— Też tak myślę — odparła równie cicho, drapiąc za uszami wyjątkowo niespokojnego Nimitza.
Rozejrzała się po mostku — oficerowie starannie unikali obserwowania jej narady z kapitanem. Natomiast ich wcześniejsze zaniepokojenie znacznie się pogłębiło. Nie był to jeszcze strach, bardziej podekscytowanie, ale dzięki Nimitzowi wyraźnie czuła, że jest wszechobecne niczym dym.
— Manewrują tak, by nas przechwycić — oceniła, myśląc intensywnie.
McKeon przytaknął bez słowa, najwyraźniej nie chcąc jej dekoncentrować.
Nie istniał żaden rozsądny powód, dla którego dwa okręty komodor Yeargin miały próbować przechwycić Prince Adriana i to nie obwołując go wcześniej. Mogło to być uzasadnione jedynie w przypadku uznania go za jednostkę wrogą, a to była niedorzeczność. Co prawda dobry dowódca zakładał zawsze, że to, co nie zostało bez cienia wątpliwości zidentyfikowane jako własny okręt, jest jednostką potencjalnie wrogą, ale używanie do sprawdzenia tego okrętów dyżurujących na obrzeżach systemu tworzyło dziury w systemie wczesnego ostrzegania, przez które mogły przeniknąć kolejne wrogie jednostki. Groźniejsze, gdyż w ogóle nie wykryte. Dlatego standardową procedurą było obwołanie nieznanego obiektu.
Dodatkowo niepokoiło ją to, co Metcalf powiedziała o maskowaniu radioelektronicznym ścigającego ich okrętu — gdyby to był sprzęt Sojuszu, komputery dysponujące w bazach danych pełnymi informacjami rozpoznałyby go. Jeżeli nie był to sprzęt Sojuszu, oznaczało to dwie rzeczy: że mieli do czynienia z jednostką wroga i że wyposażenie elektroniczne okrętów Ludowej Marynarki w rzeczywistości znacznie wyprzedzało analizy i informację wywiadu. Ludowa Republika nie miała prawa dokonać tak gwałtownego postępu technicznego, a więc…
Kolejny sygnał wybił ją z rozważań.
— Następne nie zidentyfikowane obiekty! — zameldował bosmanmat siedzący w pobliżu Metcalf. — Dwa blisko siebie.
— Przydzielić kody Alfa 3 i Alfa 4 — poleciła Metcalf. — Jaka jest ich pozycja?
— Dane z sondy Alfa, ma’am. Namiar 011 na 004, odległość około osiemnastu minut świetlnych, prędkość 2500 kilometrów na sekundę, przyspieszenie pięć kilometrów na sekundę kwadrat. Brak identyfikacji klasy, bo też są maskowane i to nie jest maskowanie przy użyciu sprzętu Sojuszu, ma’am. Sygnatury są zupełnie inne. Mamy lepszy odczyt ich napędów, niż pozwoliłby na to nasz system maskujący zwłaszcza sensorom sondy. Alfa 3 to na pewno ciężki krążownik, a Alfa 4 ma prawie identyczne emisje co Alfa 1. Są na kursie przechwytującym.
— Chciałabym… — zaczęła Metcalf, patrząc na McKeona, i przerwała, słuchając meldunku płynącego przez wewnętrzną słuchawkę.
Trwało to chwilę, w trakcie której wyraźnie pobladła. Potem odchrząknęła i zameldowała:
— Udało nam się zidentyfikować obiekty jako bezwzględnie wrogie, sir. Nie ma pewności co do klasy pierwszego i ostatniego, ale pozostałe dwa to ciężkie krążowniki używające systemów maskujących Ludowej Marynarki.
McKeon spojrzał na nią lekko osłupiały, a Honor nawet nie poczuła zagrożenia. Była raczej zaskoczona własnym spokojem, zupełnie jakby podświadomie oczekiwała czegoś podobnego od momentu, w którym nie doczekali się w normalnym czasie sygnału od komodor Yeargin. Splotła ręce za plecami i przez jakieś pięć sekund przyglądała się głównemu ekranowi taktycznemu. Potem przeniosła wzrok na oficera taktycznego.
— Dziękuję, komandor Metcalf — powiedziała tak spokojnie, że oszukałaby każdego, kto jej dobrze nie znał, po czym oświadczyła formalnie: — Kapitanie McKeon, musimy założyć, że nieprzyjaciel zajął ponownie system Adler.
Przez mostek przetoczyła się fala bezgłośnych westchnień. Wszyscy oficerowie byli weteranami i nawet przed oficjalną identyfikacją wykrytych jednostek podejrzewali, że mają do czynienia z okrętami Ludowej Marynarki. Jedynie to tłumaczyło bowiem ich poczynania i brak wiadomości od własnych sił stacjonujących w systemie. Mimo to głośne powiedzenie tego przez dowódcę eskadry wywołało pewien szok.
— W takim razie dlaczego w ten sposób zabrali się do pościgu? — spytał Venizelos. — Maskowanie jest zrozumiałe, zwłaszcza tych przed nami, ale wychodząc z nadprzestrzeni, znaleźliśmy się prawie obok pierwszego wykrytego. Musiał zauważyć nasz ślad wyjścia i na podstawie sygnatury napędu prawidłowo ocenić naszą masę. Więc dlaczego czekał prawie trzydzieści pięć minut z rozpoczęciem pościgu? Tym bardziej jest to niezrozumiałe, jeśli to krążownik liniowy.
— Nie wiem — przyznał McKeon, nie spuszczając wzroku z Honor. — Ktoś musiał zauważyć ślad naszego wyjścia z nadprzestrzeni i ostrzec tych przed nami, bo są zbyt daleko, by samodzielnie nas wykryć. Jesteśmy poza zasięgiem ich sensorów. Może ten pierwszy czekał, aż ostrzeżenie dotrze do pozostałych.
— Prawdopodobnie — zgodziła się Honor. — Zresztą wyjaśnienie nie bardzo jest w tej chwili dla nas istotne. I raczej w niczym nam nie pomoże…
Po czym podeszła do DuChene i dotknęła jej ramienia.
— Przepraszam, komandor DuChene, ale muszę skorzystać z pani komputera — powiedziała spokojnie, lecz w sposób nie znoszący sprzeciwu.
DuChene spojrzała na nią zaskoczona i czym prędzej wstała.
Honor natychmiast usiadła w zwolnionym przez nią fotelu i zajęła się klawiaturą. Zazwyczaj obliczenia robiła wolno i co chwilę sama siebie sprawdzała, czasami nawet po dwa lub trzy razy; teraz była skupiona na problemie taktycznym i zapomniała, że ma problemy z liczeniem, dlatego też jej palce wręcz latały po klawiaturze. I niczego nie sprawdzała. Na ekranie monitora pojawiła się seria skomplikowanych wektorów: część zielonych, część niebieskich, i przerywane granice zasięgów z przedziałami czasowymi. Mimo że trwało to parę minut, nikt nie odezwał się słowem.
Zakończyła obliczenia i spojrzała z namysłem na ekran. Wyglądało na to, że być może przy dużej dozie szczęścia powinno się udać to, co wymyśliła. Była spokojna, choć gdzieś w głębi czaił się strach. Panowała nad nim, mimo że obmyślone wyjście z sytuacji w części oparte było na pobożnych życzeniach. Jeśli któreś się nie spełni…
Stłumiła tę myśl i uśmiechnęła się w duchu ironicznie. Gdyby Prince Adrian operował samodzielnie, po prostu dałaby rozkaz skrętu w górę w stosunku do płaszczyzny ekliptyki z pełnym przyspieszeniem. Wtedy przy starannie obliczonym kursie powinna wydostać się z systemu bez konieczności walki z którymkolwiek z okrętów Ludowej Marynarki. Nie było to stuprocentowo pewne, ale wysoce prawdopodobne. A kurs miała już obliczony. Ale krążownik nie działał samodzielnie i dlatego ta możliwość, choć nader nęcąca, nie wchodziła w grę.
— Komandor Metcalf? — powiedziała, nie odwracając się. — Kiedy pierwszy wykryty przeciwnik przekroczy granicę wejścia w nadprzestrzeń przy obecnym przyspieszeniu?
— Za około… siedemdziesiąt minut, milady.
Honor pokiwała głową, słysząc, jak McKeon ze świstem wciągnął powietrze. Jeszcze przez moment siedziała, wpatrując się w ekran, po czym wstała i kiwnięciem podziękowała DuChene.
— Dziękuję, pani komandor — powiedziała. — Już skończyłam.
I gestem dała znak McKeonowi, by wrócił na fotel kapitański.
Podeszła do niego i przez kilka sekund nie odzywała się, patrząc mu w oczy. Potem westchnęła i przyznała:
— Nie wiem, dlaczego ten pierwszy tak opóźnił rozpoczęcie pościgu, ale skomplikował w ten sposób naszą sytuację wręcz konkursowo. Może jego kapitan jest jasnowidzem?
— Byłoby to logiczne wytłumaczenie — uśmiechnął się bez śladu wesołości. — Praktycznie znajdzie się w środku konwoju, gdy ten będzie wychodził z nadprzestrzeni.