Выбрать главу

— Nie o to chodzi, że mam coś przeciwko atakowaniu wroga, towarzyszu kontradmirale. — Honeker usłyszał we własnym głosie znajome uspokajające tony i w duchu aż się skrzywił. — Po prostu przypominam, że dowodzi pan nader potrzebną do obrony systemu eskadrą i że nie należy niepotrzebnie jej narażać. Przynajmniej tak długo, jak długo nie uzasadniają tego potencjalne korzyści.

— No pewnie, że nie! — ucieszył się Tourville, wyłaniając się zza kolejnej chmury aromatycznego dymu.

Co prawda Honeker poczułby się lepiej, gdyby zapewnieniu nie towarzyszył radosny uśmiech głodnego drapieżnika, ale doszedł do wniosku, że lepiej będzie tym razem uwierzyć na słowo. Na argumenty przyjdzie czas, gdy rzeczywiście będzie miało dojść do walki. Praktyka bowiem nauczyła go, że wcześniejsze dyskusje na temat zagrożenia i stopnia ryzyka z tym radosnym i żądnym walki piratem są zwykłą stratą czasu.

Tourville z głęboką satysfakcją obserwował, jak z Honekera uchodzi chęć do dyskusji. Jedną z rzeczy, których szybko się nauczył, gdy ta hołota zaczęła się panoszyć na okrętach, było to, że lepiej grać zbyt agresywnego — wtedy szpicle ubecji musiały człowieka mitygować i powstrzymywać. Znacznie gorzej mieli ci, którzy zachowywali się spokojnie i rozsądnie, bo łatwiej ich było oskarżyć o tchórzostwo i zmusić do głupich posunięć. Kierował się tą zasadą od dnia zamachu na Harrisa i jak dotąd doskonale się sprawdzała.

Kiedy nabrał pewności, że Honeker przestał mieć obiekcje, wycelował cygarem w szefa sztabu i polecił:

— No dobra, Yuri. Wal!

— Tak jest, towarzyszu komisarzu — kapitan Yuri Bogdanovich jak zwykle mówił i zachowywał się spokojnie i uprzejmie.

Był z Tourville’em wystarczająco długo, by nauczyć się współpracować z nim w ogłupianiu Honekera. Dlatego starannie kultywował spokój i rzeczowość oraz przestrzegał wszystkich zasad nowej etykiety. Stanowiły one prawie idealne przeciwieństwo nieodpowiedzialności i zadziorności Tourville’a i okazały się niezwykle skutecznym uzupełnieniem jego postaci. Teraz Bogdanovich odruchowo usiadł prosto i uruchomił holoprojektor.

Nad stołem w sali odpraw pojawiła się holomapa.

— To jest nasz rejon operacyjny, towarzyszu kontradmirale i towarzyszu komisarzu. Jak wiecie, towarzysz admirał Theisman i towarzysz komisarz LePic wydzielili nasz drugi dywizjon jako wzmocnienie pikiety w systemie Corrigan — dotknął klawisza i system, o którym mówił, zaczął pulsować. — Co prawda w ten sposób straciliśmy połowę okrętów, ale należały one do klas Sultan i Tiger, podczas gdy w eskadrze pozostały wyłącznie okręty nowej klasy Warlock. Dowództwo przydzieliło nam jako uzupełnienie osiem ciężkich krążowników: trzy klasy Mars i pięć klasy Scimitar, oraz sześć lekkich krążowników klasy Conqueror. Rozpatrując łącznie zyski i straty, straciliśmy równowartość jednego okrętu klasy Sultan pod względem siły ognia. Zyskaliśmy natomiast trzy i pół raza więcej jednostek doskonałych do zwiadu. Cała eskadra uzyskała też zdolność poruszania się z większą prędkością. Mówiąc inaczej: zyskaliśmy więcej oczu, uszu i prędkości, zachowując prawie taką samą siłę uderzenia. Poza tym przydzielono nam dwa szybkie stawiacze min: Yarnowski i Simmons, zrekonfigurowane na transportowce w celu zapewnienia zaopatrzenia.

Bogdanovich przerwał i rozejrzał się po obecnych, po czym odchrząknął i nacisnął kolejny zestaw klawiszy. W holoprojekcji zabłysły trzy kolejne systemy słoneczne.

— Oto cel naszej misji — podjął. — Systemy: Sallah, Adler i Micah. Według ostatnich danych wywiadu straciliśmy Adler i Micah i nadal utrzymujemy Sallah. Niestety dane pochodzą sprzed miesiąca, dlatego też oboje z towarzyszką komandor Lowe zalecalibyśmy rozpoczęcie rajdu od tego właśnie systemu, a potem przelot do Adler i na koniec do Micah, skąd wrócilibyśmy prosto do bazy.

— Ile czasu to zajmie? — spytał Tourville.

— Dziewięć i pół dnia do Sallah, towarzyszu kontradmirale — odparła komandor Karen Lowe, astronawigator w sztabie Tourville’a. — Przelot z Sallah to kolejne trzy dni, z Adler do Micah następne trzydzieści jeden godzin. Droga powrotna to kolejne dziewięć dni i trochę.

— Czyli łącznie, nie licząc czasu spędzonego na strzelaniu do każdego, kto się trafi, to będzie… — Tourville zmarszczył brwi i dokończył obliczenia — ze trzy standardowe tygodnie?

— Zgadza się. Można to określić dwojako: pięćset dwadzieścia cztery godziny lub dwadzieścia dwa dni.

— A ile dostaliśmy na to czasu, Yuri?

— Cztery tygodnie standardowe, towarzyszu kontradmirale. Z możliwością przedłużenia operacji o tydzień, jeśli wyda się to panu i towarzyszowi komisarzowi uzasadnione.

— Hmm… — Tourville postawił gęstą zasłonę dymną, po czym wyjął cygaro z ust i starannie obejrzał jego rozpalony czubek, nim spojrzał na Honekera. — Osobiście wolałbym zacząć od Adler, a potem sprawdzić Micah, bo w obu tych systemach wiemy, kogo zastaniemy. Sallah najprawdopodobniej nadal jest nasze, bo tam nie ma nic, co by uzasadniało atak. Kompletne zadupie i pustka. Ale wychodzi na to, że dowództwo chce wiedzieć, kto ma teraz ten system, więc robimy, jak mówisz, Yuri. To zresztą najdłuższy przelot. I co pan na to, komisarzu Honeker?

— Myślę, że tak będzie najlepiej — przyznał ze sporą dozą ostrożności zapytany.

Parę razy zdarzyło mu się zbyt szybko zgodzić z pomysłami Tourville’a jedynie po to, by odkryć potem, że został wpuszczony w maliny, bo ten chciał sobie postrzelać. Nauczony tym doświadczeniem zaprzestał pospiesznego decydowania. Spojrzał na komandor Shannon Foraker, oficera operacyjnego i najnowszy nabytek sztabu Tourville’a, i spytał:

— Ile wiemy o możliwych siłach wroga w tym rejonie, towarzyszko komandor?

— Nie aż tyle, ile bym chciała — odparła uczciwie.

Złotowłosa Foraker cieszyła się opinią doskonałego oficera taktycznego. By nie rzec niesamowitego — niektórzy nazywali ją „technowiedźmą”. Podobnie entuzjastyczną rekomendację wystawił jej kapitan okrętu, na którym poprzednio służyła. Na jej szczęście towarzysz komisarz Jourdain ostrzegł Honekera o skazie na świetlanym wizerunku towarzyszki komandor. Otóż gdy była pochłonięta jakimś problemem technicznym czy taktycznym, automatycznie powracała do starych form grzecznościowych albo nie używała żadnych, zwracając się do przełożonych. Honeker, podobnie jak przed nim Jourdain, uznał, że braki w rewolucyjnym słownictwie są do wybaczenia przy osiąganych przez nią wynikach. Na dodatek bardzo mu się spodobała jej uczciwość — jakoś nigdy nie przychodziło jej do głowy, by się zaasekurować, robiąc unik czy nie mówiąc wszystkiego. Jeśli ktoś ją o coś pytał, to nie tylko udzielała odpowiedzi na zadane pytanie, ale mówiła wszystko, co uważała za istotne w tej kwestii. Była to niestety coraz rzadsza cnota wśród kadry oficerskiej Ludowej Marynarki. W chwilach słabości Honeker przyznawał, że wie, czym jest to spowodowane, ale nawet wówczas wolał zbyt dogłębnie nie analizować tematu.

— Najmniej dokładne informacje mamy o siłach wroga w systemie Micah — referowała tymczasem Foraker. — Sądzimy, że znajduje się tam lekka grupa uderzeniowa, powiedzmy dywizjon albo dwa okrętów liniowych Królewskiej Marynarki osłanianych przez lekkie jednostki Marynarki Graysona i Floty Casca. Takie siły zdobyły ten system, więc sądzę, że rozsądnie będzie założyć, że nadal tam są, dopóki nie przekonamy się, jak jest w rzeczywistości.