Выбрать главу

— Coś do picia, towarzyszko sekretarz? — spytał. — Mam nadzieję, że zje pani kolację ze mną, towarzyszem komisarzem i wybranymi oficerami z mego sztabu, ale jeśli ma pani ochotę na coś przed kolacją…

— Dziękuję, ale nie, towarzyszu admirale. Doceniam troskliwość, natomiast nie mam na nic ochoty. Poza rozmową z panem.

— Jak pani sobie życzy — powtórzył, także siadając wygodniej, ale zachowując postawę uprzejmego skupienia.

Znów coś na kształt rozbawienia błysnęło w jej oczach. Być może dawno nie widziała tej odmiany psychicznego judo. Theisman nie próbował zgadywać — wiedział, że jest to jego najskuteczniejsza forma obrony, i nie zamierzał się podkładać. Zachowując uprzejme milczenie i oddając rozmówcy inicjatywę, przynajmniej nie ryzykował palnięcia czegoś. A w rozmowie z kimś takim najdrobniejsze faux pas mogło mieć najgroźniejsze konsekwencje. Wyglądało na to, że jego ostrożność sprawia jej przyjemność, pozwoliła bowiem, by cisza przeciągnęła się jeszcze o dobre kilkanaście sekund, nim ponownie zabrała głos.

— Podejrzewam, że zastanawia się pan, po co właściwie tu przybyłam, towarzyszu admirale.

Theisman wzruszył nieznacznie ramionami.

— Zakładam, że powie mi to pani, jeżeli mam się okazać pomocny w realizacji pani planów, towarzyszko sekretarz.

— W rzeczy samej zrobię to — przyznała, a potem przekrzywiła głowę i spytała: — Niech mi pan powie: zaskoczyłam pana, chcąc rozmawiać bez świadków?

W pierwszym odruchu chciał zauważyć, że mają dwóch świadków, ale zrezygnował — najwyraźniej dla niej obaj ochroniarze byli ruchomym elementem wyposażenia, a nie istotami ludzkimi. W drugim odruchu chciał zagrać durnia, ale z tego też zrezygnował — głupcy bez politycznych pleców nie zostawali admirałami nawet w Ludowej Republice, a on pleców nie miał, o czym oboje wiedzieli. W takiej sytuacji granie głupka było po prostu niebezpieczne.

— Prawdę mówiąc, byłem zaskoczony — przyznał. — Jestem jedynie dowódcą obrony systemu i sądziłem, że na osobności i wpierw będzie pani chciała porozmawiać z towarzyszem komisarzem LePicem.

— Porozmawiam — zapewniła go. — Ale jako członek Komitetu, a z panem chciałam porozmawiać jako szef propagandy. Bo to jest główny powód mojego tu przybycia i potrzebuję nie tylko pańskiej pomocy, ale także i porady, towarzyszu admirale.

— Mojej porady? — zdziwił się szczerze.

Musiała usłyszeć tę szczerość, bo oczy jej gwałtownie rozbłysły.

— Właśnie porady. Jestem pewna, że zdaje pan sobie sprawę, że od początku wojny prawie wyłącznie bronimy się. Nie jest to naturalnie wina naszej bohaterskiej Ludowej Marynarki — dodała, ponownie błyskając zębami w uśmiechu.

I zrobiła przerwę.

Ponieważ Theisman nie zareagował w żaden sposób, po paru sekundach kontynuowała:

— Skorumpowane, imperialistyczne zapędy i niekompetencja ciemięzców Legislatorów spowodowały zdradę ludu i Republiki tak na froncie domowym, jak i wojskowym. Jeśli chodzi o kwestie domowe, to systematycznie rabowali oni kraj, powiększając nędzę ludu przez chciwość i żądzę luksusu, jak i po to, by mieć za co rozwijać machinę terroru niezbędnego do tłumienia zdrowych, rewolucyjnych ruchów opierających się bezwzględnemu wyzyskowi ludu. Wojskowo ich przestępcza zbytnia pewność siebie doprowadziła do szeregu klęsk w walkach nadgranicznych, w których zmarnowali naszą początkową przewagę liczebną i pozwolili zepchnąć nasze bohatersko walczące siły z zaplanowanych pozycji, i to do tego w nieładzie. Zgodzi się pan z tą analizą, towarzyszu admirale?

Theisman potrzebował dużej mobilizacji woli i dłuższej chwili, by być w stanie wyartykułować coś, co zabrzmiałoby logicznie. Wolał zacząć od bezpieczniejszego i zyskać na czasie, by ochłonąć.

— Naprawdę trudno wypowiadać mi się w jakichkolwiek kwestiach natury wewnętrznej, towarzyszko sekretarz. Jak może pani wie, wychowywałem się w domu dziecka, a prosto ze szkoły poszedłem do floty, więc nigdy tak naprawdę ani nie pracowałem, ani nie żyłem po cywilnemu. Nie mam także rodziny i w pewnym sensie można powiedzieć, że zawsze byłem na służbie. Dlatego nie potrafię ocenić warunków życia przeciętnego cywila czy to przedtem, czy obecnie. Na dodatek na Haven byłem w ciągu ostatnich piętnastu standardowych lat ledwie parę razy, i to w sprawach służbowych, więc krótko. Przykro mi, ale nie mam pojęcia, jak zmieniły się warunki życia po zamachu.

— Rozumiem… — Ransom splotła dłonie i uniosła brwi. Najwyraźniej zdecydowała, że ostrożność wypowiedzi rozmówcy ją bawi, natomiast nie oznaczało to bynajmniej, że pozwoli mu się ogólnikami wyłgać od odpowiedzi.

— Sądzę, że nie zdawałam sobie tak do końca sprawy, jak hm… odseparowany jest od spraw codziennego bytu oficer Ludowej Marynarki — powiedziała powoli. — Może zresztą tak jest lepiej… z drugiej strony powinno to dać panu możliwość wyrobienia sobie lepszego obrazu sytuacji w odniesieniu do militarnych kwestii, prawda towarzyszu admirale?

— Mam przynajmniej taką nadzieję — zgodził się Theisman.

Naturalnie nie dodał, że nadzieja dotyczy umiejętności wypowiedzi, a nie analizy merytorycznej steku bzdur podanego w formie rewolucyjnego bełkotu uchodzącego za normalny oficjalny język, który przed chwilą usłyszał.

— Doskonale! W takim razie proszę mi powiedzieć, w jaki sposób według pana znaleźliśmy się w takim bagnie — zaproponowała, jakby była szczerze zaciekawiona.

I zabrzmiało to tak przekonująco, że omal nie odpowiedział szczerze. W ostatnim momencie powstrzymały go jej gadzie oczy, działając jak lodowaty prysznic. Była niebezpieczniejsza, niż sądził — wiedział przecież, co odpowiedź choćby zbliżona do prawdy oznacza, a mimo to prawie go do niej nakłoniła, i to nawet nie za bardzo się starając.

Przynajmniej tak to wyglądało.

— Cóż, towarzyszko sekretarz: nie jestem tak uzdolnionym mówcą jak pani, więc może to zabrzmieć nieco obcesowo albo prymitywnie… — powiedział po sekundowym wahaniu. — Otóż bagno, w którym obecnie tkwimy, jest tak głębokie i rozległe, że nadzwyczaj trudno jest podać przyczynę czy nawet najważniejszą grupę przyczyn tego stanu rzeczy. Z całą pewnością przedwojenne dowództwo źle zaplanowało i przeprowadziło otwierające ją operacje, a postawiło nas w niekorzystnej sytuacji strategicznej. Jak pani zauważyła, doprowadziło to do poważnych strat i dezorganizacji, gdyż zostaliśmy zmuszeni do obrony w miejscach do tego absolutnie nie przygotowanych. Dodać do tego należy przewagę techniczną wroga, i to bardzo znaczną. Nie została ona nawet w przybliżeniu właściwie oceniona przed rozpoczęciem działań, a nawet na początkowym ich etapie, co także było powodem poważnych strat. Za to również winę ponoszą poprzedni rząd i dowództwo. Wywiad też się nie spisał, gdyż nie potrafił zebrać prawdziwych informacji ani o rozlokowaniu sił Królewskiej Marynarki, ani o przygotowywanym zamachu. Nie mówiąc już o zapobieżeniu mu. Nie wiem, czy właściwie to uzasadniłem, ale chodzi mi o to, że nasze obecne problemy są wynikiem wszystkiego, co je poprzedzało, a seria porażek na samym początku walk i zamieszanie wywołane udanym zamachem na prezydenta i rząd doprowadziły do dezorganizacji i chaosu, które wykorzystał przeciwnik, kontynuując natarcie i dodatkowo komplikując naszą sytuację. Dlatego też zgadzam się, że niekompetencja i głupota poprzednich władz cywilnych i wojskowych są podstawowymi powodami naszej obecnej sytuacji militarnej.