Выбрать главу

Pozostał więc jedynie drobiazg: dlaczego cały pomysł mu się nie podobał?

Pierwsza nasuwająca się odpowiedź była taka, że chodzi o naturalną niechęć do rozstawania się z krążownikami, którą jako długoletni dowódca liniowy miał głęboko zakorzenioną. To było kuszące wyjaśnienie, ale wiedział, że nie do końca prawdziwe. A raczej nie najważniejsze: eskadra zdąży wrócić, nim stanie się tak naprawdę potrzebna. Fakt: okręty 8. Floty zbierały się naprawdę szybko, ale obaj wiedzieli, że nie wcześniej jak za trzy czy cztery miesiące standardowe będzie ona gotowa do zaatakowania systemu Barnett. Dla oficera kalibru Honor Harrington było to dość czasu, by po powrocie z misji włączyć do eskadry pozostałe okręty i zgrać ją w sprawną, jednolitą całość, nim otrzyma pierwsze zadanie operacyjne.

Odpowiedź na nurtujące go pytanie już wcześniej przyszła mu do głowy, tylko nie chciał jej do siebie dopuścić, bo oznaczała, że to on był winny.

Nie miał pojęcia, czym się zdradził, ale w głębi duszy miał pewność, że przyspieszony i niespodziewany wyjazd Honor z Harrington House był zawiniony przez niego. Nie powiedziała ani nie zrobiła nic, co mogłoby to sugerować, ale wyczuł w jej zachowaniu pewne napięcie, którego dotąd nie było. Napięcie i niepewność. A wszystko zaczęło się owego wieczoru w bibliotece w czasie ich konfrontacji, czy jak by to tam nazwać.

Musiał w jakiś sposób zdradzić swoje nią zainteresowanie. Próbował tego nie okazać i po tylu latach służby wojskowej oraz kontaktów z politykami był gotów przysiąc, że jego twarz i ciało wyrażały zawsze to, co chciał, lub w najgorszym wypadku nie wyrażały nic. Ale to było jedyne logiczne wytłumaczenie jej niespodziewanego wyjazdu i tego, że zaraz od następnego dnia miała się na baczności — to nie było najwłaściwsze określenie, ale nieźle opisywało zachowanie Honor względem niego. Nie wiedział, czym się zdradził, ale był pewien, że musiał. Był świadom, że ona miała niespotykany dar do rozszyfrowywania ludzi, z którymi się stykała. Nie tylko on to zauważył, ba, nawet rozmawiali o tym kiedyś z Markiem Sarnowem i Yanceyem Parksem, a przy innej okazji podpytał dyskretnie paru innych oficerów flagowych, pod którymi służyła. Wszyscy zgadzali się, że tak właśnie było, a czy robiła to dzięki intuicji, czy szóstemu zmysłowi, nie wiedział nikt. I w sumie nie było to ważne. Istotne było, że odkryła jego uczucia albo i źle je odczytała. Mogła obawiać się, że spróbuje wykorzystać swoją pozycję i zmusić ją do czegoś…

I nie chodziło o to, że nie zrobiłby tego, ani o to, że powinna znać go na tyle, by wiedzieć, że coś takiego nigdy nie miałoby miejsca. Chodziło o to, że mogła mieć i miała prawo się tego obawiać. Uśmiechnął się gorzko w duchu — nigdy nic podobnego się nie wydarzyło i wiedział, że nie wydarzy się i w tym przypadku, choć przyznawał, że nigdy dotąd nie czuł do żadnej kobiety tego co do niej. A swoistą ironią losu było, że sam do końca nie wiedział, co to takiego…

Nie był święty i przyznawał to sam przed sobą otwarcie. Kochał żonę. Pokochał ją w dniu, w którym się poznali, wiedział, że nadal ją kocha i będzie kochał aż do śmierci. Ona także to wiedziała. Lecz wiedziała też, choć nigdy o tym nie rozmawiali, że miał niejeden romans od czasu jej wypadku i przykucia do wózka inwalidzkiego. Nie było sposobu i nic nie wskazywało na to, by za ich życia taki sposób zaistniał, by znów mogli być fizycznie razem. Oboje wiedzieli, że fizyczna miłość jest niemożliwa, toteż Emily nigdy nie poruszała tematu któregoś z jego nielicznych romansów. Wiedziała, że są przejściowe i że na kochanki wybierał kobiety, które lubił i którym ufał, ale których nie kochał. To ona była tą, do której zawsze powracał, gdyż to ich łączyło wszystko poza jedną niemożliwą fizycznie rzeczą, którą na zawsze utracili. Wiedział, że bolało ją to — nie tyle to, że był niewierny, ile to, że przypominało jej, co straciła. Wiedział także, że znacznie bardziej by ją zabolało, gdyby jego „zdrada” stała się publicznie wiadoma, dlatego zawsze był ostrożny i unikał związków, które mogłyby stać się dłuższe i wyjść poza ramy przelotnego romansu.

W tym przypadku nie był pewien, czy zdołałby taki romans zakończyć, i dlatego wolał w ogóle go nie zaczynać. Ta świadomość bolała, bo w pewnej części utracił zaufanie do samego siebie. Nigdy nie czuł nic podobnego jak w tym momencie, gdy uświadomił sobie, że widzi nie tylko oficera, ale i kobietę egzotycznej urody, choć nie to było w niej najatrakcyjniejsze. Dawno już przestał liczyć, ile naprawdę pięknych kobiet poznał — w społeczeństwie, w którym chirurgia plastyczna i korekcyjna były codziennością, jeśli miało się dość pieniędzy, można było mieć idealne rysy i równie idealne ciało. Fakt, fizyczne piękno zawsze przyciągało wzrok, ale nie wystarczało, by przyciągnąć coś więcej. Przynajmniej jeżeli o niego chodziło.

To, co poczuł, było czymś głębszym i dlatego o tyle trudniejszym do rozpoznania. Coś w niej wzbudziło coś głęboko ukrytego w nim, tak głęboko, że nie miał dotąd pojęcia o istnieniu owego czegoś. Poza okazjonalnym uściskiem dłoni czy dotknięciem ramienia nie miał z nią nigdy fizycznego kontaktu, a mimo to zapragnął jej jak żadnej dotąd i to nie tylko w sensie fizycznym. I to go przeraziło, czym innym bowiem jest potrzeba fizycznego komfortu, którego nie mógł już dać czy otrzymać od Emily, a zupełnie czymś innym ten wewnętrzny głęboki pociąg do innej osoby. Zwłaszcza że była o połowę młodsza i podległa mu służbowo. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku Honor Harrington nigdy nie mogła być dla niego nikim więcej niż współpracownikiem i oficerem.

Tyle że jakaś część niego nie do końca w to uwierzyła, z czego także zdawał sobie sprawę. Być może Honor to wyczuła i być może miała rację, oddalając się od niego. Najgorsze zaś było to, że nie miał pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Wiedział, że nie podejmie żadnych działań, ale wiedział także, że nie potrafi zdusić do końca tego, co czuje…

Zdał sobie sprawę, że Matthews przygląda mu się bardziej niż uważnie, i potrząsnął głową, jakby odganiał wyjątkowo upartą muchę. Pewnie, że Matthews był zdziwiony i zastanawiał się, w czym tkwi problem, skoro jego rozmówca tyle czasu i tak głęboko myśli nad prostą w sumie sprawą eskorty konwoju i obecnej podległości służbowej 18. Eskadry Krążowników. W końcu jego pytanie było czystą uprzejmością zawodową, a nie prośbą o uprzejmość.

— Proszę wybaczyć, admirale Matthews — powiedział z przepraszającym uśmiechem. — Obawiam się, że zacząłem już dyslokację okrętów i trochę za bardzo mnie to wciągnęło. Zgadzam się naturalnie, że eskadra lady Harrington to doskonały wybór do wykonania zadania, które pan opisał. Naturalnie chciałbym, by była obecna, gdy faktycznie zacznę reaktywować flotę, jako że mimo jej względnie niskiego stopnia w Królewskiej Marynarce przewidziałem dla niej dość dużą rolę w koordynacji i organizacji jednostek osłony, co równocześnie pozwoliłoby wykorzystać jej status w Marynarce Graysona. Ale na to będzie dość czasu po jej powrocie, toteż nie mam nic przeciwko pańskiemu pomysłowi i doceniam, że spytał mnie pan o zdanie.

— Dziękuję, milordzie. — Matthews wstał i ponownie podał mu rękę.

Po czym odprowadził go do drzwi.

— Sądzę, że prawdziwym powodem, dla którego chciałem uzyskać pańską zgodę, milordzie, jest poczucie winy — dodał Matthews z lekkim uśmieszkiem. — Czuję się trochę jak kłusownik… ale w żadnej flocie nie ma wystarczającej liczby dobrych oficerów, a kiedy ma się do czynienia z kimś takim jak ona… Wiem, że każdy admirał, którego znam, chciałby ją dostać w swoje ręce.