Выбрать главу

— Aye, aye, ma’am — powiedział cicho Dreyfus.

I podszedł do stanowiska oficera łącznościowego, by przekazać jej rozkazy.

Miała świadomość, że powinna sprawdzić, czy niczego nie pomylił, ale służyli razem od ponad roku standardowego i poznała go na tyle, by wiedzieć, że nie popełnia takich błędów. Zresztą nie mogła oderwać wzroku od ekranu i widocznych na nim okrętów Ludowej Marynarki na orbitach parkingowych wokół planety Samovar.

W porównaniu do strat ponoszonych przy starciach okrętów liniowych zniszczenie całej pikiety komodor Yeargin było niewielkim ubytkiem, ale nie o utracony tonaż czy liczbę okrętów tu chodziło. I nawet nie o straty w ludziach, choć te zapewne wynosiły prawie sto procent, biorąc pod uwagę błyskawiczne zniszczenie okrętów Sojuszu. To wszystko były kwestie drugorzędne. Najistotniejsza była szybkość i sprawność, z jaką atak został przeprowadzony. Fakt, że przeważającymi siłami, ale wszystko zostało zaplanowane i wykonane na takim poziomie fachowości, jaki od lat nie kojarzył się nikomu z Ludową Marynarką.

I to właśnie najbardziej wstrząśnie Sojuszem i załogami. A najbardziej Royal Manticoran Navy.

Nie było to pierwsze zwycięstwo Ludowej Marynarki w tej wojnie. Ale było pierwszym osiągniętym w sposób, który RMN jak dotąd uważała za możliwy do osiągnięcia wyłącznie przez siebie. A już na pewno nie przez kupę niedojd dowodzonych przez sterroryzowanych parweniuszy z awansu społecznego, czyli przez Ludową Marynarkę.

Sądząc z tego, co zobaczyła, wszystkich czekał niemiły wstrząs. A raczej dwa, gdyż liczba wystrzelonych rakiet jednoznacznie wskazywała, że przeciwnik nauczył się w końcu używać zasobników holowanych. Dorcett wolała się nie zastanawiać nad oczywistym pytaniem: skoro tu przeciwnik okazał się sprytniejszy, bardziej przewidujący i silniejszy, to gdzie, kiedy i na jaką skalę to powtórzy?

To nie był jej problem — była ledwie komandorem i dowódcą niszczyciela. Do niej należało jak najszybciej przekazać ostrzeżenie i to w jak największą ilość miejsc, by jak najmniej jednostek wpadło w pułapkę, w jaką właśnie zamienił się system Adler.

Wolała też nie myśleć o tym, co będzie z jej karierą. Bo podobnie jak za wszystkimi oficerami obecnymi na pokładach jej trzech niszczycieli będzie się za nią już zawsze ciągnęła opinia tej, która była świadkiem najgorszej klęski w dziejach Królewskiej Marynarki i nie zrobiła nic, by jej zapobiec. To, że niczego zrobić nie mogła i że klęska nie została przez nią zawiniona, było bez znaczenia…

— Rondeau i Balladeer są gotowe do odlotu, ma’am — zameldował cicho Dreyfus.

Wyrwało ją to z psychicznego bezwładu i ponurych rozmyślań.

— Doskonale, Arnie. Wyślij sygnał samozniszczenia do wszystkich sond i daj całą naprzód.

ROZDZIAŁ XI

Howard Clinkscales był już w tym wieku, w którym zdecydowanie nieczęsto czuł się nieswojo przy publicznych wystąpieniach. Karierę zaczął jako zwykły rekrut w Gwardii Protektora. Nie jako kadet, ale jako zwykły gwardzista. Było to sześćdziesiąt siedem standardowych lat temu. Mając trzydzieści sześć lat, był już brygadierem gwardii odpowiedzialnym za zabezpieczenie całego pałacu. Jeszcze za życia ojca Benjamina IX awansował na generała i szefa planetarnej służby bezpieczeństwa oraz nieoficjalnego członka rodziny Mayhewów. Po drodze miał do czynienia z rozmaitymi sytuacjami, od oficjalnych bali do seryjnych morderców i innych świrów przez spiski, zamachy i zdrady. Nauczył się dawno temu traktować je wszystkie podobnie i nie przejmować się zbytnio niczym.

Co bardziej zaskakujące, nauczył się też w podobny sposób (czyli z marszu) podchodzić do fundamentalnych wręcz zmian społecznych zachodzących na planecie. A o to nikt, kto znał go przed przystąpieniem Graysona do Sojuszu Manticore, nigdy by go nie podejrzewał. Kiedy podpisano traktat, miał prawie osiemdziesiąt lat. Trudno było wówczas znaleźć na Graysonie bardziej zatwardziałego tradycjonalistę. Nawet najlepsi przyjaciele nie nazwaliby go też genialnym — nie był głupcem i nauczył się sporo nowych rzeczy w życiu, ale wybitnym umysłem nie był na pewno. Dlatego też tak wielu spodziewało się po nim braku jakiegokolwiek zrozumienia dla reform wstrząsających zasadami społecznymi, które znał od dziecka.

Ci, którzy tak sądzili, przeoczyli trzy cechy, które stanowiły nieodłączną część jego charakteru. Niewyczerpalną energię, niewzruszone poczucie obowiązku i niezłomną uczciwość. Najważniejsze w tym przypadku okazało się to ostatnie, gdyż była to osobista czy też wewnętrzna uczciwość. Wiele osób potrafi bowiem rozdzielić uczciwość zawodową związaną z obowiązkami od prywatnej. Najczęściej zawodowo są bez zarzutu, gorzej rzeczy mają się w życiu osobistym. Howard Clinkscales należał do tych rzadziej spotykanych, co oznaczało, że nie mógł nie dostrzec prawdy tylko dlatego, że mu ona nie odpowiadała, podobnie jak nie mógł latać bez antygrawitatora.

Dlatego właśnie Benjamin IX wyznaczył go na zarządcę domeny Harrington, czyli na zastępcę Honor w czasie jej nieobecności. Jego poczucie obowiązku stanowiło gwarancję, gdyż nie do pomyślenia było, by Clinkscales postępował inaczej, niż najlepiej jak potrafił w interesie swej patronki i jej domeny. Fakt, że reszta konserwatystów wiedziała, iż prywatnie podziela ich poglądy, jedynie zwiększał jego wartość jako zarządcy domeny Harrington. Skoro on mógł wykonywać swe obowiązki i żyć, pomagając wprowadzać w życie zmiany, z którymi się nie zgadzał, inni też mogą. Clinkscales miał stanowić przykład — a przynajmniej Protektor miał nadzieje, że to tak zadziała.

Naturalnie udało się jedynie częściowo. Clinkscales jako zarządca oczywiście wywarł stosowne wrażenie na co bardziej rozsądnych konserwatystach, ale na prawdziwych fanatykach nie, bo na nich nic nie mogło zrobić wrażenia. Zwłaszcza na tych z podbudową religijną. Natomiast mianowanie go miało pewien skutek, którego Benjamin nie przewidział, a prawdę mówiąc, gdyby ktoś mu o nim wcześniej powiedział, uznałby to za niemożliwe. Otóż choć Clinkscales nie przemienił się w radykalnego reformatora (od takiej możliwości nadal wszystkim włosy dęba stają), to zaczął dostrzegać zalety zmian zachodzących na Graysonie. I to właśnie dlatego, że z racji swej pozycji miał regularny kontakt z Honor, a równocześnie musiał nadzorować olbrzymią ilość szczegółów związanych z tworzeniem nowej domeny i to pierwszej od siedemdziesięciu dwóch standardowych lat. Zmusiło go to nie tylko do wdrożenia w życie reform, ale i do poznania kobiety, która była ich przyczyną. A przy tej okazji odkrył, że jej zdolności, odwaga i poczucie obowiązku przynajmniej dorównują jego. To ostatnie było zresztą najważniejszym czynnikiem.

To, że w tak późnym wieku potrafił tak radykalnie zmienić zapatrywania i stosunek do wielu spraw, zasługiwało na uznanie, choć oczywiście sam do tego tak nie podchodził. Uważał, że nadal jest konserwatystą usiłującym powściągać co bardziej ekstremalne żądania reformatorów, a to, że w wielu przypadkach ich wyprzedzał, nawet mu przez myśl nie przeszło. Honor parokrotnie z dużym (i starannie ukrywanym) rozbawieniem obserwowała jego irytację z powodu „durniów” próbujących przeszkodzić we wprowadzaniu w życie zmian.

Gdyby ktoś zebrał się na odwagę, by go spytać, dlaczego popiera te zmiany, dostałby prostą odpowiedź — bo taki był jego obowiązek względem patronki. Gdyby ów ktoś miał więcej odwagi niż zdrowego rozsądku i wymusił uzasadnienie, mógłby usłyszeć, że jego wsparcie wynika też z oddania kobiecie, która, jak się przekonał, zasługuje na szacunek. Powiedziane by to było w raczej bezpośredni sposób i okraszone wściekłym spojrzeniem.

Czego na pewno nie zdołałby ktoś taki się dowiedzieć mimo zgoła samobójczego uporu, to tego, że Clinkscales widział w Honor wojownika, przywódcę, swoją panią lenną i córkę (choć miał też rodzone).