No i treść dokumentów, które przywiozła dla niego gospodyni. Jedyną naprawdę miłą wiadomością było to, że Honor otrzymała przydział do ósmej Floty. Informacje i analizy wywiadu były już znacznie mniej przyjemne, a miał świadomość, że musi o nich jak najszybciej powiadomić admirała Matthewsa i resztę dowództwa graysońskiego. Spokój panujący w bibliotece pozwalał na przemyślenie nowin i poustawianie wszystkiego we właściwej kolejności. Pozwalał także na podjęcie decyzji w ostatniej kwestii, czyli rekomendacji dotyczących zmian zalecanych przez Komisję Rozwoju Uzbrojenia. A to właśnie, jak uczciwie przyznawał, najbardziej psuło mu humor.
Już sam pomysł dalekosiężnych i fundamentalnych zmian w uzbrojeniu, a co za tym idzie — w taktyce floty, w samym środku wojny, od której zależało dalsze istnienie Gwiezdnego Królestwa Manticore, był w jego opinii średnio inteligentny i wysoce problematyczny. Od lat toczył zaciętą walkę ze zwolennikami radosnych zmian, upierającymi się stosować nie w pełni sprawdzone systemy uzbrojenia tylko dlatego, że są one nowe i mogą okazać się przełomowe. Zwolenniczką i przywódczynią grupy wyznającej ten pogląd i zwanej jeune ecole była Sonja Hemphill zwana potocznie Upiorną Hemphill. Walka ta zmieniła się z czasem w złośliwe wycieczki osobiste, powodując głębokie rozdźwięki między pewnymi oficerami RMN, czego szczerze żałował, ale na co nie miał wpływu. A nie mógł sobie pozwolić, by wpłynęło to na jego postawę, gdyż cena pomyłek byłaby zbyt wysoka. Zwolennicy Hemphill uważali, że każda nowa broń daje przewagę pomimo niedopracowania czy braku taktyki i należy ją natychmiast wykorzystać. I nic, co zaobserwował ostatnimi czasy, nie wskazywało na to, by nauczyli się czegokolwiek przez te osiem lat zmagań, a to oznaczało…
Rozmyślania przerwał mu odgłos kroków na drewnianej podłodze. Damskich kroków. Pospiesznie zdjął nogi z biurka i wyprostował się wraz z fotelem, obracając go równocześnie tak, by móc spojrzeć ku drzwiom. I zamarł. Był zbyt doświadczonym bywalcem salonów, by okazać coś takiego jak konsternacja, ale przyszło mu to z największym trudem, jako że nigdy wcześniej nie dał się złapać gospodyni (czy gospodarzowi) na ukrywaniu się w trakcie balu czy przyjęcia.
A w bibliotece stała właśnie lady Harrington w biało-zielonej sukni, która była jej cywilnym uniformem na Graysonie. Jak zwykle krok z tyłu stał Andrew LaFollet z kamienną twarzą. Długie włosy Honor spływały na plecy, a na jej piersiach lśniły złoty klucz patronki i złota Gwiazda Graysona. Wyglądała naprawdę imponująco…
White Haven wstał z szacunkiem.
Honor zaś uśmiechnęła się, widząc jego zaskoczenie. Skąd mógł biedak wiedzieć, że wewnętrzny system bezpieczeństwa mógł śledzić każdego, a ona poleciła jednemu z operatorów, by na bieżąco informował ją, gdzie przebywa i co porabia admirał White Haven. Podeszła do niego, wyciągając prawą dłoń, którą ujął i ucałował niczym urodzony na Graysonie. Następnie wyprostował się i spojrzał jej w oczy. Poczuła pełne zaciekawienia zainteresowanie Nimitza, który obejrzał sobie przy tej okazji admirała dokładnie.
— Widzę, że znalazł pan moją ulubioną kryjówkę, milordzie — powiedziała.
— Kryjówkę?
— Oczywiście — spojrzała wymownie na LaFolleta.
Ten wzruszył leciutko ramionami — nadal nie lubił zostawiać jej z kimś samej, ale musiał przyznać, że w tym towarzystwie i pomieszczeniu jest rzeczywiście bezpieczna. Dlatego skinął głową i wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Honor zaś podeszła do biurka z główną konsolą komputera i umieściła Nimitza na specjalnej grzędzie zainstalowanej nad nim. Treecat bleeknął cicho z rozbawieniem i spróbował złapać jej dłoń. Musiała to być ich stara zabawa, gdyż z łatwością tego uniknęła i trąciła go delikatnie w nos, nim zwróciła się do gościa.
— Nigdy nie lubiłam oficjalnych przyjęć — przyznała. — Prawdopodobnie dlatego, że nadal czuję się na nich zbędnym dodatkiem. Mike Henke i admirał Courvosier nauczyli mnie jednak udawać, że się dobrze bawię, więc nie powinno być tego widać.
I uśmiechnęła się krzywo.
White Haven skinął głową, jakby wcześniej o tym nie wiedział. Raoul Courvosier był jednym z jego najbliższych przyjaciół i przez lata przekazał mu sporo informacji i opinii o swojej ulubionej studentce i podopiecznej. Może więcej niż sam zdawał sobie sprawę.
— Jakkolwiek by nie było — dodała Honor, przysiadając na skraju biurka — zdecydowałam, że skoro jestem teraz patronką, to mogę sobie pozwolić na prywatną kryjówkę, w której mogłabym spędzić przynajmniej część przymusowej zabawy. Dlatego służba ma przykazane utrzymywać przy takich okazjach jak dzisiejsza bibliotekę pustą, żebym miała ją cały czas do dyspozycji.
— Nie wiedziałem, milady — White Haven sięgnął po szpadę gotów do odejścia.
Znieruchomiał, gdyż Honor potrząsnęła zdecydowanie głową.
— Nie przyszłam, by pana stąd wygonić, milordzie — powiedziała szybko. — Prawdę mówiąc, gdy zjawił się pan tutaj, ochrona poinformowała o tym Andrew i dlatego tu przyszłam. Gdyby sam nie znalazł pan drogi, Mac właśnie teraz delikatnie by pana tu prowadził.
— Tak? — spytał uprzejmie, przekrzywiając głowę.
Uśmiechnęła się nieco gorzko, wzruszając równocześnie ramionami.
— Właśnie zakończyłam turę w Komisji Rozwoju Uzbrojenia. Admirał Caparelli doszedł do wniosku, że może pan mieć pewne… zastrzeżenia co do rekomendowanych przez nią rozwiązań. Dlatego też polecił mi wprowadzić pana dokładniej w pomysły komisji. Ponieważ żadne z nas nie jest zbytnim entuzjastą takich imprez towarzyskich i ponieważ wiem, że ma pan zamiar jak najszybciej poinformować o wszystkich nowościach admirała Matthewsa i jego sztab, stwierdziłam, że można dziś w nocy stworzyć okazję do spokojnej rozmowy.
— Rozumiem. — White Haven potarł podbródek, kolejny raz będąc pod wrażeniem jej pewności siebie i dojrzałości, z jaką łączy rozmaite role.
Wiedział, że nie powinien tego robić, ale nie mógł się powstrzymać, by nie porównać jej z tą Honor Harrington, którą poznał lata temu w tymże systemie Yeltsin. Wówczas była oficerem Królewskiej Marynarki skupionym wyłącznie na swych obowiązkach i całkowitą ignorantką w sprawach polityki. Jedyne, co się nie zmieniło, to pogarda, jaką żywiła do polityków — tyle że wówczas do wszystkich, teraz do tych, którzy zasłużyli na nią swym postępowaniem. Teraz nie sposób było jej zarzucić politycznej ignorancji, a ta transformacja nadal go zaskakiwała. Częściowo prawdopodobnie dlatego, że on sam należał do pierwszego pokolenia poddanego procesowi prolongu, a ona do trzeciego. Mimo że sam miał szansę żyć znacznie dłużej, wychował się w społeczeństwie, w którym średnia długość życia wynosiła nieco ponad wiek standardowy, i to zostało w jego podświadomości. Dlatego mając dziewięćdziesiąt dwa lata, traktował wszystkich w wieku Honor jak dzieci, a fakt, że była członkiem trzeciego pokolenia poddanego prolongowi, jedynie pogarszał sprawę, gdyż zachowała bardzo młody wygląd — prolong spowolnił nie tylko proces starzenia się, ale i dojrzewania. On sam miał przynajmniej włosy tu i tam przyprószone siwizną i zmarszczki wokół oczu, a ona wyglądała na dwudziestolatkę.