Zachary stłumiła jęk i wyjaśniła cierpliwie:
— To prawda, towarzyszu komisarzu, nie zdążymy przeciąć jego kursu, ale nie ma takiej potrzeby. Przeciwnik będzie leciał jedynie z prędkością sześciu tysięcy kilometrów na sekundę, gdy my będziemy już mieli maksymalne przyspieszenie. I będzie się znajdował tak blisko, że nie zdoła uniknąć walki, i choć nie zdołamy go dogonić, będziemy w stanie utrzymać go w zasięgu ognia aż do chwili, w której osiągnie granicę wejścia w nadprzestrzeń. Zakładając, że zdoła tam dotrzeć przed ogniem.
Spojrzała wymownie na Luchnera, ale jego twarz podobnie jak jej własna nie wyrażała niczego. Od chwili, w której stało się jasne, że okręt Królewskiej Marynarki, uciekając, znajdzie się w pobliżu Katany, Zachary poleciła ruszyć mu na spotkanie, choć z prędkością wynoszącą ledwie pięć procent maksymalnej. Wiedziała, że tak słabą sygnaturę napędu pokładowe środki maskowania elektronicznego zdołają całkowicie ukryć nawet przed sensorami Royal Manticoran Navy na odległość większą niż trzydzieści sekund świetlnych. Wraz z Luchnerem i Allworthem prawie idealnie przewidzieli kurs, jaki obierze przeciwnik. Jeżeli go nie zmieni w ciągu najbliższych dwudziestu trzech minut, wejdzie w skuteczny zasięg rakiet Katany, kierując się prawie dokładnie na niego na dobre pół godziny przed osiągnięciem granicy wejścia w nadprzestrzeń.
W innych okolicznościach Zachary byłaby taką możliwością poważnie zaniepokojona. Nie była tchórzem, ale jedynie dureń (a do nich też się nie zaliczała) ignorowałby przewagę, jaką dysponowały w walce okręty RMN. Tym razem jednakże w pobliżu znajdowało się potężne wsparcie — Nuada osiągnie maksymalny zasięg swoich rakiet za około dziesięć minut przed rozpoczęciem walki. Co więcej, komputery pokładowe miały dość czasu, by bez cienia wątpliwości zidentyfikować klasę wrogiego okrętu. Był to ciężki krążownik klasy Prince Consort, dla którego Katana był równorzędnym, a nie słabszym przeciwnikiem.
I to nawet nie biorąc pod uwagę sześciu zasobników, które holował za rufą…
— Doskonale rozumiem, że możemy go zatrzymać w zasięgu rakiet, towarzyszko kapitan — urażony głos Kuttnera wyrwał ją z rozmyślań. — Ale nie zdołamy znaleźć się na tyle blisko niego, by użyć broni energetycznej! Jest pani pewna, że pojedynek rakietowy na dużą odległość jest rozsądnym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę… dysproporcje w uzbrojeniu antyrakietowym?
Zachary ugryzła się w język w ostatnim momencie, co było tyleż trudne, co bolesne, i przez moment zapragnęła niespodziewanego wstrząsu i utraty hermetyczności mostka. Widok, jaki roztoczył się przed oczyma jej wyobraźni, był balsamem dla duszy — hełm wymykający się z rąk idioty siedzącego obok, który stanowił najgorszą mieszankę poczucia własnej ważności i pobieżnej wiedzy… i turlający się po pokładzie… a potem płuca wypływające temu idiocie przez nos… widok był zaiste piękny…
Uśmiechnęła się z rozmarzeniem…
I wróciła do rzeczywistości.
— Rozumiem, co pan ma na myśli, towarzyszu komisarzu — powiedziała poważnie — ale warunki są raczej nietypowe i chciałabym je takimi utrzymać.
Kuttner zmarszczył się jeszcze bardziej, próbując zrozumieć, co słyszy, a Zachary sklęła się w duchu: mając do czynienia z ignorantem, który liznął nieco wiedzy, ale uważał się za specjalistę, należało mówić prosto, wolno i wyraźnie. Jak krowie na rowie.
— Chodzi mi o to — dodała — że jak dotąd przeciwnik nie ma o nas pojęcia, gdyby miał, nie obrałby tego kursu lub też zmieniłby go, gdy tylko wykryłby naszą obecność.
Przerwała i spojrzała pytająco na towarzysza komisarza, by sprawdzić, czy za nią nadąża. Kiwnął głową, że nadąża.
— I chciałabym, by tak pozostało aż do momentu, w którym nie będzie w stanie unikiem wywinąć się z walki. Aby to osiągnąć, muszę utrzymywać bardzo małe przyspieszenie, gdyż tylko takie zdoła ukryć całkowicie nasz system maskujący. Przeciwnik musi znajdować się już przez co najmniej dwie minuty w zasięgu naszych rakiet, zanim będziemy mogli się ujawnić, gdyż dopiero wówczas nie zdoła się nam wymknąć. Ma pan rację, że przez tak długie czekanie nie zdołamy przeciąć jego kursu, nim dotrze do granicy wejścia w nadprzestrzeń, ani też nie znajdziemy się na tyle blisko, by zmusić go do pojedynku artyleryjskiego. Ale jedyny kurs, który może wyprowadzić go poza zasięg naszych dział, zmusi go do zbliżenia się do Nuady, przez co będzie się dłużej znajdował pod ogniem jego rakiet.
Ponownie zrobiła przerwę, sprawdzając, czy Kuttner się nie zgubił. Dał znak, że nie, więc dokończyła:
— Prawdą jest, że nasza obrona przeciwrakietowa jest gorsza, ale tym razem to my mamy zasobniki holowane. A to oznacza, że nasza pierwsza salwa będzie złożona z osiemdziesięciu czterech rakiet. Przeciwnik nie będzie się spodziewał aż takiej ilości, a nawet gdyby, nic na to nie poradzi — jego obrona antyrakietowa zostanie przeładowana nadmiarem celów i część naszych pocisków przedrze się przez nią.
— Rozumiem — Kuttner zrobił minę, jakby go zęby bolały, co oznaczało, że ciężko myśli.
W końcu skinął głową i oznajmił:
— Dobrze, towarzyszko kapitan: popieram pani plan!
— Jak oceniasz, Gerry: kiedy Bandyta Jeden nas zaatakuje? — spytał McKeon, używając kryptonimu, który po zidentyfikowaniu jednostek zastąpił Alfa Jeden.
— Uważam, że nie później niż jedenaście minut po tym, jak znajdziemy się w jego zasięgu, sir — odparła natychmiast komandor porucznik Metcalf. — Natomiast zastanawia mnie, dlaczego tak późno zrobił pierwszy zwrot po naszej zmianie kursu, skipper… i coś mi się wydaje, że ma nie w pełni sprawne sensory… Jeżeli jego sensory grawitacyjne szwankują, to by wyjaśniało tak późne rozpoczęcie pościgu. A jeśli musi czekać na dane przesłane przez sondę lub sensory innego okrętu, to także wyjaśniałoby opóźnienie w manewrowaniu, gdy zmieniliśmy kurs.
— Rozumiem… — przyznał McKeon. — Zdołaliście dojść do tego, co to właściwie jest?
— Odczyty są pewniejsze w miarę zmniejszania się odległości, ale jego systemy maskujące okazały się znacznie lepsze, niż analizy głosiły, że mają prawo być, skipper. Komputer nadal upiera się, że to krążownik liniowy, ale ja uważam, że to ciężki krążownik z tej nowej klasy, o której uprzedzał nas wywiad. Jeżeli nie zdjęto zabezpieczeń z napędu, a byłby to nonsens dla dogonienia w tych warunkach takiego celu jak my, ma zbyt duże przyspieszenie jak na krążownik liniowy. I mogę się założyć, że Bandyta Cztery to siostrzana jednostka tej samej klasy.
— Rozumiem… — powtórzył McKeon, po czym poklepał ją delikatnie po ramieniu i zawrócił ku swojemu fotelowi.
A potem nagle zamarł.
Koło fotela stała Honor z rękoma założonymi na plecy i wyprostowana niczym struna.
I bez skafandra próżniowego.
Ona, Andreas Venizelos i Andrew LaFollet byli jedynymi istotami na mostku nie ubranymi w skafandry, co dopiero w tym momencie dotarło do McKeona. Wziął głęboki oddech, przygotowując się odruchowo na nieuniknioną awanturę, i podszedł do niej. Spojrzała na niego poważnie, lecz nie odezwała się.
— Jedenaście minut — powiedział cicho.
— Słyszałam — odparła i potarła czubek nosa. Spojrzała na ekran taktyczny fotela, wskazała licznik przy symbolu przedstawiającym spodziewane miejsce wyjścia z nadprzestrzeni konwoju i powiedziała cicho:
— Dziesięć minut.
Kiwnął głową potwierdzająco.
— Dziesięć minut — zgodził się. — I Bandyta Jeden nie będzie wystarczająco blisko, by ich ostrzelać, nim wrócą w nadprzestrzeń.