Выбрать главу

Komandor Howard Latham, oficer łączności, był najstarszym członkiem sztabu. Urodzony i wychowany na Graysonie, jak na realia Marynarki Graysona był za stary na swój stopień. Nie było to jego winą — przebieg służby miał doskonały, a brak awansu spowodowany był wyłącznie katastrofą promu, w której miał pecha uczestniczyć. Doszło do niej sześć lat przed przyłączeniem się Graysona do Sojuszu i choć lekarze robili dlań co mogli, nie okazało się to wystarczające, by mógł pozostać w czynnej służbie. Kiedy jednakże dostępne stały się osiągnięcia nowoczesnej medycyny, okazało się, że jego „beznadziejnie okaleczone” nogi wcale nie są takim beznadziejnym przypadkiem.

Kompletne wyleczenie okazało się niestety niemożliwe, gdyż proces samoleczenia posunął się za daleko i żeby komandor naprawdę odzyskał pełnię władzy w nogach, należałoby je z powrotem potrzaskać i poskładać od nowa. Latham był zbyt dobrym oficerem, by sensowne było posyłanie go na dwa dodatkowe lata do szpitala, toteż zrezygnowano z tej opcji. Dlatego poruszał się nieco sztywno, a na jego twarzy widniały wyżłobione przez lata bólu bruzdy, ale poza tym był „jak nowy”. Zresztą nawet wcześniej, kiedy był inwalidą na wózku, kontynuował współpracę z flotą jako cywilny konsultant. Po powrocie do służby przez dwa lata pracował ze specjalistami z Royal Manticoran Navy nad pełnym wykorzystaniem możliwości łączności nadświetlnej i zgraniem ich z potrzebami taktycznymi oraz operacyjnymi związków taktycznych aż do szczebla eskadry włącznie. Jego obecny przydział prawie na pewno był ostatnim przed objęciem własnego okrętu. Honor nie wiedziała, czy zdawał sobie z tego sprawę, ale była naprawdę wdzięczna losowi, mogąc go mieć w swoim sztabie.

Najstarszym w ogóle oficerem w jej sztabie był pięćdziesięciopięcioletni porucznik George LeMoyne, oficer logistyczny i kwatermistrz. Każdy jednakże, kto pomyślałby, że tak niski stopień spowodowany jest brakiem umiejętności czy chęci, myliłby się bardzo. LeMoyne wstąpił w szeregi Królewskiej Marynarki prosto po szkole średniej w wyniku, jak twierdził, przegranego zakładu. Został przeszkolony na sternika małych jednostek, ale długo tam miejsca nie zagrzał, gdyż jego prawdziwe uzdolnienia leżały w zupełnie innej dziedzinie i szybko zostały docenione. Przeniesiono go do departamentu logistycznego RMN, gdzie mimo formalnych braków w wykształceniu regularnie awansował z powodu osiąganych wyników i zwykłej kompetencji. Dwa standardowe lata przed wybuchem wojny LeMoyne został starszym bosmanem sztabowym i miał ukończone trzy zaoczne fakultety. Admirał Cortez zaproponował mu patent oficerski i już jako podporucznika przydzielił do sekcji logistycznej misji łącznikowej na Graysonie. Tam jego osiągnięcia dały mu awans na porucznika. Honor doskonale zdawała sobie sprawę, że zdoła go utrzymać nie dłużej niż standardowy rok, nim nie zostanie awansowany na komandora porucznika i przeniesiony do systemu Manticore z przydziałem do jednej z trzech głównych stoczni Royal Manticoran Navy.

Komandor porucznik Anson Lethridge, astronawigator, był jedynym członkiem jej sztabu nie należącym ani do RMN, ani do Marynarki Graysona. Pochodził z Republiki Erewhon i służył we Flocie Erewhon. Ciemnowłosy i ciemnooki, masywnej budowy, był także jednym z najbrzydszych ludzi, jakich Honor w życiu widziała. Toporne rysy, krzaczaste, zrośnięte brwi, bary ciężarowca i długie niczym u szanującej się małpy ręce sprawiały wrażenie, że ma się przed sobą brutalnego chama i prostaka. W rzeczywistości był niezwykle bystry i energiczny. Zagadkę stanowiło to, dlaczego nigdy nie poddał się chirurgii plastycznej i korekcyjnej. Oczywiste było, iż jest wrażliwy na punkcie swego wyglądu — świadczyły o tym dowcipy, które opowiadał, najczęściej z typu czarnego humoru. Wiele było naprawdę zabawnych, ale we wszystkich można było wyczuć gorycz, choć Honor nie była pewna, czy reszta sztabowców ją wychwytuje równie trafnie jak ona. No cóż: nie każdy miał za sobą trzydzieści standardowych lat życia w przekonaniu, że jest brzydki. Niezależnie od problemów związanych z własnym wyglądem Lethridge był doskonałym astrogatorem manipulującym kursami i czasami przelotu z łatwością, której Honor mogła mu jedynie pozazdrościć.

Obserwując, jak na ekranie zmieniają się wektory i obliczenia, w miarę jak wprowadzał nowe dane i zmienne, doszła do wniosku, że często wygląd potrafi być całkowicie mylący. Ze wszystkich oficerów jej sztabu Lethridge miał prawie na pewno najłagodniejszy charakter… choć starał się jak mógł, by to ukryć.

Drzwi windy otworzyły się, toteż spojrzała w ich kierunku i uśmiechnęła się na widok najstarszego stopniem oficera medycznego eskadry, który z niej wysiadł. Komandor chirurg Fritz Montoya był co prawda lekarzem przydzielonym na HMS Jason Alvarez i w zasadzie nie należał do jej sztabu, ale ściągnęła go na Alvareza specjalnie i równie celowo dokooptowała do swego sztabu.

Według wszelkich reguł lekarz o jego doświadczeniu i udowodnionych umiejętnościach powinien mieć przydział albo do któregoś ze szpitali w Gwiezdnym Królestwie Manticore, albo do jednego z doskonale wyposażonych statków szpitalnych towarzyszących zapleczu każdej z flot. Sporo oficerów flagowych byłoby zaskoczonych, że tak nie jest, i podchodziłoby do Montoyi ostrożnie, próbując dowiedzieć się, jaki też ma ukryty feler. Honor wiedziała, że feleru nie ma, a Fritza znała od ponad dwunastu standardowych lat… i była świadoma, że od ostatniego razu, gdy służyli razem, dużo czasu i pomysłowości poświęcił na unikanie awansu na kapitana, co ostatecznie uniemożliwiłoby mu otrzymywanie normalnych przydziałów i skazało na szpital planetarny albo na statek szpitalny. Wątpiła, by ta sztuka długo jeszcze mu się udawała, ale póki co skorzystała z okazji i „złapała” go bez zamiaru wypuszczenia. Fritz Montoya bowiem oprócz tego, że był doskonałym lekarzem, o czym wiedziała z autopsji, należał także do jej najbliższych przyjaciół. A ponieważ był członkiem Korpusu Medycznego, znajdował się poza normalnym łańcuchem podległości służbowej, co dawało mu odmienny punkt widzenia na wiele kwestii. Punkt widzenia, który, jak się przekonała w przeszłości, okazywał się nader użyteczny.

Montoya przybył na pomost w towarzystwie bardzo młodego komandora porucznika — ostatniego pochodzącego z Manticore członka sztabu. Jego awans był tak świeży, że Honor nadal miała problemy, by się do niego przyzwyczaić. Nie, żeby uważała, że jest niezasłużony czy przedwczesny — Scotty’ego Tremaine’a znała od czasów, gdy był chorążym, i pomimo niemalże wrodzonej niechęci do jakiejkolwiek formy faworyzowania podkomendnych robiła co mogła, by pilnować jego kariery. Był to dług spłacany jej pierwszemu kapitanowi i admirałowi, Courvosierowi, który kiedyś pilnował jej kariery. Była to także nieoficjalna tradycja Królewskiej Marynarki, powodująca że starsi oficerowie pilotowali młodszych, których uznali za na tyle uzdolnionych, by byli tego warci. Scotty był jej oficerem elektronicznym i wiedziała, że ma spore opory w związku z tym przydziałem. Nie z powodu przynależności do jej sztabu, lecz z uwagi na stanowisko.