Выбрать главу

Dźwięk interkomu przerwał mu rozmyślania. Wcisnął klawisz uaktywniający połączenie i na ekranie komputera pojawiły się dwie twarze. Czarnowłosej i brązowookiej kapitan Megan Hathaway, jego szefa sztabu, i komandora Warnera Casleta, oficera operacyjnego. Na widok tego ostatniego Theisman z trudem opanował grymas, gdyż obecność Casleta stanowiła kolejny dowód, iż Komitet zdecydował, że może obejść się bez Thomasa Theismana.

Nie była to wina Casleta, który, prawdę mówiąc, był doskonałym oficerem o wybitnym przebiegu służby. W normalnych warunkach Theisman byłby zachwycony, mając go pod swymi rozkazami. Tyle że warunki nie były normalne, a za Casletem od ponad roku standardowego niełaska ciągnęła się niczym smród za wojskiem. Jeszcze rok temu był wschodzącą gwiazdą korpusu młodszych oficerów Ludowej Marynarki. Zmieniło się to radykalnie, gdy poznano wyniki rajdu na teren Konfederacji Silesiańskiej, którym dowodził admirał Giscard… i kiedy okazało się, że Caslet stracił okręt, próbując uratować frachtowiec z Gwiezdnego Królestwa przed autentycznymi silesiańskimi piratami.

Theisman miał okazję zapoznać się z informacjami na temat tejże bandy piratów i pomimo ewidentnej ingerencji w nie cenzury doskonale rozumiał, dlaczego każdy oficer godny munduru, który nosił, chciałby uratować przed wpadnięciem w ich łapy załogę każdego frachtowca niezależnie od jego przynależności państwowej. Caslet miał po prostu pecha, że frachtowiec, który próbował ocalić, okazał się statkiem-pułapką Royal Manticoran Navy, który w finale nie tylko zniszczył atakujące go jednostki pirackie, ale i zdobył krążownik Casleta walczący z tymiż piratami.

Już jako jeniec RMN Caslet, zresztą za zgodą swojego komisarza, podzielił się informacjami dotyczącymi piratów z Honor Harrington dowodzącą tymże krążownikiem pomocniczym Królewskiej Marynarki. Dzięki temu i wcześniejszej próbie ratowania krążownika został wraz ze swymi oficerami repatriowany, zamiast skończyć w jakimś obozie jenieckim. Było to ze strony Harrington nader uprzejme posunięcie, choć Casletowi solidnie skomplikowało życie. Jedynym, co powstrzymało UB od rozstrzelania go za utratę okrętu, był fakt, iż dowództwo Ludowej Marynarki wydało wszystkim podlegającym admirałowi Giscardowi okrętom rozkaz przyjścia z pomocą każdemu andermańskiemu statkowi zaatakowanemu przez piratów.

Chodziło o to, żeby zyskać wystarczającą przychylność władz Imperium Andermańskiego, by te nie podjęły czynnej akcji przeciw okrętom Ludowej Marynarki działającym tuż za ich granicą i w ten sposób sprowadzającym tam konflikt z Gwiezdnym Królestwem Manticore. Pomysł nie do końca wypalił, bo choć Imperialna Marynarka żadnych działań nie podjęła, to władze Imperium wystosowały taką lawinę ostrych protestów dyplomatycznych, że nie mogło być cienia wątpliwości, czym się skończy realizacja podobnego pomysłu. Rozkaz ten uratował jednak życie Casletowi, gdyż usiłował ocalić frachtowiec andermański, bo takiego transpondera identyfikacyjnego używał w chwili ataku Q-ship Royal Manticoran Navy. A to oznaczało, że Caslet po prostu wykonywał rozkazy.

Dowództwo mimo swych rozlicznych wad zdołało przekonać bezpiekę, że rozstrzelanie oficera za to, że dokładnie wykonał rozkazy, byłoby zwykłym idiotyzmem i miałoby jak najbardziej negatywne skutki dla całej Ludowej Marynarki i nie tylko. Wszystkie rodzaje sił zbrojnych ucierpiały już z tego powodu, iż oficerowie wiedzieli, że mogą zostać rozstrzelani za niewykonanie rozkazów nawet tych niewykonalnych. Natomiast świadomość, że można też zginąć za wykonanie rozkazów, doprowadziłaby do anarchii albo, co gorsza, spontanicznej rewolty w całym wojsku. Oficerowie nie mający nic do stracenia, a w takiej sytuacji by się znaleźli, zwróciliby się przeciwko większemu zagrożeniu, a tym bezwzględnie stałaby się nie Królewska Marynarka, lecz UB. Ktoś w Urzędzie Bezpieczeństwa w końcu to zrozumiał i Caslet ocalił głowę.

Co nie oznaczało naturalnie, że mu wybaczono i zapomniano. Mimo doskonałego przebiegu służby nie przyznano mu dowództwa nowego okrętu i przerzucano z jednego przydziału sztabowego na inny, aż w końcu wysłano do systemu Barnett, co oznaczało definitywny koniec kariery, a najprawdopodobniej i życia.

Teoretycznie mogła to być szansa na „zrehabilitowanie się” — jeśli utrzymają system wystarczająco długo, by ich panowie byli zadowoleni, być może faktycznie go „zrehabilitują”. Mogli też ich obu wycofać przed ostatecznym upadkiem systemu. Tyle że Theisman jakoś nie bardzo mógł w to uwierzyć.

Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że ekran monitora podzielony jest na dwie części, a nie jak zwykle na trzy — nieobecny był towarzysz komisarz LePic, jego osobisty pies łańcuchowy. Jak na komisarza był nawet uczciwy, ale też dociekliwy i traktował swoje obowiązki na tyle poważnie, by skutecznie utrudniać wszystkim życie. Ponieważ był wystarczająco inteligentny, by zdawać sobie sprawę z własnej niewiedzy, kwestie operacyjne pozostawiał zawodowcom, których miał zadanie szpiegować. Natomiast upierał się, by być o wszystkim informowanym i brać udział we wszystkich odprawach i naradach sztabu, obojętne czy osobistych, czy tak jak w tym przypadku elektronicznych. Toteż jego nieobecność wystarczyła, by wzbudzić czujność Theismana, której naturalnie nie okazał. Każdy średnio inteligentny oficer od lat zakładał, że wszystkie połączenia, nawet te kodowane czy „bezpieczne”, są jeśli nie nagrywane, to podsłuchiwane. Dlatego w jego głosie, gdy się odezwał, nie było śladu zdziwienia:

— Witaj, Megan… Warner. O co chodzi?

— Właśnie otrzymaliśmy najnowsze informacje o uzupełnieniach z dowództwa floty, towarzyszu admirale — odparła równie spokojnym i neutralnym głosem Hathaway. — Wygląda na to, że dostaniemy więcej okrętów, niż się spodziewaliśmy, i postanowiliśmy z Warnerem jak najszybciej poinformować pana o szczegółach.

— Rozsądna decyzja — pochwalił Theisman, rozsiadając się wygodniej.

To, co usłyszał, nie mogło być prawdziwym powodem, jako że za dwie godziny wyznaczona była rutynowa odprawa całego sztabu. Nawet wiadomość, że leci tu cała Flota Systemowa, mogła poczekać tyle czasu, więc musiało chodzić o coś innego.

— I jakie dokładnie są te dobre wieści? — spytał.

— Przydzielono nam Eskadry Liniowe: 62 i 81 — odpowiedział Caslet i Theisman poczuł, jak jego brwi podjeżdżają w górę. — Sześćdziesiąta Druga ma co prawda siedemdziesiąt pięć procent stanu, a w Osiemdziesiątej Pierwszej brak jednego okrętu, ale to nadal trzynaście okrętów liniowych, towarzyszu admirale.

Theisman przytaknął bez słowa — to rzeczywiście były większe posiłki, niż się spodziewał: liczba okrętów liniowych, które miał do dyspozycji, właśnie wzrosła o prawie trzydzieści procent, co z kolei oznaczało, że Komitet zamierza na serio bronić Barnett. Naturalnie obronić się go nie da, nawet gdyby chciano tego dokonać wszystkimi dostępnymi siłami, ale jeśli dadzą mu dość okrętów, będzie w stanie opierać się wystarczająco długo, by dać Ludowej Marynarce czas. Co prawda pojęcia nie miał, na co też ten czas może zostać spożytkowany, ale to już nie było jego zmartwienie.

Mimo zaskoczenia zdołał zachować tylko średnio zdziwioną minę. Nie skomentował też potknięcia Casleta. Ten najwyraźniej zbyt długo dowodził okrętem, by móc oduczyć się używania formy „sir” czy „ma’am”, obecnie uznanej za nie na miejscu i niedozwolonej. Wymyślił to lata temu jakiś rewolucyjny oszołom, ale to wariactwo przyjęło się wśród komisarzy, regularnie zwracających na takie rzeczy uwagę w donosach pisanych do przełożonych z UB.

Caslet dowodził lekkim krążownikiem Vaubon, a lekkie krążowniki przez większość czasu działały samodzielnie. Choć wbijał podkomendnym do głów nowe zasady słownikowo-grzecznościowe, sam najwyraźniej nie opanował rewolucyjnych zwrotów wystarczająco, by używać ich automatycznie, prawdopodobnie z racji braku regularnego kontaktu z jakimkolwiek starszym od siebie rangą oficerem. Jednak niezależnie od powodów ktoś w jego sytuacji nie powinien pozwolić sobie na jakiekolwiek zachowania sugerujące brak entuzjastycznego poparcia rewolucji.