Выбрать главу

— Za późno, ma’am? — powtórzyła komandor Dorcett, czując coś lodowatego w żołądku.

— Pięć dni temu Clairmont opuścił konwój złożony z siedemnastu statków w eskorcie sześciu okrętów. W ciągu najbliższych dwunastu godzin powinien on dotrzeć do Adler, a ponieważ nie zastanie tam nikogo, kto mógłby go ostrzec… — Sorbanne umilkła i wzruszyła wymownie ramionami.

A na komandor Dorcett spadły równocześnie: zrozumienie i poczucie winy.

* * *

Alistair McKeon siedział u szczytu stołu, obserwując przebieg posiłku i gości. Ten pierwszy był smaczny i dobiegał powoli końca, ci drudzy zajęci byli winem i prowadzonymi symultanicznie rozmowami na rozmaite tematy. McKeon poczuł przyjemne zadowolenie gospodarza z udanego spotkania towarzyskiego.

Honor jako gość honorowy siedziała po jego prawej stronie, mając naprzeciwko siebie komandora Taylora Gillespiego, pierwszego oficera HMS Prince Adrian. Obok niego siedziała komandor porucznik Geraldine Metcalf, oficer taktyczny krążownika, a naprzeciwko niej zasiadał Nimitz. Resztę krzeseł zajmowali oficerowie ze sztabu Honor i porucznik-chirurg Enrico Walker, lekarz pokładowy McKeona. Przed drzwiami jadalni wartę trzymali James Candless i Marine z kontyngentu pokładowego Prince Adriana, LaFollet i Whitman stali zaś w pomieszczeniu, starając się wtopić w ściany i nikomu nie przeszkadzać. Mieli w tym wprawę, więc prawie im się udawało, niemniej ich obecność przypominała wszystkim, że dowódcą 18. Eskadry jest feudalna pani.

McKeon wiedział, że niektórzy oficerowie Royal Manticoran Navy w dalszym ciągu uznawali Honor i jej pozycję za śmieszne czy irytujące. Pewna część obywateli Gwiezdnego Królestwa Manticore (głównie cywilów, ale znalazło się też kilkudziesięciu oficerów o wyjątkowym lenistwie umysłowym czy uprzedzeniach) nigdy nie zadała sobie trudu modyfikacji raz wyrobionych poglądów na temat Graysona i jego floty. Uznawali Graysona za twór rodem z komedii historycznej, czyli za zacofane zadupie zamieszkane przez religijnych fanatyków obdarzonych na dodatek manią wielkości. Podobnie pogardliwie traktowali całą arystokrację graysońską i Marynarkę Graysona. Przytłaczająca większość korpusu oficerskiego RMN szanowała czy podziwiała osiągnięcia Honor, ale zawsze znaleźli się tacy, którzy mówili, że wszystko zawdzięcza wyłącznie szczęściu, a czy robili to z zazdrości, braku kwalifikacji czy prawdziwych przekonań, to już był ich problem.

Nie było sensu się tym martwić, bo zawsze znajdą się durnie w typie Jurgensa czy Lemaitre uważający Honor za narwaną i przekonani, że straty w ludziach i okrętach w każdej dowodzonej przez nią bitwie były tak wysokie, gdyż nie przemyślała wystarczająco dobrze tego, co należy zrobić, nim rzuciła się w wir walki. To, że żaden inny dowódca z podobnej sytuacji nie wyprowadziłby nikogo, nie miało dla nich znaczenia. No i naturalnie nawet w najlepszym społeczeństwie znajdzie się element do natychmiastowego odstrzału w rodzaju Younga czy Housemana, których nie interesowało nic poza własnym zdaniem i uprzedzeniami.

McKeon przerwał rozmyślania i sięgnął po kielich, obserwując Honor, która rozmawiała w tym czasie z Walkerem, i uśmiechnął się w duchu — on i tak wiedział, jak dobra jest Harrington. Admiralicja również.

I to było najważniejsze.

Honor odwróciła się ku niemu, jakby czując, że o niej myśli, i uśmiechnęła się. Uniósł lekko kielich, a ona otworzyła usta, zamachała doń i spojrzała niespodziewanie na kogoś ponad jego ramieniem. McKeon zerknął na nią pytająco, ale ponieważ nic nie powiedziała, odwrócił się, by spojrzeć tam gdzie ona. I zaskoczony uniósł brwi.

Jego osobisty steward Alex Maybach pilnował bowiem dwóch młodszych stewardów wtaczających właśnie przez drzwi do kuchni wózek z olbrzymim cukierniczym wykwitem. Wykwit ów, popularnie zwany tortem, miał przynajmniej metr długości i z grubsza przypominał kształt krążownika — dla mniej rozgarniętych napisano na nim nawet „Prince Adrian”. W całość poutykane były zapalone świeczki, dopełniając szoku.

Wpatrując się w tort z osłupieniem, McKeon próbował zrozumieć, w jaki sposób Maybach zdołał przed nim ukryć i przygotowania, i przede wszystkim efekt końcowy. Nadal się nad tym zastanawiał, gdy ktoś dał znak i jadalnię wypełniła kakofonia dźwięków. Jedynie ktoś naprawdę miłosiernie nastawiony do obecnych nazwałby je śpiewem. McKeon odwrócił się gwałtownie i spojrzał wściekle na obecnych. Ci, którzy z racji rangi mogli sobie na to pozwolić, wyszczerzyli się doń radośnie, ci, którzy woleli sobie nie pozwalać na taką poufałość, robili co mogli, by zachować powagę — generalnie z miernym skutkiem. Czary dopełniło radosne bleeknięcie Nimitza i gospodarzowi opadły ręce.

— …laaaat! — śpiewający okazali łaskę i zakończyli na podstawowej wersji, po czym przeszli do oklasków i wiwatów.

McKeon potrząsnął z rezygnacją głową.

— Jak ci się to udało? — spytał cicho Honor, korzystając z ogólnego zamieszania.

Nie miał cienia wątpliwości, czyja to sprawka — jego oficerowie mogli go w podobny sposób zaskoczyć w mesie oficerskiej, ale żaden nie odważyłby się zrobić tego w jego własnej jadalni. Honor naturalnie się odważyła, ale zorganizowanie zasadzki wymagało jakiegoś kontaktu z kimś na pokładzie, jako że do czasu awarii filtra nie planowała nawet przylotu na jego okręt. A o każdej wiadomości z okrętu flagowego musiał być powiadomiony jako kapitan, więc w jaki sposób…

— Pamiętasz długaśną listę części i parametrów technicznych, które komandor Sinkowitz przesłał twojemu pierwszemu mechanikowi? — wesołe pytanie Honor przerwało mu spekulacje.

Skinął potakująco głową.

— W tej wyliczance była moja osobista prośba do komandora Pallisera przekazana następnie Alexowi. Chyba nie sądziłeś, że pozwolimy ci się wyślizgać bez urodzinowego przyjęcia?!

— Mogłem mieć nadzieję — jęknął zrezygnowany.

Honor roześmiała się, wstała i wyciągnęła ku niemu rękę. Gwar ucichł, gdy McKeon także wstał i ujął ją w swoją dłoń. Honor rozejrzała się po obecnych, spojrzała mu w oczy i powiedziała po prostu:

— Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Alistair: od nas wszystkich. — Ktoś zaczął klaskać i natychmiast umilkł, gdy uniosła lewą dłoń, prosząc o ciszę. — Jak sądzę, twoi oficerowie mają coś dla ciebie: ja przynajmniej na ich miejscu bym tego dopilnowała, ale postanowiłam też dać ci prezencik.

Puściła jego dłoń i wyciągnęła rękę w stronę Roberta Whitmana. Ten zrobił trzy kroki niczym na paradzie i podał jej wyjętą z kieszeni paczuszkę, po czym wyprężył się za jej plecami w pozycji zasadniczej. Andrew LaFollet także stanął na baczność. Obecni z rosnącą uwagą przyglądali się, jak Honor wręcza paczuszkę McKeonowi.

Ten wziął ją, nie ukrywając zaskoczenia, i spojrzał na nią pytająco. Honor uśmiechnęła się lekko i potrząsnęła głową. Było to co najmniej dziwne zachowanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zachowanie jej gwardzistów, toteż czym prędzej rozerwał błyszczące opakowanie.

W środku było proste, czarne pudełeczko.

McKeon spojrzał na Honor, wziął głęboki oddech i powoli je otworzył. I ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Wewnątrz na wyłożonej jedwabiem poduszeczce znajdowała się para złotych dystynkcji Royal Manticoran Navy. Tyle tylko, że nie były to pojedyncze planety kapitana z listy, ale podwójne — dokładnie takie same jak te widniejące na kołnierzu kurtki mundurowej Honor Harrington. Przypatrywał się im przez parę sekund, nim wziął się w garść i uniósł wzrok.

I napotkał poważne, radosne spojrzenie Honor.

— Gratulacje, Alistair — powiedziała z uczuciem. — Oficjalnie co prawda awans zostanie ogłoszony dopiero, gdy wrócimy do systemu Yeltsin, ale Admiralicja potwierdziła go, zanim odlecieliśmy, a admirał Matthews wiedział, że chcę ci osobiście o tym powiedzieć, dlatego przekazał mi tę wiadomość. A ja, gdy tylko dowiedziałam się o awarii filtra, zdecydowałam, że twoje urodziny są wręcz idealną okazją.