— Oczywiście, że mi się podoba! Honor obiecała, że mi się spodoba, a zawsze była prawdomówną dziewczynką.
Mówiąc to, obserwowała spod oka Mirandę, która lekko drgnęła, słysząc, jak mówi o Honor jako o „dziewczynce”. Tak jak podejrzewała, jej córkę traktowano tu z taką estymą, że był najwyższy czas co nieco ją odbrązowić, choć oczywiście nie zaraz zszargać jej opinię. Zbyt dobrze znała Honor, by nie wiedzieć, że nadmiar szacunku i pozłoty jest dla niej duszący. Podobnie jak dla każdego normalnego człowieka.
Poza tym uważała, że Honor zbyt poważnie podchodzi do życia, w związku z czym wyjdzie jej tylko na zdrowie, gdy po powrocie dowie się co ciekawszych szczegółów o gościnnych występach rodzicielki.
Myśl ta omal nie wywołała jej radosnego chichotu — obie były przekonane, że brzmi on jak śmiech nieletniej smarkuli, a drobna postura Allison jeszcze to podkreślała. Nie żeby ktoś, kto jej się dokładniej przyjrzał, wziął ją kiedyś za dziecko, ale najpierw było ją słychać, a dopiero potem widać. Ta myśl znów omal nie wywołała ataku śmiechu, a opanowanie go doprowadziło do podejrzliwie-zatroskanego spojrzenia Mirandy, najprawdopodobniej podejrzewającej jakąś zapaść zdrowotną.
Allison machnęła uspokajająco ręką, woląc chwilowo nie ryzykować mówienia, i zajęła się zwiedzaniem gabinetu. Jednakże tylko część uwagi poświęcała stoliczkom, fotelom i reszcie, gdyż wspominała zarazem sześćdziesiąt lat przeżyte w Gwiezdnym Królestwie i zacierała ręce (w wyobraźni ma się rozumieć), planując podbój kolejnej planety.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że reszta zasiedlonej przez ludzi galaktyki uważa mieszkańców Beowulfa za pozbawionych krzty moralności libertynów myślących prawie wyłącznie o nowych perwersjach seksualnych. Czasami zastanawiała się, jakim cudem Beowulf stał się niekwestionowanym posiadaczem tytułu najbardziej dekadenckiej planety w galaktyce, skoro panujące choćby na Ziemi zwyczaje były dokładnie takie same. Może powodem była reputacja najlepszego miejsca do rozwoju medycyny — w tym wypadku całkowicie zgodna z prawdą. Proces prolongu był tylko najsłynniejszym z osiągnięć przedłużających życie i wspomagających zdrowie, jakie miała na koncie żyjąca tam społeczność badawczo-medyczna. W ten sposób Beowulf oddziaływał bezpośrednio na każdego człowieka żyjącego w galaktyce, i to w istotniejszy sposób niż Ziemia. Być może dlatego jego mieszkańcy musieli w oczach reszty wyrastać ponad przeciętność. Ich pech, że z nieznanych powodów uwagę przyciągnęły praktyki seksualne, a nie pasja do grawitacyjnej odmiany polo dajmy na to.
Niezależnie zresztą od powodów, gdy zakochała się w studencie z Gwiezdnego Królestwa, wiedziała, że będzie musiała przenieść się do innego świata tak fizycznie, jak i psychicznie. Alfred Harrington studiował na Uniwersytecie Semmelweissa jako stypendysta Royal Manticoran Navy i uprzedził ją lojalnie, że będzie to musiał odpracować co najmniej piętnastoma latami służby. Naturalnie nie był wieśniakiem z zabitej dechami dziury gdzieś na końcu znanej galaktyki. Królestwo Manticore w rozwoju kulturalnym, naukowym czy technicznym mogło równać się z Ligą Solarną, należało także do najbogatszych państw w galaktyce, ale Alfred nie pochodził z Manticore, najprawdopodobniej w niczym nie ustępującej Beowulfowi, lecz ze Sphinxa. A Sphinx był i bardziej prymitywny, i znacznie bardziej purytańsko-zaściankowy, co narzeczony wyjaśniał jej uczciwie i dokładnie. Uprzedzał, że jeżeli się pobiorą, to biorąc pod uwagę jego zobowiązania wobec RMN, nie będzie miała innego wyjścia, jak przeprowadzić się na Sphinxa, co nieuchronnie prowadziło do konfrontacji ze społeczeństwem, w którym wyrósł.
Gdyby w te tłumaczenia wkładał mniej serca, uspokoiłaby go z uśmiechem, że jest dorosła i da sobie radę. A tak była zbyt ujęta jego troską, by okazać rozbawienie. Zapewniła go więc ze śmiertelną powagą, że została uprzedzona, co docenia, i wierzy, że przetrwa, skoro będzie musiała.
Sprawy naturalnie nie wyglądały aż tak tragicznie, jak je opisał, gdyż renoma mieszkańców Beowulfa była przesadzona, i to mocno. Sprawa sprowadzała się bowiem nie do tego, że każdy dupczył się z każdym gdzie i kiedy popadło, tylko do tego, że społeczeństwo było niezwykle tolerancyjne i nie osądzało żadnego stylu życia czy preferencji seksualnych, jak długo nie zmuszało się innych do uczestnictwa w tymże trybie życia czy preferencjach. Gdyby ona sama miała jakieś określone a rzadko spotykane preferencje, nigdy nie przyjęłaby jego oświadczyn, podobnie jak nie zrobiłaby tego, podejrzewając, że chce ją wtłoczyć w styl życia zbyt ją ograniczający. Co i tak nie zmieniało w niczym jej opinii, iż mieszkańcy Sphinxa za bardzo tłamszą w sobie popęd seksualny i pod tym względem oszukują sami siebie.
Podobnie zresztą naprawdę poważnie martwił ją całkowity brak życia seksualnego Honor przed związkiem z Paulem Tankersleyem. Nic w tej kwestii nie zrobiła, ma się rozumieć, bo mogłoby to mieć jedynie jeszcze gorsze skutki, ale problem cały czas istniał. No, prawie nic, ale ta jedyna próba była obowiązkiem każdej matki.
Co zaś się tyczyło jej własnych upodobań, to nigdy nie ciągnęło jej do związku innego niż monogamiczny, ale, ma się rozumieć, nie ogłaszała tego publicznie. Wtedy bowiem życie straciłoby sporo radości. Już sam fakt, że pochodziła z Beowulfa, procentował zszokowanymi spojrzeniami z ukosa co bardziej pruderyjnych obywateli Sphinxa, a jej wrodzona złośliwość po prostu nie mogła przepuścić takiej wspaniałej okazji.
Po prawie siedemdziesięciu latach udoskonalania wrodzonych umiejętności potrafiła grać na pruderyjnych zakłamańcach niczym mistrz skrzypek na stradivariusie i nadal sprawiało jej to niesamowitą uciechę. Wykorzystywanie ich uprzedzeń, zahamowań, stereotypów i fobii było prawie równie zabawne jak prowokowanie. W tym ostatnim także doszła do maestrii, balansując tuż obok granicy, ale nigdy jej nie przekraczając.
No a poza tym oddziaływała na całe to kołtuństwo leczniczo — porządny atak nagłej cholery od czasu do czasu podnosił ciśnienie i wpływał korzystnie na krwiobieg. Z czysto medycznego punktu widzenia rozumie się.
Naturalnie nie zamierzała aż tak daleko posuwać się na Graysonie — musiała bowiem brać pod uwagę Honor i jej pozycję w tym społeczeństwie. Co oczywiście nie znaczyło, że zamierzała być grzeczna tak do końca. Honor trochę żywych uczuć też wyjdzie na zdrowie. Dopiero po śmierci Paula i pojedynku z Youngiem dowiedziała się, czego to ścierwo próbowało w Akademii. Zrozumiała, jak ten incydent wpłynął na opinię córki o samej sobie. Zrozumiała też wiele spraw, których pojęcie uniemożliwiły jej wcześniej tak jej własne wychowanie, jak i zaniknięcie się w sobie Honor, ale nadal uważała, że córka podchodzi do życia zbyt poważnie. Od śmierci Paula minęło ponad pięć lat standardowych — jakkolwiek głęboko by się kochali, nadszedł czas, by zaczęła ponownie żyć własnym życiem. Najwyraźniej potrzebowała jakiegoś bodźca (czyli wstrząsu), więc postanowiła jej go zapewnić. W końcu obowiązkiem matki jest dbać o córkę, prawda?
A skoro na Sphinksie patrzyli na nią krzywo tylko dlatego, że pochodziła z Beowulfa, to na Graysonie powinno być jeszcze gorzej. Miłą niespodziankę stanowiło to, że Miranda najwyraźniej dobrze się czuła w jej towarzystwie, gdyż Miranda była kluczowym elementem funkcjonowania tak Harrington House, jak i całej domeny. Gdyby nie poczuła się dobrze, Allison musiałaby stracić sporo czasu i wysiłku, by to zmienić, ponieważ bez jej pomocy miałaby znacznie utrudnione zadanie. W tej sytuacji podejrzewała, że łatwo jej pójdzie zdobycie w Mirandzie sprzymierzeńca, gdy rozpocznie atak na resztę Graysona.