Выбрать главу

Pierwsze wrażenie przy osobistym spotkaniu to potwierdzało, podobnie zresztą jak ocena Nimitza. Greentree był masywny i niski, niższy od niej o co najmniej piętnaście centymetrów. Choć w rzeczywistości o dziesięć lat od niej młodszy, wyglądał na znacznie starszego. Długie, brązowe włosy przetykała siwizna, a wokół brązowych oczu widniały wyraźne zmarszczki. Powód był prosty: Grayson uzyskał dostęp do procesu prolongu, gdy on sam był już zbyt stary, by móc mu się poddać. Nie żywił jednak urazy do tych, którzy mieli więcej szczęścia i nadal wyglądali młodo (na przykład do niej). Poruszał się w sposób świadczący, że dużo czasu spędzał na ćwiczeniach fizycznych, co w przypadku kapitana okrętu nie było wcale tak prostą sprawą, jak mogłoby się wydawać. Jego ruchy świadczyły też o dużej pewności siebie i w jakiś sposób przypominał jej starszą wersję Paula. Nie fizycznie, lecz z racji aury solidności i lojalności.

W sumie póki co nie miała do niego zastrzeżeń, co było dobrym znakiem, gdyż jako jej kapitan flagowy miał być jej zastępcą do spraw taktycznych. To jego zadaniem, bardziej niż McKeona, była realizacja jej planów i zmiana zamiarów w działanie. I to udane. Przebieg jego służby jak najbardziej kwalifikował go do tego, ale zawsze istniała możliwość, że dokumenty nie całkiem pokrywają się z praktyką. Albo, co zdarzało się częściej, że różnica charakterów czy osobowości, której nie dało się w żaden sposób przewidzieć, uniemożliwi im wzajemne zrozumienie i stworzenie zespołu, który w teorii powinien być wręcz doskonały. Jej ostatni kapitan flagowy był prawie podręcznikowym tego przykładem. Trudno było im współpracować, nie z jego winy, a wyłącznie dlatego, że Honor nie mogła zapomnieć, że to właśnie on jeszcze jako oficer Ludowej Marynarki dowodził okrętem, który zabił Raoula Courvosiera. Na szczęście Alfredo Yu miał tyle uczciwości i innych zalet, że czas do spółki z Nimitzem pomogły jej zwalczyć uprzedzenia. A to właśnie działania Yu zdecydowały o zwycięskim zakończeniu Czwartej Bitwy o Yeltsin.

Pomijając zrozumiałe napięcie wynikające z pierwszego spotkania z nowym dowódcą, Greentree był pełen wiary we własne możliwości, swoich podkomendnych i swój okręt. I to w spokojny, budzący zaufanie sposób.

Teraz wskazał na żylastego, czarnowłosego młodzieńca w mundurze komandora.

— Mój pierwszy oficer, komandor Marchant, milady — przedstawił.

Marchant był nadzwyczaj młody jak na posiadaną rangę, i to nawet biorąc pod uwagę młody wiek większości oficerów Marynarki Graysona. W przeciwieństwie do swego kapitana był wystarczająco młody, by zostać poddanym pełnemu procesowi prolongu. Przebieg jego służby niewątpliwie robił wrażenie. Jednak gdy podawał jej dłoń, jego twarz z zaskakująco zielonymi oczyma była kamienna, a jego emocje wskazywały na to, że przyjął postawę obronną. Honor z trudem zapanowała nad mięśniami własnej twarzy, by nie uśmiechnąć się ze zrozumieniem.

— Panie komandorze — powitała go zupełnie naturalnym głosem.

— Milady — odparł pełnym napięcia, ale i szacunku tonem doskonale odzwierciedlającym jego stan ducha.

Doskonale go rozumiała, gdyż z jego akt personalnych dowiedziała się, że Solomon Marchant był dalekim, ale jednak kuzynem zmarłego i nie opłakiwanego Edmonda Marchanta. Ciężkie warunki panujące na planecie sprawiły, że struktury rodowe były skomplikowane, a więzi rodzinne silne. Rodzina Marchantów, jak zresztą każda, była liczna i koligacje miała naprawdę przedziwne. Większość jej członków była porządnymi obywatelami; to nie ich wina, że trafiła się między nimi taka parszywa owca. Nie zmieniało to faktu, że osiągnięcia fanatycznego eks-kapłana najpierw próbującego zdyskredytować, a potem zabić patronkę Harrington, by przeszkodzić w reformach Protektora Benjamina, były takie, że pewien cień musiał paść i na innych członków rodziny.

Jednym z tych, którzy tak uważali, był właśnie Solomon, który najprawdopodobniej nawet nie znał kuzyna, a na pewno nie miał nic wspólnego z jego działalnością. Nie zmieniało to w niczym faktu, że czuł się winny i spodziewał się, że Harrington będzie go obwiniać za czyny i charakter krewniaka. Nie miał naturalnie pojęcia o tym, że Honor zna jego uczucia, a ona nie mogła nic na ten temat powiedzieć, bo to jedynie pogorszyłoby sprawę.

— Miło mi pana poznać, komandorze — odezwała się. Uzasadnienie pańskiej propozycji zmian w taktyce konwojowania opublikowane w „Proceedings” zrobiło na mnie wrażenie. Chciałabym o tym z panem porozmawiać bardziej szczegółowo.

— A… naturalnie, milady — w głosie Marchanta nic się nie zmieniło, ale napięcie jakby nieco zelżało.

Ocieplenie stosunków między nimi z pewnością będzie wymagało czasu, ale wyglądało na to, że wybrała właściwy sposób.

— Tego oficera, jak sądzę, nie trzeba pani przedstawiać, milady — odezwał się Greentree, wskazując na drugiego z oczekujących tuż za nim.

Komandor, na którego wskazał, ubrany był w mundur Royal Manticoran Navy i nie należał do wysokich nawet jak na standardy graysońskie. Uniform był szyty na miarę, a ciemnowłosy, smukły Andreas Venizelos nosił go z pewnością siebie i wdziękiem, których mógł mu pozazdrościć każdy szanujący się treecat.

— W rzeczy samej nie trzeba, kapitanie — przyznała Honor, wyciągając rękę ku Venizelosowi i uśmiechając się naprawdę szeroko. — Cudownie znów cię widzieć, Andy. Chyba wpadam w nałóg spotykania starych znajomych w swoim sztabie, ilekroć okazuje się, że mam takowy.

— Też tak słyszałem, ma’am — odparł Venizelos z podobnym uśmiechem.

Widok tego uśmiechu sprawił Honor prawdziwą ulgę — nie każdy oficer byłby zadowolony, musząc oddać dowództwo lekkiego krążownika na rzecz przydziału sztabowego. Fakt: Venizelos i tak musiał trafić do jakiegoś sztabu na kolejną turę, co zdecydowano na długo nim Honor otrzymała dowództwo Osiemnastej Eskadry Krążowników. Jej jedyną ingerencją było złapanie go do własnego sztabu.

Zwyczajowo jedynie admirałowie i wiceadmirałowie mogli mieć kapitanów jako szefów sztabów, choć zdarzało się, że i jakiś kontradmirał dostawał kapitana na to stanowisko, jeśli był ulubieńcem kogoś w Admiralicji. Jako zwykły komodor Honor mogła liczyć wyłącznie na komandora porucznika czy komandora, toteż ledwie dowiedziała się, że Venizelos jest „do wzięcia”, natychmiast o niego poprosiła. Natomiast decyzja, by nabrał jeszcze doświadczenia sztabowego przed mianowaniem na kapitana, została podjęta wcześniej i wyżej. Była pewna, że o tym wiedział. Natomiast nie miała pewności, czy zdawał sobie sprawę, co oznacza ten konkretny przydział. Szefostwo sztabu sojuszniczej eskadry, w skład której wchodziły okręty należące do trzech różnych flot, będzie niezastąpionym doświadczeniem, bardzo cennym w dalszej karierze. Najwyraźniej dział personalny RMN zamierzał awansować go na stopień flagowy znacznie szybciej, niż Andy mógł podejrzewać.

— No i dobrze! — oceniła.

Po czym złączyła dłonie na plecach i przez kilka sekund przyglądała się nowym współpracownikom. Potem pokiwała głową i oznajmiła:

— Jak tylko będę miała okazję trochę się roztasować, chciałabym poznać resztę pańskich starszych oficerów, kapitanie Greentree… i resztę sztabu także, Andy.

— Oczywiście, milady — potwierdził Greentree. — Mogę panią zaprowadzić do kwatery?

— Dzięki, kapitanie. To miło z pana strony — zgodziła się Honor.

Warta honorowa Marines w przepisowych białych rękawiczkach sprezentowała broń, gdy Honor zrobiła pierwszy krok. Greentree i Marchant towarzyszyli jej, idąc przepisowe pół kroku z tyłu i w bok. Obejrzała się i z trudem stłumiła radosny chichot na widok procesji maszerującej jej śladem. W następnej parze za obydwoma oficerami Marynarki Graysona szli bowiem LaFollet i Venizelos. Potem MacGuiness pilnujący dwóch stewardów trzeciej klasy objuczonych jej podręcznym bagażem, a na końcu James Candless i Robert Whitman stanowiący wraz z LaFolletem jej osobistą obstawę.