Выбрать главу

Ponieważ pierwszy wykryty okręt znajdował się na obrzeżach systemu, poza umowną granicą zwaną granicą przejścia w nadprzestrzeń, ścigając Prince Adriana, leciał ku niej i złośliwy traf zrządził, że miał przekroczyć ją prawie równocześnie z konwojem, który zgodnie z otrzymanymi rozkazami wyjdzie z nadprzestrzeni. W ten sposób blisko siebie w normalnej przestrzeni znajdą się: gotów do walki co najmniej ciężki krążownik Ludowej Marynarki i konwój osłaniany przez pięć co prawda ciężkich krążowników, ale z załogami i sensorami ogłupiałymi wyjściem z nadprzestrzeni. Konwój będzie idealnym i przez pierwsze kilkanaście sekund bezbronnym celem. Może nawet okazać się, że eskorta zorientuje się, co się dzieje, dopiero gdy eksplodują pierwsze rakiety, a przy całkowitym zaskoczeniu nawet przewaga pięć do jednego oznaczała długą i krwawą walkę.

Co gorsza, przeciwnik mógł zignorować okręty eskorty albo nawet ich nie dostrzec, mając w bezpośrednim zasięgu ognia transportowce i frachtowce — całkowicie bezbronne. A na ich pokładach znajdowało się prawie tysiąc Marines i specjalistów mających wzmocnić garnizon stacjonujący na planecie Samovar. Jeżeli krążownik Ludowej Marynarki zignoruje eskortę, wszyscy zginą w ciągu kilku sekund od pierwszej salwy rakiet.

Do tego nie można było dopuścić, a Honor nie mogła w tym wypadku pozwolić sobie na luksus założenia, że przeciwnik jest głupszy od niej. Milczenie komodor Yeargin i obecność tylu wrogich okrętów czekających w doskonale zaplanowanej zasadzce oznaczały, że cokolwiek by sądzić o reszcie Ludowej Marynarki, ci tutaj znali się na swoim fachu. I dlatego Prince Adrian nie mógł tak po prostu uciec.

Gdyby bowiem obrał kurs, który uniemożliwiłby pierwszemu wykrytemu przeciwnikowi dogonienie go, ten mógł zrobić kilka rzeczy. Mógł kontynuować pościg mimo wszystko, licząc, że któryś z pozostałych zmusi Prince Adriana do zmiany kursu i wówczas go jednak dopadnie. Albo mógł zrezygnować z pościgu i wrócić na pozycję, pozostawiając pogoń pozostałym. Albo też zrobić to, co Honor uczyniłaby na miejscu jego kapitana, i to natychmiast: skierować się do miejsca, w którym Prince Adrian wyszedł z nadprzestrzeni. Należało bowiem założyć, że nie jest samodzielnym okrętem, lecz zwiadowcą konwoju — każdy obdarzony wyobraźnią kapitan dopuściłby taką możliwość, jako że istniało pięćdziesiąt procent szans na to, że jest prawdziwa. A w tym wypadku wystarczyło ustawić się tam i czekać na konwój, który stanowiłby praktycznie nieruchomy cel.

Dlatego właśnie Honor zmuszona była zrezygnować z rozwiązania dającego jej największe szansę na wyjście cało z pułapki.

— Nie możemy na to pozwolić, Alistair — powiedziała, nie podnosząc głosu. — I obawiam się, że istnieje tylko jeden sposób gwarantujący, że się tak nie stanie.

— Musimy go zmusić, by dalej nas ścigał — potwierdził sucho McKeon.

— Właśnie — Honor pochyliła się nad poręczą fotela i wcisnęła dwa klawisze.

Na ekranie taktycznym pojawił się jeden z kursów, które przed chwilą obliczała.

— Jeżeli zmienimy kurs o około czterdzieści pięć stopni na prawą burtę i przez kwadrans będziemy lecieć z przyspieszeniem pięćset g, po czym skierujemy się ku granicy wyjścia w nadprzestrzeń, cały czas pozostając w tej samej płaszczyźnie, to wykonamy unik skuteczny wobec wszystkich pozostałych okrętów przeciwnika. Drugi będzie nadal miał co prawda szansę nas dogonić, ale tylko jeśli będzie w stanie osiągnąć większe przyspieszenie. Natomiast damy pierwszemu szansę, by przeciął nasz kurs i zmusił do walki, nim dotrzemy do granicy. Obawiam się, że będziemy w skutecznym zasięgu jego rakiet przez dwadzieścia do dwudziestu pięciu minut. Jednakże on, chcąc doprowadzić do walki, będzie musiał znaleźć się tak daleko od miejsca wyjścia konwoju z nadprzestrzeni, że ten będzie poza zasięgiem jego rakiet.

— Rozumiem… — McKeon przestudiował wektory i czasy wyświetlone na ekranie i odchrząknął — Zgadzam się w pełni z pani rozumowaniem, ma’am. Jeżeli jest on jedynym okrętem, który może nawiązać z nami walkę, to zrobi to, nawet jeśli jego kapitan będzie coś podejrzewał. Załóżmy jednak, że nie jest jedyny?

— Jeśli nie jest, to nic na to nie poradzimy — odparła spokojnie. — Nawet gdybyśmy natychmiast zawrócili, by związać go walką, i tak potrzebujemy ponad godziny na wytracenie prędkości i znajdziemy się wówczas czterdzieści trzy miliony kilometrów głębiej w systemie. On utrzyma obecny kurs i przyspieszenie, dopóki nie przekroczy granicy wejścia w nadprzestrzeń, i znajdzie się dokładnie tam, gdzie nie chcemy, by się znalazł. Co gorsza, nim zdążymy doprowadzić do walki, drugi wykryty okręt dogoni nas — i to prosto od rufy. I zostaniemy wzięci w dwa ognie…

McKeon podrapał się po brodzie i po namyśle zdecydował nie pytać, co Honor zamierza zrobić, jeśli lecąc tym kursem, trafią prosto pod ogień kolejnego okrętu Ludowej Marynarki — tym razem czekającego na nich bez ruchu, a więc niewykrywalnego z wystarczającej odległości. Musiała to brać pod uwagę podobnie jak on i tak samo jak on doszła do wniosku, że nic na to nie poradzi. Na pecha po prostu nie ma lekarstwa.

— Na wszelki wypadek sugerowałbym wystrzelenie sondy z nagraniem polecającym kapitanowi Greentree i reszcie konwoju natychmiastowy powrót w nadprzestrzeń, ma’am — zaproponował.

— Oczywiście — zgodziła się, odstępując od fotela. Uśmiechnął się ironicznie na widok tej uprzejmości i usiadł.

— Wolałbym, żebyś nadal była na pokładzie Alvareza — powiedział bardzo, bardzo cicho, po czym odwrócił się do komandora Gillespiego i polecił głośno: — Tony, ogłoś alarm bojowy i wykonaj zwrot na lewą burtę o trzydzieści pięć stopni. I daj pięćset g!

ROZDZIAŁ XVI

— No proszę! — Towarzyszka kapitan Helen Zachary odchyliła się na oparcie fotela kapitańskiego i uśmiechnęła zimno do siedzącego w pobliżu komisarza Kuttnera. — Wygląda na to, że będziemy mieli towarzystwo.

— Właśnie widzę — przytaknął Timothy Kuttner, równocześnie marszcząc z namysłem brwi i bębniąc palcami lewej ręki po hełmie.

Podobnie jak cała obsada mostka Katany Kuttner był w skafandrze próżniowym, ale w przeciwieństwie do wszystkich nie zaczepił hełmu na prowadnicach nad fotelem, lecz trzymał go na kolanach, bo lubił się nim bawić. Zachary próbowała mu taktownie wytłumaczyć, że to nie jest najmądrzejszy pomysł jego życia, gdyż wstrząs wywołany trafieniem może wyrwać mu hełm z rąk i odrzucić gdzieś w kąt, co przy utracie hermetyczności oznacza bolesną i pewną śmierć, ale nie dotarło. Prawdę mówiąc, nie próbowała zbyt nachalnie, bo choć Kuttner nie był aż tak zły jak niektórzy jego koledzy po fachu, do najlepszych też nie należał. W tej chwili właśnie zajęty był typowym dla siebie kombinowaniem, co tu zrobić, żeby udowodnić, że panuje nad sytuacją i że to on tu rządzi. Aż za dobrze znała konsekwencje takich kombinacji, toteż czym prędzej spytała porucznika Allwortha:

— Kiedy znajdzie się w worku?

— Za około dwadzieścia trzy minuty, jeżeli utrzyma obecny kurs i prędkość, towarzyszko kapitan — odparł Allworth.

Zachary kiwnęła głową i udała zastanowienie, starannie uważając, by nie spojrzeć na Kuttnera. Potem skinęła na pierwszego oficera i spojrzała na komisarza.

— Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, za dwadzieścia pięć minut mam zamiar dać całą naprzód — powiedziała.

— Jeżeli będziemy tak długo czekali i nie odrzucimy zasobników, to nie zdążymy go przechwycić, zanim nas nie minie, prawda? — spytał zaskoczony Kuttner.