A biorąc pod uwagę nieobecność Honor, mogła bez przeszkód poświęcić się temu, by przeprowadzić go naprawdę dobrze. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, dlatego postanowiła nie marnować czasu.
Rozsiadła się w wygodnym fotelu i wskazała Mirandzie drugi, stojący po przeciwnej stronie stolika. Ledwie Miranda usiadła, Farragut naturalnie usadowił się na jej kolanach, co wywołało pełen zrozumienia i nieco nostalgiczny uśmiech Allison.
— Pamiętam, jak Honor pierwszy raz przyniosła do salonu Nimitza. Możesz mi nie wierzyć, ale prolong w trzecim pokoleniu powoduje dość późny wzrost u dzieci. Miała około szesnastu lat, kiedy tak naprawdę wystrzeliła w górę… kiedy Nimitz ją adoptował, oboje byli prawie równej długości, że się tak wyrażę. A ona uparła się nosić go wszędzie. Przez pewien czas zaczęłam się obawiać o sprawność jego kończyn.
— Farragut nie jest aż tak leniwy, milady — odparła z uśmiechem Miranda i podrapała treecata za uszami, na co zareagował pełnym zadowolenia mruczeniem.
— Przynajmniej na razie — zgodziła się Allison. — Treecaty są bezwstydnie leniwymi hedonistami potrafiącymi wykorzystywać ludzi, więc uważaj na siebie.
— Będę, milady — obiecała Miranda, nie przestając się uśmiechać.
— Właśnie. Chciałabym prosić cię o przysługę — Allison zmieniła temat. — A nawet dwie, tak prawdę mówiąc.
— Oczywiście, milady. O co chodzi?
— Po pierwsze o to, żebyś przestała mi „milejdzić” — oznajmiła Allison i uśmiechnęła się złośliwie, widząc minę rozmówczyni. — Nie żeby mnie to obrażało czy coś w tym guście, ale całe życie spędziłam jako normalny, uczciwy człowiek i ile razy tak się do mnie zwracasz, odruchowo chcę się obejrzeć, żeby sprawdzić, do kogo mówisz.
Miranda przyglądała jej się przez chwilę, po czym zapadła się wygodniej w fotel, założyła nogę na nogę i wzięła Farraguta na ręce.
— To może być trudniejsze, niż się pani wydaje — powiedziała w końcu. — Pani córka jest patronką, pierwszą patronką w dziejach Graysona. A zasady zachowań wobec patronów i ich rodzin stanowią jeden z nienaruszalnych punktów dobrego wychowania i etykiety graysońskiej. Oczywiście musieliśmy wprowadzić pewne zmiany choćby dlatego, że nim lady Harrington została patronką, jedynym właściwym tytułem w rozmowie z patronem był „milord”, ale zmodyfikować inne zasady… Powiedzmy, że mieszkańcy Graysona potrafią być nieco uparci.
— Skoro tak, to publicznie niech zostanie, ale kiedy jesteśmy same, będę się upierać przy swoim. Języka nie złamiesz na „Allison” albo „Ally”, możesz mi wierzyć: jeszcze nikomu się to nie udało — uparła się Allison. — A co się tyczy waszego uporu, to coś o tym słyszałam od Honor, co jest zresztą idealnym przykładem zasady „przyganiał kocioł garnkowi”. Jeżeli się nie mylę, to nie jesteście bardziej uparci od mojej córeczki, a w takim wypadku cierpliwością i dobrocią, jak to mawiają, powinno nam się udać stosownie przeprogramować mieszkańców Graysona w ciągu jakiegoś… no, mniej więcej stulecia.
Miranda najpierw lekko poczerwieniała, potem wytrzeszczyła oczy, słysząc ton i logikę wywodu, a na koniec parsknęła śmiechem. Allison poczekała, aż się uspokoi, i powiedziała znacznie poważniejszym tonem, przyglądając jej się uważnie.
— Co zaś się tyczy drugiej uprzejmości, to zastanawiam się, czy mogłabyś mnie oświecić, dlaczegóż to Honor opuściła Graysona wcześniej, niż planowała?
— Przepraszam, ale nie rozumiem, mi… Allison.
— Doskonale ci wyszło — pochwaliła Allison.
— Co? — spytała ostrożnie Miranda.
— Udanie całkowitego zaskoczenia — wyjaśniła uprzejmie zapytana.
Tym razem Miranda zaczerwieniła się uczciwie.
— Aha! — ucieszyła się Allison. — Wiedziałam! Był jakiś konkretny powód!
— Nie… A przynajmniej nie taki, o którym by ze mną dyskutowała.
— Dyskutowała? — powtórzyła Allison; jej głos brzmiał w tym momencie zupełnie jak głos Honor.
Obie miały zwyczaj koncentrować się na najistotniejszej części zdania. Miranda zauważyła to mimochodem, skupiając się na tym, co mogła, a raczej co powinna powiedzieć, nie zdradzając zaufania Honor. To, że ta nigdy słowem nie wspomniała nawet o rzeczywistym powodzie przyspieszonego odlotu, tylko utrudniało podjęcie decyzji… wtuliła policzek w futro Farraguta, rozważając, jak powinna postąpić.
— Milady — powiedziała w końcu nader oficjalnie. — Jestem osobistą służącą pani córki i podobnie jak lord Clinkscales czy mój brat Andrew mam obowiązek szanować jej tajemnice i strzec ich przed każdym… nawet przed jej własną matką.
Jej słowa zaskoczyły Allison. Co prawda był to kolejny dowód uczciwości Mirandy, o której już miała dobrą opinię, ale akurat nie o to jej tym razem chodziło. Potwierdziło się bowiem to, czego była prawie pewna — że niespodziewanie zaszło coś naprawdę ważnego, i to raczej natury prywatnej, a nie służbowej, co skłoniło Honor do przyspieszonego opuszczenia Graysona. Musiało to być nagłe, gdyż Honor jej nie uprzedziła, a umawiały się, że osobiście oprowadzi ją po klinice. Na dodatek wiedziała, że Honor bardzo chciała to zrobić, podobnie jak powitać ją na Graysonie. A prywatnej natury, bo gdyby chodziło o coś służbowego, ktoś by jej to wyraźnie powiedział. Patrząc na Mirandę, doszła do smutnego wniosku, że z tego źródła niczego się nie dowie.
— No dobrze — odezwała się po chwili. — Nie będę cię cisnąć i dziękuję za lojalność wobec Honor.
Miranda skinęła głową, bardziej dziękując za obietnicę niż za komplement.
Allison pokiwała głową i wstała.
— Przechodząc do spraw bardziej palących — oznajmiła energiczniej, zmieniając równocześnie temat. — Jak rozumiem, jesteśmy dziś wieczór zaproszone na kolację do lorda Clinkscalesa i jego małżonek?
— Tak, mi… Allison. I mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale nie odważę się mówić ci przy nich po imieniu — przyznała uczciwie Miranda.
— A tym akurat się nie martw — roześmiała się Allison. — Chodzi mi o coś zupełnie innego w związku z tym zaproszeniem.
— Tak? — spytała ostrożnie Miranda, gdyż ton głosu rozmówczyni brzmiał podejrzanie radośnie.
Allison uśmiechnęła się złośliwie.
— A tak. Widzisz, jako że nie miałam jakoś okazji sprawić sobie graysońskiej sukni, musiałam coś wybrać ze starych zapasów, pakując się do wyjazdu, i potrzebuję porady.
Miranda zaczęła się obawiać tego, co zaraz usłyszy, a uśmiech Allison stał się znacznie szerszy. I znacznie bardziej złośliwy.
— Wiesz, obawiam się, że moda w Królestwie i tutaj trochę się różni, więc wolałabym nie zrobić z siebie pośmiewiska. Jak myślisz, która wieczorowa suknia będzie stosowniejsza: ta bez pleców czy ta z rozcięciem do uda?
ROZDZIAŁ XII
— Mac, przestań desperować! Przecież nigdzie nie uciekam i nie zostawiam cię na łasce boskiej i losu!
— Oczywiście że nie, milady — odparł z kamienną miną senior master chief steward James MacGuiness.
Wyraz twarzy i dobór formalnego tytułu nie zostały przez Honor przeoczone.
Westchnęła, poprawiając beret przed lustrem i czując radosny chichot siedzącego na biurku Nimitza. Obaj z MacGuinessem byli starymi przyjaciółmi, co w niczym nie zmieniało faktu, że obsesja Maca na temat tego, co uważał za właściwe i zgodne z protokołem, regularnie treecata rozbawiała. Ani Nimitz, ani Honor nigdy nie wątpili w przywiązanie, by nie rzec miłość MacGuinessa do Honor. W tym konkretnym przypadku jednak dochodziła do tego zawodowa zazdrość i to ona właśnie była powodem niezwykle uprzejmo-poprawnego zachowania, odpowiednika karczemnej awantury u innych. Chodziło konkretnie o to, że czyjś inny steward będzie odpowiedzialny za przyjęcie wydawane przez Honor, czyli przez jego, MacGuinnessa, komodora. Ponieważ wiedział o więzi łączącej Honor z Nimitzem, wiedział także, że ona zna prawdziwe targające nim uczucia.