— Czy ja dobrze słyszałam? — spytała miękko. — Powiedział pan, towarzyszu majorze, że ta osoba jest najstarszym rangą jeńcem?
— Tak powiedziałem, towarzyszko sekretarz.
— W takim razie popełniono błąd — poinformowała go Ransom, patrząc jednak na Tourville’a. — Ta kobieta w ogóle nie jest jeńcem wojennym.
— Przepraszam, nie rozumiem, towarzyszko sekretarz? — spytał towarzysz major.
I to był ostateczny dowód, że cała scena została zaplanowana i przećwiczona, bowiem choć treść pytania była właściwa, w głosie pytającego brakowało jakiegokolwiek zaskoczenia. A na dodatek strażnicy stojący za jeńcami odruchowo poprawili swoje pozycje lub zmienili chwyty na broni, co jest typową podświadomą reakcją ludzi uprzedzonych, w którym momencie mogą spodziewać się ataku.
— Ta kobieta to Honor Harrington, towarzyszu majorze — poinformowała go chłodno Ransom. — Sprawdziłam to dokładnie dziś rano i wiem, że został wydany nakaz aresztowania jej. Zrobił to sąd cywilny jeszcze przed wybuchem wojny!
Słysząc to, nawet Harrington drgnęła.
Ransom zaś uśmiechnęła się jadowicie i oznajmiła, mówiąc powoli i dokładnie:
— Honor Harrington jedenaście lat temu została oskarżona o wielokrotne morderstwo w związku z niesprowokowanym i rozmyślnym zniszczeniem frachtowca Ludowej Republiki Sirius w systemie Basilisk. Otrzymała szansę obrony przed sądem, ale nie stawiła się, a jej imperialistyczni panowie odmówili wydania jej. Ministerstwo Sprawiedliwości musiało więc nakazać proces in absentia. Została uznana winną i skazana… na karę śmierci!
Ostatnie zdanie wypowiedziała, patrząc prosto w oczy Tourville’a. Ten zacisnął pięści, zerknął na Harrington i spojrzał ponownie na Ransom. W jego wzroku była czysta nienawiść i Theisman zrozumiał, że nie ma szansy, by Tourville trzymał język za zębami.
— Jestem zmuszony zaprotestować, towarzyszko sekretarz! — warknął. — Komodor Harrington jest oficerem Royal Manticoran Navy i jako takiej należy jej się…
— Nie jest żadnym oficerem! — przerwała mu ostro Ransom. — Jest skazaną morderczynią, towarzyszu kontradmirale, i radziłabym o tym pamiętać!
— Nie…
— Radzę uważać, towarzyszu kontradmirale. Bardzo uważać! — głos Ransom stał się nagle niezwykle miękki, co na Tourville’u nie wywarło żadnego wrażenia.
Wywarło natomiast na Honekerze, który niespodziewanie złapał go za łokieć i ścisnął. Zaskoczył tym Theismana dokumentnie — nie wyglądał na aż tak odważnego czy też troszczącego się o Tourville’a. Jego chwyt wywarł pożądany skutek — Tourville oprzytomniał na tyle, by zdać sobie sprawę, że są lepsze sposoby popełnienia samobójstwa, jak i z tego, że pociągnie za sobą Honekera, Foraker i Bogdanovicha. Zacisnął szczęki i zmilczał.
— Tak lepiej — oceniła z satysfakcją Ransom i odwróciła się do towarzysza majora UB. — Ponieważ wyrok sądu cywilnego wyprzedził rozpoczęcie działań wojennych, Harrington nie podlega wojskowej jurysdykcji, towarzyszu majorze. To, co wydarzyło się potem między Ludową Republiką Haven a Gwiezdnym Królestwem Manticore, nie miało żadnego wpływu na wyrok sądu, który zapadł w czasie pokoju. A żaden mundur nie może chronić noszącej go osoby przed wyrokiem sądu cywilnego wydanym w czasie pokoju. Tak głosi paragraf dwadzieścia siedem punkt czterdzieści jeden konwencji denebskiej, o ile dobrze pamiętam. Sam paragraf dwudziesty siódmy precyzuje, że status kombatanta nie przysługuje skazańcowi, jeśli wyrok sądu cywilnego zapadł przed rozpoczęciem walk. Co oznacza, że ta kobieta w ogóle nie jest jeńcem wojennym. Dlatego dobrze się składa, że pan i pańscy ludzie jesteście tu, gdyż do was jako przedstawicieli cywilnego systemu prawnego Ludowej Republiki należy ściganie i zajmowanie się pospolitymi kryminalistami. Czyż nie tak, towarzyszu majorze?
— Jak najbardziej, towarzyszko sekretarz! — Towarzysz major strzelił kopytami i zasalutował. — Jakie są pani rozkazy, towarzyszko sekretarz?
Thomas Theisman klął w duchu na czym świat stoi. Głównie siebie za dostarczenie Ransom idealnego pomysłu. Nie wątpił, że i tak znalazłaby sposób, żeby postawić na swoim, ale on był uprzejmy dostarczyć jej go na tacy, argumentując za przestrzeganiem zasad konwencji denebskiej. A dziwka zadała sobie trud wyszukania czegoś, co nawet było teoretycznie legalne. Paragraf 27 i sąsiednie dodano po wojnie Asocjacji Kerseya z Republiką Manitoba, w czasie której Asocjacja wcieliła kilkudziesięciu skazanych w Republice morderców w szeregi swych wojsk i wysłała ich w misję specjalną przeciwko własnej planecie. Mundury miały ich chronić przed wykonaniem wyroków w razie schwytania — nie na wiele się to przydało, bo niewielu wzięto żywcem, a większość złapanych „zginęła przy próbie ucieczki”.
Asocjacja tak na dobrą sprawę była zorganizowaną i liczną bandą piratów, ale wykorzystanie dziury w konwencji doprowadziło po zakończeniu wojny do prac nad usunięciem tej furtki. Zrobiono to, tworząc, jak się okazało, inną, umożliwiającą kolejnej bandzie, tyle że nie piratów lecz psychopatów, wykorzystanie jej do własnych zboczonych celów. W tym przypadku propagandowa farsa umożliwiała techniczne zalegalizowanie morderstwa.
— Zabierze pan skazaną i osadzi w areszcie pokładowym Tepesa, towarzyszu majorze — poleciła Ransom, nie spuszczając jednak wzroku z twarzy Harrington. — Następnie przetransportuje ją do więzienia Urzędu Bezpieczeństwa znajdującego się w systemie Cerberus, gdzie przekaże ją pan nadzorcy obozu Charon, w którym zostanie wykonany wyrok.
To był koszmar.
Część umysłu Honor upierała się, że było to nierealne i nie mogło mieć miejsca, ale reszta zdawała sprawę, że mogło i właśnie się działo. Gdy Ransom nazwała ją morderczynią, spojrzała na twarz Theismana i bezsilny wstyd, który na niej zobaczyła, był ostatnią kroplą. Lodowata satysfakcja, wręcz zachwyt Ransom, który czuła dzięki Nimitzowi, był niczym tępy nóż obracany w świeżej ranie, ale tak naprawdę uwierzyła w to, że już nie ma sensu pielęgnować nadziei, widząc wyraz twarzy Theismana.
Prawdę mówiąc, zapomniała o tym całym wyroku — wszyscy wiedzieli, że był to desperacki chwyt propagandowy władz przekonujących wszystkich wokół, a zwłaszcza Ligę Solarną i własnych obywateli, że Republika jest ofiarą, a nie agresorem. Gdyby tego nie zrobiono, rząd Republiki musiałby przyznać, że wysłał krążownik pomocniczy mający siedem i pół miliona ton na terytorium sąsiada, z którym nie toczono wojny, by przy pomocy tajnej operacji przejąć kontrolę nad systemem Basilisk. Cały proces był takim absurdem, że nikt rozsądny nie traktował go poważnie. Nie przyszło jej też do głowy, że ktoś może potraktować go poważnie, zwłaszcza po upływie takiego czasu.
Ale nie miała do czynienia z ludźmi rozsądnymi…
Złośliwy tryumf Ransom przestał robić na niej wrażenie, gdy zrozumiała, że to użyła pretekstu, by doprowadzić do jej śmierci. Bo Ransom chciała ją zabić, i to nie tylko za to, że Honor stała się złym duchem Ludowej Marynarki. Miała inny, starannie ukrywany powód, osobisty powód do tak zapiekłej nienawiści i gdy Honor go poznała, wszystko nagle stało się jasne i proste.
Ransom jej się bała, zupełnie jakby Honor była wcieleniem wszystkich zagrożeń. W chorym umyśle Ransom Honor stała się uosobieniem groźby, jaką stanowiły Siły Zbrojne Sojuszu powoli, ale nieuchronnie wygrywające tą wojnę. A zagrożenie Republiki było równoznaczne z zagrożeniem Ransom. Ale to była tylko połowa prawdy, gdyż jej nienawiść i strach miały też inne podłoże, które Honor zrozumiała, widząc, jak tamta podchodzi do Tourville’a. Wysiłki kontradmirała, by ją chronić, stanowiły bowiem dla Ransom dowód na istnienie innego zagrożenia — tego, że wojsko w końcu zwróci się przeciwko Komitetowi Bezpieczeństwa Publicznego. A więc przeciwko niej!