Выбрать главу

Być może ta jaskrawość i jednoznaczność ludzkich uczuć ukrywała przed nimi te bardziej skomplikowane albo staranniej ukrywane, zwłaszcza jeśli osoba, która je czuła, sama nie wiedziała, co czuje, i jeszcze intensywnie nad nimi rozmyślała. Być może też treecaty nie wykształciły zdolności pośredniej interpretacji uczuć na podstawie zachowań, na czym polegała większość ludzi. Skoro nie musiały analizować tego, co inni czują, nie wyrobiły sobie tej umiejętności i dlatego Nimitz nie był w stanie rozpoznać uczuć, których ona sama nie potrafiła rozgryźć. Była to intrygująca hipoteza, ale nie dawała odpowiedzi czy rozwiązania. Ani też nie pomagała w wytłumaczeniu Nimitzowi, dlaczego ucieka. Sobie zresztą też nie potrafiła tego wyjaśnić, przez co czuła się zdecydowanie źle. Jakby nie wypełniała do końca swych obowiązków. A mimo tego i mimo poczucia winy za zwalenie, i to bez uprzedzenia, kupy spraw na głowy współpracowników czuła też ulgę. I to było najsilniejsze uczucie. Musiała odgrodzić się jakoś od earla White Haven. Najprostszym rozwiązaniem było fizyczne rozdzielenie, bo dawało ono spokój i czas potrzebne jej na dojście do ładu z samą sobą. Być może jemu ta separacja umożliwi przezwyciężenie tego, co do niej zaczął czuć. Część niej (ta, która uznała ucieczkę za najlepsze rozwiązanie) chciała, by tak właśnie było, ale druga miała nadzieję, że tak nie będzie. Obie natomiast były zgodne co do tego, że musi dojść do ładu ze swymi emocjami i zrozumieć, co się z nią dzieje. I że nie zdoła tego osiągnąć, pozostając z nim pod jednym dachem.

No a w żaden sposób nie mogła go wyrzucić z Harrington House. Co prawda stosunkowo łatwo dałoby się wymyślić pretekst, który nie byłby nieuprzejmy, ale wyłącznie na publiczny użytek. Nie istniał sposób wywiedzenia w pole samego admirała, a po prostu nie mogła zdobyć się na to, by obrazić niczemu nie winnego człowieka. To rozwiązanie, które wybrała, było lepsze, prostsze i równie skuteczne. I nie wzbudzające podejrzeń. Miała objąć dowództwo 18. Eskadry Krążowników, a pięć z ośmiu wchodzących w jej skład okrętów znajdowało się już w systemie Yeltsin. Na dodatek cała eskadra, jak długo nie zostanie oficjalnie przekazana do składu 8. Floty, pozostawała częścią Floty Ojczyźnianej Marynarki Graysona. Dlatego też poprosiła admirała Matthewsa o przyspieszenie powołania jej do aktywnej służby. Matthews, choć zaskoczony, nie zadawał żadnych pytań ani tym bardziej nie próbował z nią dyskutować, a jego sztab przygotował stosowne rozkazy znacznie szybciej, niż miała nadzieję.

I dlatego obecnie wraz z Nimitzem znajdowała się w drodze na swój nowy okręt flagowy — ciężki krążownik Jason Alvarez.

Odetchnęła głęboko i gdy otworzyła oczy, była już spokojna. Gotowa do objęcia nowego dowództwa zarówno fizycznie, jak i psychicznie. I ulżyło jej, gdy poczuła znajomy ciężar odpowiedzialności spychającej inne problemy gdzieś w podświadomość. Nie zniknęły całkowicie, lecz upchnięte w jakiś kąt dawały jej czas. I to przy odrobinie szczęścia wystarczający, by zdążyła je poustawiać na właściwych miejscach. Albo by same się poustawiały.

Cichy, melodyjny dźwięk ostrzegł, iż pinasa rozpoczyna ostateczne podejście. Honor wyjrzała przez okno, gdyż pilot zbliżał się do okrętu po spirali, tak by mogła spokojnie obejrzeć swoją nową jednostkę flagową.

Krążownik tkwił nieruchomo na orbicie parkingowej, błyskając białymi i zielonymi światłami pozycyjnymi, jak przystało na „zakotwiczoną” jednostkę. Przy masie nieco ponad trzystu czterdziestu tysięcy ton stanowił niespełna pięć procent wielkości jej poprzedniego okrętu. Ale HMS Wayfarer był przerobionym frachtowcem — wielkim, nieopancerzonym i powolnym, z uzbrojeniem upchniętym wszędzie, gdzie się dało, a Alvarez był rasowym okrętem wojennym — smukłym, szybkim, opancerzonym i wyposażonym w zdublowane systemy. Jak każdy ciężki krążownik, zaprojektowano go z myślą o samotnych rajdach — szybkich atakach i ucieczkach — i mimo iż był znacznie mniejszy od krążownika pomocniczego, jakim był Wayfarer, cechował się znacznie większą wytrzymałością na uszkodzenia, był znacznie zwrotniejszy i nieporównanie szybszy.

Był też okrętem rozpoczynającym zmiany w koncepcji budowy okrętów wojennych. Co prawda główne uzbrojenie nadal umieszczone było na jednym pokładzie wzdłuż obu burt, ale miał znacznie mniejszą ilość ambrazur niż ciężkie krążowniki Royal Manticoran Navy. Powód był prosty: Alvarez był pierwszym zaprojektowanym i zbudowanym na Graysonie ciężkim krążownikiem. Fakt, całe wyposażenie elektroniczne i uzbrojenie antyrakietowe były dokładnie takie same jak ciężkich krążowników RMN klasy Star Knight, która zresztą stanowiła podstawę do modyfikacji. Natomiast reszta uzbrojenia była wynikiem doktryny wykształconej w Marynarce Graysona. Sporo pewności siebie wymagało odejście od specyfikacji obowiązujących w starszych i większych flotach o długoletnim doświadczeniu przez flotę nie mającą żadnych tradycji i doświadczeń pozasystemowych. Marynarka Graysona robiła to jednak od samego początku i uzbrojenie Alvareza było tego najlepszym przykładem. Miał on mniej niż połowę dział energetycznych krążowników klasy Star Knight, co znacznie zmniejszało ilość celów, które mógł równocześnie ostrzeliwać, i w niewielkim stopniu odbijało się na możliwościach obrony przeciwrakietowej. Ta ostatnia różnica była nieduża, ale mogła okazać się istotna, jako że większość okrętów używała burtowych dział energetycznych jako wsparcia sprzężonych działek laserowych w ostatniej fazie obrony antyrakietowej. Jednak dzięki tym zmianom na okręcie zamontowano o dwadzieścia procent więcej wyrzutni rakiet i grasery o mocy większej niż standardowo montowane na krążownikach liniowych. Zdrowy rozsądek podpowiadał, iż ciężki krążownik nie miał szans w starciu z krążownikiem liniowym, ale Honor podejrzewała, że w przypadku Jasona Alvareza zdrowy rozsądek mógł się mylić.

Nie żeby miała jakikolwiek, nawet najmniejszy zamiar to sprawdzać. Jak dotąd przeżyła więcej niż wystarczającą liczbę starć z silniejszym przeciwnikiem i miała serdecznie dość nierównych pojedynków, ale nie wszystko od niej zależało…

Uśmiechnęła się z autoironią, rozglądając się po otaczającej krążownik przestrzeni. Pinasa leciała już prosto ku wlotowi na pokład hangarowy na śródokręciu, toteż widok miała naprawdę dobry. Choć ich orbity parkingowe wyznaczono dość ciasno, okręty eskadry i tak znajdowały się na tyle daleko od siebie, by gołym okiem widać je było jedynie jako rozbłyski słonecznego światła odbijającego się od kadłubów. Dokładnie widoczny był tylko jeden okręt — leżący mniej niż trzydzieści kilometrów za lewą ćwiartką rufową Alvareza, HMS Prince Adrian. Dowodził nim drugi według starszeństwa oficer eskadry wyznaczony na jej zastępcę. Na myśl o nim Honor uśmiechnęła się naprawdę ciepło i szeroko.

Prince Adrian był starszy, mniejszy i słabiej uzbrojony od jej okrętu flagowego. Ale kapitan Alistair McKeon dowodził nim od ponad sześciu lat standardowych i jeśli był w Królewskiej Marynarce okręt z lepiej zgraną załogą, to Honor o takim jeszcze nie słyszała. A w dodatku wiedziała, że w obu flotach — Manticore i Graysona — nie znajdzie bardziej godnego zaufania kapitana okrętu i przyjaciela.

Prince Adrian zniknął przesłonięty przez kadłub Jasona Alvareza i pilot pinasy wyłączył napęd, przechodząc na silniki manewrowe. A Honor wyciągnęła spod lewego naramiennika beret i rozprostowała go, nadając mu właściwy kształt. I przestała się uśmiechać, gdyż beret był czarny… Po raz pierwszy od dwudziestu jeden standardowych lat obejmowała dowództwo jako oficer Royal Manticoran Navy, nie dowodząc równocześnie żadnym okrętem. A w Królewskiej Marynarce jedynie kapitanom okrętów przysługiwało prawo noszenia białych beretów. Świadomość tego, że najprawdopodobniej już nigdy nie będzie miała prawa do białego beretu, choć nie była niespodziewana, nadal pozostała przykra. Zdawała sobie sprawę, że i tak miała szczęście, dowodząc aż tyloma okrętami, iloma dowodziła, ale wiedziała też, że zawsze będzie tęsknić za jeszcze jednym… i że nigdy tej tęsknoty nie zaspokoi.