Выбрать главу

— Służymy tym, którzy uciekają — odparła Honor z uśmiechem i McKeon roześmiał się szczerze.

Szybko jednak spoważniał i powrócił wzrokiem do głównego ekranu taktycznego. Udało im się odciągnąć pierwszy zauważony okręt Ludowej Marynarki, tak jak planowali i przestał on stanowić zagrożenie dla konwoju, ale przy okazji przekonali się też, jakie siły przeciwnik zaangażował w zasadzkę. Oprócz czterech wykrytych wcześniej okrętów sondy zlokalizowały pięć następnych: trzy niszczyciele, lekki krążownik i krążownik liniowy (tym razem bez cienia wątpliwości). Żaden z nich nie miał szansy dogonienia Prince Adriana, ale sama ich liczba oraz to, że podjęły i kontynuowały próbę przechwycenia, wiele mówiło o oficerze dowodzącym tym zespołem. Rozmieścił on swe okręty tak starannie, że nawet tak dobrze wyposażony w sensory dalekiego zasięgu okręt jak Prince Adrian wykrył je dopiero, gdy uniknięcie wszystkich bez walki było już niemożliwe. Nie dość tego — był zdecydowany użyć wszystkich sił, jakich mógł, nie zadowalając się zwykłą przewagą, lecz dążąc do miażdżącej.

Wielu dowódców na jego miejscu odwołałoby najdalej znajdujące się od Prince Adriana okręty, on tego nie zrobił, mimo że teoretycznie nie miały one żadnych szans na doścignięcie ofiary. Teoria ta nie uwzględniała jednakże jednej możliwości: że Prince Adrian mógł zostać uszkodzony w starciu z pierwszym okrętem, do którego na pewno dojdzie. Jeżeli Bandyta Jeden zbliżający się z prawej burty zdoła uzyskać choćby jedno istotne, a przypadkowe trafienie — czy to w pierścień napędu, czy w maszynownię — i spowodować poważny spadek szybkości okrętu RMN albo nawet zmusić go do ostrego uniku, to co najmniej jeszcze jedna ścigająca go jednostka zdąży wziąć udział w walce. A jeśli uszkodzenie będzie poważniejsze, to nie tylko jedna. Szanse na to były niewielkie, ale istniały i oczywiste było, że dowodzący okrętami Ludowej Marynarki w systemie Adler będzie próbował zrobić wszystko, by osiągnąć to, co zaplanował, tak długo jak będzie istniał choćby cień nadziei, że mu się uda. Było to podejście całkowicie odmienne od prezentowanych przez większość jego współtowarzyszy broni.

McKeon przestał wpatrywać się w ekran, spojrzał ponownie na Honor i zacisnął wargi. Najwyraźniej podjął decyzję, gdyż pochylił się ku niej i zażądał tak cicho, by nikt inny go nie usłyszał:

— Honor, proszę wyjdź stąd i włóż skafander ratunkowy.

Spojrzała na niego zaskoczona troską brzmiącą w jego głosie. Widząc wyraz jej twarzy i oczu, McKeon z trudem powstrzymał się przed zgrzytnięciem zębami. Wyrażały bowiem pełnię niewinnego zaskoczenia, jakby nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Podrapała Nimitza za uchem. Treecat zamruczał basowo. McKeon, nie mając z nim żadnej więzi, doskonale wiedział, że nakłania ją do tego samego co on.

Z równie kiepskim skutkiem.

— Jestem tutaj potrzebna — wyjaśniła łagodnie, przestając grać idiotkę.

McKeon poczuł nieodpartą chęć, by złapać ją za kark, wyrzucić z mostka i przekazać Marines, którzy wpakowaliby ją na jego rozkaz do skafandra ratunkowego. Problem polegał na tym, że było to niestety niewykonalne. Nawet zakładając, że LaFollet nie odstrzeliłby mu jakimś cudem głowy w chwili złapania Honor za kark, ona sama własnoręcznie zrobiłaby z niego obwarzanek. Mogłaby to zrobić jedną ręką, kiedy tylko chciała, i oboje o tym doskonale wiedzieli. A poza tym żaden Marine nie wykonałby jego rozkazu, słysząc przeciwny z ust dowódcy eskadry. Niemniej był zdecydowany zrobić co może, by pozbyć się jej z mostka przed rozpoczęciem walki, bo ani ona, ani nikt z przybyłych wraz z nią ludzi nie zabrał ze sobą swego skafandra, opuszczając Jasona Alvareza.

A skafandry próżniowe używane przez Królewską Marynarkę i Royal Manticoran Marine Corps nie były czymś, co można było zdjąć z wieszaka i włożyć. Każdy egzemplarz był starannie dopasowany do osoby, która miała go nosić — można by rzec, że robiony na miarę, choć nie do końca była to prawda. Zbroje czy skafandry pancerne używane do napraw w próżni były bardziej uniwersalne, a skafandry ratunkowe całkowicie uniwersalne — pomyślano je tak, by mógł ich użyć dosłownie każdy. Skafander pancerny był właściwie małym jednoosobowym pojazdem kosmicznym, podobnie jak zasilana zbroja.

Skafandry pancerne były jednak zbyt duże, by można ich było użyć wewnątrz okrętu, a zbroje zbyt specjalistyczne i niebezpieczne, by mógł je nałożyć ktoś, kto nie przeszedł gruntownego przeszkolenia. Skafandry ratunkowe mogły być noszone wewnątrz okrętu, ale określenie „skafander” było w stosunku do nich eufemizmem, gdyż w istocie były to nieporęczne opakowania pozwalające znajdującym się w nim osobom na przeżycie w próżni i przystosowane do holowania przez ekipy ratunkowe.

Pod tym względem Honor i pozostali byliby w lepszej sytuacji na pokładzie liniowca pasażerskiego, ponieważ prawo międzyplanetarne nakładało na armatora obowiązek wyposażenia każdego statku w taką ilość skafandrów, by wystarczyło dla kompletu pasażerów. Ponieważ dostosowanie ich do indywidualnych kształtów i wymiarów byłoby zbyt pracochłonne i czasochłonne, wymyślono coś, co nazwano skafandrami pasażerskimi. Był to niemalże powrót do wczesnych modeli skafandrów próżniowych z I wieku Po Diasporze, choć nie tak prymitywnych i nie aż tak nieporęcznych. Poruszać się w nich po statku było można, choć nie było to ani wygodne, ani praktyczne. Robić cokolwiek poza najprostszymi zajęciami fizycznymi nie dało się z uwagi choćby na grubość rękawic. Skafandry próżniowe posiadały miniaturowe serwomechanizmy z biosprzężeniem zwrotnym, dzięki którym można było w próżni nawlec igłę. Skafandry pasażerskie uniemożliwiały użycie karabinu pulsacyjnego. Niemniej były nieporównanie lepsze od ratunkowych.

Niestety lista wyposażenia Prince Adriana ich nie obejmowała, podobnie zresztą jak lista żadnego okrętu Królewskiej Marynarki. I nie tylko jej, gdyż wożenie ich byłoby marnotrawstwem miejsca. Skafandry ratunkowe zajmowały go znacznie mniej, a i tak zabierano ich niewiele, przewidziano je bowiem tylko na wyjątkowe sytuacje, gdy ktoś czasowo został odcięty od własnego skafandra próżniowego. RMN założyła, zresztą całkiem rozsądnie, że każdy członek załogi będzie swój skafander trzymał pod ręką, by móc włożyć go, gdy tylko zaistnieje możliwość utraty hermetyczności przez którąkolwiek część okrętu. Na wszelki jednak wypadek wydano przepis, zgodnie z którym każdy zamierzający przebywać na pokładzie innego niż własny okrętu dłużej niż dwanaście godzin powinien zabrać ze sobą skafander próżniowy. Przepis ten był regularnie ignorowany, czego najlepszym dowodem było postępowanie Honor i jej podkomendnych, a to z tego powodu, że niewygodnie było brać dodatkowy, a powszechnie uznawany za zbędny bagaż. Dlatego też z całego grona gości jedynie Nimitz był właściwie przygotowany do przebywania na okręcie w stanie alarmu bojowego, jako że torba do przenoszenia jego skafandra była niewielka.

— Posłuchaj — powiedział McKeon, nadal pamiętając, by nie podnosić głosu, choć przychodziło mu to z prawdziwym trudem. — Nie tylko ty zginiesz, jeśli stracimy hermetyczność…

I wskazał wzrokiem Venizelosa i LaFolleta pracowicie zajętych udawaniem, że nie słyszą rozmowy. Po czym dodał:

— Oni też nie mają skafandrów.

Coś błysnęło w jej ciemnych oczach… Honor odwróciła się i popatrzyła na LaFolleta. Musiał wyczuć jej spojrzenie, gdyż uniósł głowę i spojrzał na nią spokojnie. Odwróciła się do McKeona.

— To był chwyt poniżej pasa — oceniła.

Wzruszył ramionami i przyznał:

— Ważne, żeby był skuteczny. Jak chcesz, możesz się obrazić.

Przyglądała mu się w milczeniu przez kilka sekund, po czym odchrząknęła i poleciła głośno: