Выбрать главу

Prawda wyszła na jaw, gdy rozpoczęła się wojna, i mimo że Janacek od jedenastu lat standardowych nie miał już nic do powiedzenia, skutki jego decyzji nadal dawały o sobie znać. Większość posiadanych przez Królewską Marynarkę ciężkich krążowników stanowiły okręty klasy Crown Prince. Jednak z uwagi na brak możliwości umieszczenia na pokładzie któregokolwiek z nich dowódcy eskadry i jego sztabu ich użyteczność była ograniczona. Większe, ale mniej liczne krążowniki klasy Star Knight miały tę możliwość, ale Admiralicja musiała je przydzielać głównie jako okręty flagowe do eskadr wysyłanych w rejony przygraniczne do eskortowania konwojów czy innych zadań. Oznaczało to większe straty wśród nowszych okrętów i praktyczną niemożliwość pełnego wykorzystania ich potencjału oraz stopniowego zastąpienia przez nie okrętów starszych.

Dodatkowo pozostałe okręty eskadry, czyli ciężkie krążowniki klasy Crown Prince, najczęściej wzmacniały osłonę eskadr liniowych, gdyż na pokładzie dreadnaughta zawsze znalazło się miejsce dla dodatkowego komodora i jego sztabu. Każdy zniszczony czy uszkodzony w walce Star Knight oznaczał wyłączenie z operacji zaczepnych nie jednego, lecz ośmiu krążowników.

W ten sposób starsze okręty otrzymywały bezpieczniejsze zadania od nowszych i ponosiły mniejsze straty.

Zresztą mimo że znacznie nowsze i większe, krążowniki klasy Star Knight również dalekie były od doskonałości. Obie klasy miały bowiem prawie takie samo uzbrojenie ofensywne, natomiast zbyt dużo miejsca na nowszych zajmowała rzeczywiście poważnie wzmocniona obrona przeciwrakietowa.

Okręty klasy Star Knight posiadały mocniejsze generatory osłon burtowych, grubszy pancerz i znacznie lepszą elektronikę oraz obronę antyrakietową. W sumie były o ponad trzydzieści procent trudniejsze do zniszczenia od jednostek klasy Prince Consort.

Zdając sobie sprawę z wad okrętów tej klasy, opracowano nowy model o dziesięć procent większy od Star Knighta i z równomierniejszym stosunkiem uzbrojenia ofensywnego jak i defensywnego. Problem polegał na tym, że najnowsze ciężkie krążowniki klasy Edward Saganami, w których połączono pomysły i rozwiązania RMN i Marynarki Graysona, powinny zacząć być budowane trzy standardowe lata temu. A tak się nie stało, gdyż Admiralicja zdecydowała, że przy ciągłym zapotrzebowaniu na krążowniki flagowe i niewielkich możliwościach stoczni budujących głównie okręty liniowe nie może pozwolić sobie na wprowadzenie okrętów nowej klasy. Budowa — przynajmniej z początku — każdego z nich byłaby dłuższa i bardziej skomplikowana, ponieważ na jaw zaczęłyby wychodzić rozmaite problemy konstrukcyjne, niedopatrzenia czy inne niemożliwe do przewidzenia w fazie projektowania kwestie. Tak działo się z każdą nową klasą, a ciężkich krążowników nadal było za mało. Dlatego też nadal budowano Star Knighty opracowane osiemnaście standardowych lat wcześniej. Naturalnie projekty podlegały modernizacji w miarę rozwoju nowych technik i możliwości, a starsze jednostki stopniowo modyfikowano, niemniej powoli, lecz stale traciły one przewagę nad swymi odpowiednikami używanymi przez Ludową Marynarkę.

I to dokładnie ilustrowało problem, przed którym stanęła cała Królewska Marynarka i który był powodem owej wieczornej scysji między Honor a Hamishem Alexandrem. Przewaga jakościowa okrętów RMN nadal istniała w każdej klasie, ale też w każdej systematycznie malała. A na to Royal Manticoran Navy nie mogła sobie pozwolić, bo przy liczniejszym i zajmującym większy obszar przeciwniku oznaczało to nieuchronną przegraną w długotrwałej wojnie. A ta wojna trwała już długo i nic nie zapowiadało jej szybkiego końca. Jedynym ratunkiem były naprawdę nowatorskie rozwiązania konstrukcyjne i równie nowatorska doktryna wykorzystania tych nowych broni.

Honor zmusiła się, by przestać po raz kolejny roztrząsać oczywistą (przynajmniej dla niej) kwestię, i skupiła uwagę na obserwowaniu komandor porucznik Sarah DuChene, oficera astronawigacyjnego McKeona, kończącej obliczać ostatnie poprawki kursu.

— Gotowi do wyjścia za osiem minut, sir — zameldowała DuChene, podnosząc głowę znad ekranu komputera i spoglądając na kapitana.

— Doskonale. Poruczniku Sanko, proszę poinformować okręt flagowy — polecił McKeon.

— Aye, aye, sir… Nadaję wiadomość — porucznik Russell Sanko, oficer łącznościowy, nacisnął klawisz, nadając skompresowaną i nagraną wcześniej wiadomość, do której dopisana została tylko liczba minut. — Wiadomość nadana, sir.

— Doskonale. Komandor DuChene, proszę przejąć ster.

— Aye, aye, sir. Przejmuję stery. Sternik, proszę przygotować się do wyjścia z nadprzestrzeni na moją komendę.

— Aye, aye, ma’am. Gotów do wyjścia!

Honor podeszła do McKeona i stanęła tak, by mu nie przeszkadzać, ale mieć dobry widok na jego ekran taktyczny. Wyczuł jej obecność — uniósł głowę i uśmiechnął się. Po czym odwrócił się do komandor porucznik Metcalf i zaczął z nią cichą dyskusję, której Honor przysłuchiwała się z zaciekawieniem.

W przeciwieństwie do jej okrętu flagowego Prince Adrian nie był wyposażony w nadajnik umożliwiający łączność z szybkością większą od prędkości światła. Kiedy go projektowano, były to jeszcze marzenia, a zamontowanie całej potrzebnej do tego celu aparatury wymagałoby nie modyfikacji, ale przebudowy połowy okrętu, co mijało się z celem. Każdy okręt posiadający sensory grawitacyjne mógł odbierać takie wiadomości (jeśli wiedział, gdzie szukać sygnału, i miał stosowne kody), a sondy zwiadowcze, w które krążownik był wyposażony, jako efekt nowej technologii i miniaturyzacji posiadały odpowiednie nadajniki. Co prawda znacznie mniejszej mocy niż pokładowe, ale zawsze.

Brak możliwości nadawania z prędkością większą od prędkości światła oznaczał, że skoro Jason Alvarez znajdował się wraz z resztą konwoju dziewięć minut świetlnych za rufą Prince Adriana (co przekładało się na prawie dziewięć dni świetlnych w normalnej przestrzeni), wiadomość nadana przez Sanko dotrze do niego za około sześć minut. Konwój lecący z prędkością równą sześćdziesięciu procentom prędkości światła (odpowiednik 2500 c w normalnej przestrzeni) osiągnie siedem minut później granicę wyjścia z nadprzestrzeni. Nie wyjdzie z niej jednak śladem Prince Adriana natychmiast, ale zatrzyma się i odczeka dwie godziny, nim rozpocznie przechodzenie do normalnej przestrzeni. To opóźnienie pozwoli Prince Adrianowi na sprawdzenie, czy w systemie planetarnym nie kryją się jakieś niemiłe niespodzianki.

Ten środek ostrożności mógł zostać uznany za przesadę i wielu dowódców konwojów darowałoby go sobie, ale Honor uznała, że dwie zmarnowane godziny to żadna cena za uniknięcie nawet hipotetycznego i mało prawdopodobnego zagrożenia. A za bezpieczeństwo konwoju odpowiadała ona i jej decyzja była ostateczna. Dlatego też McKeon upewnił się przed wychodzeniem z nadprzestrzeni, że wszystko jest gotowe do natychmiastowego rozpoczęcia rozpoznania, jak tylko znajdą się w normalnej przestrzeni. A dopilnować tego miała właśnie Metcalf jako oficer taktyczny.

— Wyjście z nadprzestrzeni za minutę! — oznajmiła DuChene.

Na mostku jak zwykle w takim momencie zapanowało napięcie. Choć żaden z doświadczonych członków załóg nie przyznałby się do tego, nikt nie lubił wyjścia z nadprzestrzeni zwłaszcza przy prędkościach osiąganych przez okręty wojenne. Prince Adrian nie wychodził z niej co prawda w trybie alarmowym, ale i tak żołądki wszystkich obecnych na pokładzie ludzi będą protestowały. I każdy o tym wiedział.