Przerwała dla nabrania oddechu i przeanalizowania reakcji słuchaczy.
Pierre poczuł gniew, ale zmusił się do zachowania spokoju i zastanowienia, dlaczego go poczuł. A gdy to zrobił, uśmiechnął się ironicznie — pojął bowiem, że wywołały go w równym stopniu treść, jak i ton wywodu McQueen. Starała się mówić spokojnie, ale przypominało to wykład dotyczący rzeczy oczywistych i podstawowych. No i nie próbowała nawet przepraszać za to, co mówi. Za to, w jej oczach widać było, że mówi szczerze i z uczuciem. Poza tym sam jej kazał powiedzieć, co myśli, więc jeśli nie podobało mu się to, co usłyszał, to nie była to jej wina. Tylko tych, którzy stworzyli taki właśnie stan rzeczy potocznie określany jako: „dno i trzy metry mułu”.
Przyznawał, że nie podobają mu się rozwiązania, które, jak sądził, będą musieli zastosować, ale chciał McQueen na odpowiednim stanowisku, gdyż uważał, że może poprawić tragiczną wręcz sytuację. A nie mogła tego zrobić bez wcześniejszego zidentyfikowania problemów. To jego zmartwienie, że nie był przyzwyczajony do wysłuchiwania konkretnych i umotywowanych zarzutów. I że nie wziął pod uwagę, jak taka litania prawd może zaboleć.
— Brak inicjatywy to jeden z problemów, które sam zauważyłem — powiedział spokojnie. — Z tego, co mówisz, wynika, że jest ich więcej.
— Problemy to ja mogłabym wymieniać przez parę godzin — poinformowała go rzeczowo. — Większość z nich da się załatwić, jeżeli będziemy mieli kadrę oficerską przekonaną o poparciu dowódców. I o tym, że pomyłka, powtarzam: zwykła ludzka pomyłka nie będzie uznana za próbę zdrady i nie doprowadzi do śmierci czy uwięzienia ich i ich rodzin. Brak inicjatywy to tylko jeden z symptomów prawdziwego problemu. A sprowadza się on do tego, że nasi oficerowie są zbyt zajęci oglądaniem się za siebie, by móc się skoncentrować na walce z wrogiem. Boją się nie tylko działać samodzielnie, boją się także nie wykonać rozkazów, nawet gdy doskonale wiedzą, że nie są one dobre albo że są przestarzałe czy niedostosowane do aktualnej sytuacji. Kolejna sprawa: jeśli rozstrzeliwuje się każdego oficera, który zrobił co mógł, a i tak nie wykonał niemożliwego do wykonania rozkazu, to nie będzie on miał nigdy okazji nauczyć się czegokolwiek na własnych błędach. Do zwycięstwa w wojnie potrzebni są zawodowi wojskowi mający zaufanie do swych możliwości, współtowarzyszy broni i całego wojska z zapleczem. W tej chwili ciągle jeszcze próbujemy odbudować poziom zawodowych umiejętności kadry dowódczej, który Ludowa Marynarka miała za rządów Legislatorów. I nie udaje nam się to. Brak nam doświadczonych dowódców mających zaufanie do własnych sił. Ci, których mamy, rzadko cieszą się zaufaniem podkomendnych. Mało kto ma zaufanie do jakości sprzętu i uzbrojenia, jakimi dysponujemy. A prawie nikt nie liczy na to, że w razie potrzeby wesprze go cywilna władza kierująca siłami zbrojnymi. Przykro mi, ale taka jest smutna rzeczywistość.
Dopiero kiedy umilkła, zdała sobie sprawę, że powiedziała znacznie więcej i znacznie szczerzej, niż miała zamiar, nie tylko przychodząc na to spotkanie, ale nawet zabierając głos. I to bez chwili zastanowienia, jaki to może mieć skutek dla jej planów czy niej samej. Ostatnie sześć lat musiało jej dopiec znacznie bardziej, niż sądziła. Zresztą wszystko, co powiedziała, było prawdą i jedyne, na co miała uważać, to by nie nazwać rzeczy ostrzej.
Cisza panująca w sali konferencyjnej zaczynała brzmieć złowróżbnie. Cóż, należało bardziej panować nad językiem… przykre byłoby dojść tak daleko i w ostatniej chwili zaprzepaścić szansę, ale na to już nic nie mogła poradzić…
Pierre spojrzał pytająco na Saint-Justa. Ten zmarszczył brwi, po czym delikatnie wzruszył ramionami. Ruch był tak nieznaczny, że dostrzec go mógł tylko ktoś uważnie go obserwujący, a rozpoznać tylko ktoś, kto go dobrze znał. Skinął lekko głową i Pierre zwrócił się z powrotem ku McQueen.
— Możesz mi wierzyć albo nie, ale zgadzam się z tobą — powiedział cicho i uśmiechnął się słabo, widząc, jak mimo całego jej opanowania nieznacznie zapada się w sobie z ulgą. — Muszę cię jednak ostrzec, że nie wszyscy członkowie Komitetu… nawet w jego zmniejszonej liczebnie wersji, którą planujemy, będą podzielali nasze zdanie. I tak naprawdę szczerze: mam poważne wątpliwości, na jak duże zmiany możemy sobie pozwolić. Przynajmniej w krótkim czasie. Oczywiste jest, że wolałabyś wrócić do klasycznej wojskowej struktury dowodzenia, ale w siłach zbrojnych nadal jest zbyt dużo niepewnego elementu… choćby dlatego, że sami go stworzyliśmy. Obawiam się, że wpędziliśmy się w sytuację, z której ani szybko, ani łatwo nie zdołamy się wydostać.
Powiedział to całkowicie spokojnie — bez żadnej intonacji czy drgnienia muskułu. McQueen uśmiechnęła się gorzko, słysząc o powrocie do klasycznej wojskowej struktury dowodzenia. Ładnego zwrotu użył. I całkiem niewinnego. W praktyce oznaczało to wyrzucenie z okrętów na zbity pysk wszystkich komisarzy. Najlepiej bez skafandrów przez śluzę powietrzną!… Albo jeszcze lepiej: zapakować tę całą bandę do wyrzutni i wystrzelić na przeciwnika. Może choć jako broń psychologiczna się do czegoś przydadzą… Perspektywa salwy burtowej złożonej z Erasmusów Fonteinów wywołała na moment szeroki uśmiech na jej twarzy. W następnej sekundzie spoważniała i wzięła się w garść. O towarzyszach komisarzach pomyśli później, kiedy nadejdzie ich czas. Teraz należało skoncentrować się na pilniejszych problemach.
— Rozumiem, że nie można wszystkiego zmienić od razu — powiedziała spokojnie — ale nie możemy sobie także pozwolić na zbyt długie czekanie z rozpoczęciem wprowadzania zmian. Technologia, którą uzyskujemy z Ligi Solarnej, powinna pomóc w odzyskaniu choćby części zaufania do uzbrojenia i wyposażenia, ale przewaga techniczna nie jest jedynym powodem zwycięstw Royal Manticoran Navy. Jej oficerowie myślą samodzielnie, adaptują i modyfikują plany w ramach otrzymanych poleceń w miarę rozwoju sytuacji, a nie trzymają się ślepo treści tychże rozkazów, które mogą już stracić aktualność i być czystym nonsensem. I co ważniejsze: ich admirałowie sami wydają rozkazy i nie muszą ich uzgadniać z kimkolwiek, przez co mają większy szacunek podkomendnych. A równocześnie większe zaufanie do samych siebie, gdyż wiedzą, że rozkazy te zostaną wykonane, a oni sami nie zostaną zastrzeleni po powrocie z misji tylko dlatego, że popełnili błąd.
Zrobiła przerwę i przyjrzała się obu słuchaczom, zastanawiając się, czy naprawdę chce skończyć wypowiedź tak, jak planowała. Po czym wzruszyła w duchu ramionami — jeśli uczciwość miała zrujnować wszystko, to już i tak, za dużo i zbyt szczerze powiedziała. Mogła więc z czystym sumieniem dokończyć.