— Robią wrażenie — przyznał McKeon. — Zwłaszcza pomysł Scotty’ego z bojami i zintegrowanie go przez McGinley z dodatkowym zasięgiem naszych nowych sensorów pasywnych. Oczywiście nie będziemy w stanie w pełni żadnej z tych zmian wykorzystać, dopóki nie dostaniemy zasobników holowanych nowego typu.
Ostatnie zdanie dodał z taką obojętnością, jakby mówił, która godzina.
— Zasobników nowego typu? — spytała Honor, starannie ukrywając zaskoczenia. — Jakie to nowe zasobniki masz na myśli?
— Te ściśle tajne, z gatunku „zjeść przed przeczytaniem”, wyposażone w nowe wielonapędowe rakiety dalekiego zasięgu, których nie mamy — wyjaśnił cierpliwie. — No wiesz: te, do których pomagałaś ustalić optymalne parametry, kiedy byłaś w Komisji Rozwoju Uzbrojenia.
— A! — stwierdziła zupełnie bez wyrazu. — O te zasobniki ci chodzi. A jakim to sposobem kapitan McKeon dowiedział się o istnieniu „tych zasobników”, że nie wspomnę o tym, kto to ustalił?
— Jestem kapitanem z listy — przypomniał jej uprzejmie. — Ale kiedy jeszcze byłem normalnym komandorem, dostałem przydział praktycznego testowania sond z nadajnikami szybszymi od prędkości światła. Konkretnie chodziło o ich przydatność dla lekkich okrętów i było to jeszcze przed wojną. To było pierwsze poważne zadanie, jakie dostałem jako dowódca Madrigala. Z tego samego okresu zostały mi jakieś kontakty tu i tam… no, dobra, powiem ci, żebyś przestała mieć koszmarki i podejrzenia nie wiadomo czego: nadal jestem na krótkiej liście admirała Adcocka.
— Krótkiej liście?! — tym razem Honor nie kryła zdziwienia. — Nie wiedziałam, że ma długą… co to takiego?
— Coś, czego oficjalnie też nie ma. Rzecz wzięła się stąd, że Adcock zawsze był przeciwny, by teoretycy mieli jako jedyni coś do powiedzenia. Dlatego lubi sprawdzać ich nowe pomysły wśród oficerów liniowych, z którymi miał już oficjalnie do czynienia i których opinii ufa. Naturalnie nie powiadamia o tym nikogo, kto nie ma odpowiedniego stopnia dostępu do tajnych informacji przyznanego danemu projektowi, i oczywiście nikogo nie informuje, że to w ogóle robi. Ponieważ to jego grono doradców, czyli krótka lista, jak sam ją nazywa, oficjalnie nie istnieje; żaden członek Komisji Rozwoju Uzbrojenia nie ma pojęcia o treści ocen, a oceniający mogą szczerze mówić, co myślą, nie martwiąc się o ewentualne konsekwencje, co miałoby miejsce, gdyby cała procedura była oficjalna.
— Rozumiem — przyznała, przyglądając mu się z namysłem.
Wiceadmirał Eskadry Zielonej Jonas Adcock kierujący działem uzbrojenia Królewskiej Marynarki był jedną z legend RMN. Był też jednym z niewielu starszych rangą oficerów nie poddanych procesowi prolongu, gdyż wraz z rodziną wyemigrował do Królestwa Manticore w zbyt zaawansowanym wieku. A pochodził z planety Maslow znajdującej się wówczas na podobnym poziomie rozwoju co Grayson przed przystąpieniem do Sojuszu. To, że był za stary na prolong, nie stanowiło oczywiście problemu w jego karierze, zwłaszcza że był nader inteligentny i mimo iż z nowoczesnym systemem edukacji zetknął się dopiero w wieku dziewiętnastu lat standardowych, ukończył akademię jako ósmy w swym roczniku. Obecnie w wieku stu czternastu lat nie był już fizycznie zdolny, by dowodzić w linii, ale jego umysł wciąż był tak samo sprawny, toteż od jedenastu lat kierował działem uzbrojenia. I stanowił agresywne dynamo. Dzięki niemu też z niektórych szalonych pomysłów Hemphill dawało się zrobić sensowny użytek.
Honor rozmawiała z nim kilkakrotnie w czasie swego przydziału do Komisji i wspominała mile te dyskusje. Była też pod wrażeniem jego umiejętności niestereotypowego myślenia i szanowała go, nie tylko zresztą za to. Po usłyszeniu tego, do czego właśnie przyznał się McKeon, zrozumiała, że Adcock wypytał ją o najnowsze problemy operacyjne znacznie wszechstronniej, niż sądziła, i że o wiele lepiej wykorzysta uzyskaną od niej wiedzę. Oczywiście nie zdradził się w żaden sposób, że utrzymuje prywatne grono ekspertów.
To ostatnie mogła w pełni zrozumieć i zgodzić się z jego logiką. Sama wchodziła w skład Komisji i zdawała sobie sprawę, że przynajmniej część z jej członków dostałaby ataku ciężkiej furii na wieść o tym, że jakiś „zwykły komodor” czy inny oficer liniowy krytykuje ich propozycję. Daleko nie szukając, pierwsza byłaby Upiorna Hemphill, dla której stanowiłoby to kamień obrazy, choć mogłaby tego nie okazać. Honor nie była pewna, czy Hemphill zaczęłaby aktywnie szukać zemsty na takich oficerach, którzy ośmieliliby się skrytykować któryś z jej genialnych pomysłów (naturalnie: złośliwie, stronniczo i niekompetentnie), natomiast nie miała cienia wątpliwości, że nigdy by takiemu oficerowi nie wybaczyła. Dlatego postępowanie admirała Adcocka było wyrazem nie tylko zdrowego rozsądku, ale także dużej dbałości o młodszych stopniem a zaufanych oficerów, z których ocen korzystał.
— Uzgodniłeś z nim, że mi to powiesz? — spytała.
McKeon wzruszył ramionami.
— Nigdy mi nie powiedział, żebym tego nie robił, a na pewno nie jest dla niego tajemnicą nasza wieloletnia przyjaźń. Zresztą prawdę mówiąc, byłbym zaskoczony gdybyś w najbliższym czasie nie usłyszała od niego jakiejś propozycji. Zanim odleciałem na Grayson, rozmawialiśmy i powiedział mi, że zrobiłaś na nim duże wrażenie, a skoro nie wchodzisz już w skład Komisji… Tak w ogóle to był ciężko zaskoczony, że się tam znalazłaś, bo od dawna wyznaje niegłupią zresztą zasadę, która przeważnie mu się potwierdza: „Ci, którzy umieją, walczą. Ci, którzy nie umieją, dostają przydział do Komisji Rozwoju Uzbrojenia, by znaleźć sposoby przeszkodzenia tym, którzy umieją”.
Przy tym ostatnim zdaniu uśmiechnął się wesoło.
Honor odczekała dłuższą chwilę, by nie parsknąć śmiechem, a potem spytała w miarę poważnym tonem:
— Czy mam rozumieć, że uważa Komisję za niekompetentną?
— Komisję? Skądże znowu! — zapewnił ją McKeon. — Tylko oficerów, którzy wchodzą w jej skład. Ty naturalnie stanowisz wyjątek potwierdzający regułę.
— Naturalnie — przytaknęła, spoglądając nań krzywo, a potem westchnęła z rezygnacją. — Nie powinien cię zachęcać… i tak byłeś niemożliwy, zanim zacząłeś mieć przyjaciół na wysokich stanowiskach.
— Takich jak Wasza Lordowska Mość, milady? — spytał niewinnie McKeon.
LaFollet i Candless znający go od lat i wiedzący, że jest jednym z dwóch lub trzech najbliższych przyjaciół Honor, przyzwyczaili się do jego poczucia humoru i dla nich cała ta rozmowa była zupełnie naturalna. Dla Whitmana z kolei, który nigdy wcześniej nie spotkał McKeona, była ona kamieniem obrazy w stosunku do patronki Harrington. Spokój na twarzy zachował tylko dlatego, że Andrew LaFollet w ten sposób się zachowywał. Dopiero po dłuższej chwili zaczął zwracać uwagę na treść, nie tylko na pozbawiony szacunku ton McKeona i jej odpowiedzi i złość stopniowo ustąpiła miejsca zaskoczeniu, a potem zrozumieniu. Dzięki Nimitzowi Honor wiedziała o targających nim emocjach, choć nad twarzą i postawą panował naprawdę dobrze. Uśmiechnęła się doń zachęcająco, po czym spojrzała na McKeona i skrzywiła się, tym razem nie grając.
— Na Graysonie może i tak — przyznała poważnie. — Natomiast w Gwiezdnym Królestwie może nie być najrozsądniejsze głośne przyznawanie się do przyjaźni ze mną. Jak wiesz, ludzie mają dobrą pamięć, a nie brakuje tam tych, którzy mnie nie lubią.
— Idiotów niestety nigdzie nie brakuje — odparł zupełnie serio. — Ci, którzy mają choćby resztki funkcjonującego mózgu, dawno doszli do tego, jaka naprawdę jesteś i jacy tak naprawdę są twoi wrogowie.
Po czym urwał, najwyraźniej nawet w prywatnej rozmowie nie chcąc kląć, lecz wiedząc, że nie powstrzymałby się, gdyby powiedział jeszcze pół zdania. Tym razem Nimitz nie był potrzebny, by Honor wyczuła jego wściekłość i obrzydzenie.