, zemdlała.

Roger Perry odwiesił słuchawkę i odwrócił się do żony.

– Zdążyli na czas – powiedział.

– Sharon… Neil… Czy obydwoje są bezpieczni? – spytała szeptem Glenda.

– Tak… A chłopak Thompsonów wraca do domu.

– Dzięki Bogu – odezwała się, podnosząc rękę do szyi. Dostrzegła w tym momencie niepokój na twarzy męża i natychmiast dodała: – Roger, czuję się świetnie. Odłóż te cholerne pigułki i zrób mi dobrego, porządnego drinka jak za dawnych czasów!

Hugh obejmował ramieniem płaczącą cicho Rosie.

– Lally uratowała swoją stację – powiedział. – Mamy zamiar wnieść petycję do władz, aby umieszczono tu tablicę pamiątkową na cześć twojej przyjaciółki. Założę się, że gubernator Carey osobiście ją odsłoni. To miły facet.

– Tablica pamiątkowa dla Lally – szepnęła Rosie. – Och, bardzo by jej się to podobało.

Jakaś twarz płynęła gdzieś ponad nią. Miała umrzeć i nigdy już nie zobaczyć Steve’a. Nie… nie…

– Wszystko w porządku, kochanie. Wszystko w porządku!

Głos Steve’a! To twarz Steve’a widziała przed chwilą!

– Już po wszystkim. Jesteśmy w drodze do szpitala. Tam zajmą się twoją nogą – powiedział ten sam głos.

– Neil…

– Jestem tu, Sharon. – Rączka, delikatna jak motyl, poruszyła się w jej dłoni.

Sharon czuła usta Steve’a na policzku, czole, ustach. Głos Neila zabrzmiał przy jej uchu.

– Sharon, tak jak mi mówiłaś, cały czas myślałem o prezencie, który mi obiecałaś. Sharon… Tak dokładnie, to ile pociągów masz dla mnie?

Mary Higgins Clark

***