Выбрать главу

W końcu odezwała się tylko po to, by odwrócić uwagę Kuttnera od swojego zastępcy i ochronić tego ostatniego. A teraz czuła dziwną ochotę do kontynuowania tej dyskusji i nie bardzo wiedziała, skąd się ona wzięła. Albo miała ochotę utrzeć nosa pyszałkowi, albo też pytanie Luchnera wzbudziło w niej instynktowne podejrzenia…

— Może nie wiedzieć, że tu jesteśmy, ale uniki, które wykonał, świadczą o tym, że wie o istnieniu Nuady i o jego pozycji — dodała. — Myślę, że najpierw jego sensory wykryły Nuadę, a potem dopiero czekające na niego okręty…

— I? — ponaglił ją Kuttner, gdy milczała zbyt długo.

— A jego obecny kurs uniemożliwia mu ucieczkę bez starcia z Nuadą… czyli okrętem, którego pozycję i masę zna najdłużej, a więc najlepiej — powiedziała Zachary wolno i spojrzała na Luchnera. — To ci nie daje spokoju, prawda? Dlaczego zmienił kurs na taki, który umożliwia jedynemu okrętowi, o którym musi wiedzieć, ostrzelanie go.

— Właśnie! — oczy Luchnera rozbłysły nagłym zrozumieniem. — Gdyby zmienił kurs o dziewięćdziesiąt stopni, ale nie w tej samej płaszczyźnie, albo wykonał ostry zwrot w prawo, dotarłby do granicy wejścia w nadprzestrzeń, zanim Nuada miałby go w zasięgu rakiet, chyba że natknąłby się na nas, o czym nie mógł wiedzieć. Ale takim unikiem…

— Odciągnął jedyny okręt, który mógłby znaleźć się w pobliżu miejsca, w którym sam wyszedł z nadprzestrzeni — dokończyła Zachary.

Kuttner kręcił głową, przenosząc wzrok z jednego rozmówcy na drugiego z wyjątkowo głupią miną — nie ulegało wątpliwości, że nic nie rozumie.

Zachary z westchnieniem opadła na oparcie fotela i przyznała:

— To bardzo sprytny kapitan. Wszystko zrobił idealnie poza tym, że leci prosto na nas, ale to już zwykły pech. Jego pech.

— Czy moglibyście wyjaśnić, o czym mówicie? — warknął Kuttner.

Zachary spojrzała na niego i powiedziała:

— Jeżeli mamy rację, towarzyszu komisarzu, to za chwilę sam pan zobaczy.

— Ślad wyjścia z nadprzestrzeni! — rozległ się podniecony głos porucznika Allwortha. — Kilkanaście śladów w namiarze 1-0-6 na 0-0-3!

* * *

Ciężki krążownik Marynarki Graysona Jason Alvarez jako pierwsza jednostka konwoju wyszedł z nadprzestrzeni. Za nim kolejno robiły to transportowce, frachtowce i okręty eskorty. Każdy rozświetlał przestrzeń lazurowym ogniem obejmującym krąg o parusetkilometrowej średnicy, gdy jego żagle pozbywały się nadmiaru energii.

Żaden szerokopasmowy sensor w promieniu czterdziestu minut świetlnych nie był w stanie nie zarejestrować tak potężnego przeskoku energetycznego, jeżeli nie był zupełnie zepsuty. I Lester Tourville siedzący na pomoście flagowym krążownika liniowego Ludowej Marynarki Count Tilly klął, aż powietrze wyło, gdy sensory pokładowe wykryły konwój i na holoprojekcji taktycznej pojawił się stosowny symbol z opisem.

Nie był w tym osamotniony — cholery i inne sypały się na mostkach praktycznie wszystkich okrętów Ludowej Marynarki w systemie Adler, gdy ich kapitanowie zrozumieli, czego dokonał Prince Adrian i jakiego łupu ich pozbawił. Poza Nuadą i Kataną wszystkie biorące dotychczas udział w pościgu za Prince Adrianem okręty zmieniły kursy i ruszyły najszybciej jak mogły ku konwojowi. Nie dlatego, by miały jakąkolwiek realną szansę go przechwycić, ale po prostu dlatego, że ich kapitanowie nie mogli inaczej postąpić, widząc taki cel.

* * *

Kapitan Thomas Greentree stał obok fotela komandora porucznika Terracelliego i przez jego ramię przyglądał się ekranowi taktycznemu. Sensory potrzebowały paru minut na osiągnięcie pełnej sprawności po wyjściu z nadprzestrzeni, ale tymczasem…

— Sir! — rozmyślania przerwał mu głośny okrzyk porucznika Chaveza, oficera łącznościowego.

Greentree odwrócił się zaskoczony, gdyż Chavez nader rzadko podnosił głos. Nim jednak zdążył otworzyć usta, porucznik zameldował już prawie normalnym głosem:

— Odbieramy wiadomość od lady Harrington, sir. Wiadomość oznaczona jako Flash Priority!

— Najwyższy stopień uprzywilejowania! — powtórzył Greentree. — Jaka jest jej treść?

— Jeszcze nie wiem, sir. Jest nadawana z prędkością większą od świetlnej i nadal trwa transmisja…

Chavez urwał i wytrzeszczył oczy, a Greentree zmusił się do zachowania milczenia. Nie było sensu nagabywać biedaka, który sam jeszcze nie znał treści. Mimo usprawnień nadajniki nadświetlne nadal bowiem pozostały urządzeniami nadającymi niezmiernie powoli. Mogły przesłać impuls na wiele minut świetlnych praktycznie natychmiast, ale czas potrzebny na wygenerowanie każdego impulsu powodował, iż krótkie zdanie twierdzące mogło być nadawane i dwie minuty. Dlatego opracowano specjalny kod używający grup impulsów — przypominał flagowy kod sygnałowy używany na Ziemi w epoce flot żaglowych. Jedna flaga mogła w zależności od kontekstu oznaczać pojedynczą literę lub całe zdanie z księgi kodów floty.

— Rozkaz od dowódcy eskadry, sir — odezwał się Chavez drżącym głosem.

Greentree zacisnął szczęki i dał mu gestem znak, by mówił dalej.

— Konwój ma natychmiast powrócić w nadprzestrzeń i zawrócić do Clairmont — głos Chaveza stał się całkowicie beznamiętny. — Pan ma przejąć dowództwo, sir… i poinformować admirał Sorbanne w Clairmont, że wróg odbił system Adler.

— Ja mam przejąć dowództwo? — Greentree zadał pytanie, nim zdołał nad sobą zapanować.

Porucznik Chavez potwierdził ruchem głowy i dodał:

— I wrócić z konwojem do Clairmont. Natychmiast.

— A co z lady Harrington? — palnął Terracelli.

Greentree spiorunował go wzrokiem, ale bez specjalnej złości, bo sam miał ochotę zadać to pytanie.

— Nie… — zaczął Chavez i umilkł, odwracając głowę i spoglądając na swój ekran, na którym pojawiły się nowe grupy kodu cyfrowo-literowego.

Odczekał, aż skończą się wyświetlać nowe, przełknął z wysiłkiem ślinę i zameldował:

— Prince Adrian odciąga okręty wroga, zmuszając je do pościgu, sir. Powróci samodzielnie do Clairmont, gdzie dołączy do eskadry — beznamiętny głos załamał się, Chavez spojrzał na kapitana i dodał: — Rozkaz powrotu do nadprzestrzeni jest powtórzony, sir. Dwa razy.

Greentree podszedł do jego stanowiska i spojrzał na ekran, zaciskając usta w cienką linię. Chavez miał rację, a dodatkowo na ekranie powoli, litera po literze, wyświetlało się jeszcze inne, ostatnie zdanie. Brzmiało:

„Ten rozkaz nie podlega dyskusji, Thomas”.

Greentree zacisnął pięści. Spojrzał w oczy Chaveza i omal nie wydał mu rozkazu wykasowania tego zdania z dziennika okrętowego, nim się opanował. Był oficerem Marynarki Graysona i obojętnie jak bardzo pragnąłby lecieć z odsieczą, był odpowiedzialny nie tylko za swój okręt, ale za cały konwój i pozostałe jednostki. Otrzymał rozkazy i jego obowiązkiem było je wykonać.

Ciszę przerwał głos komandora porucznika Terracelliego:

— Sensory wykryły zbliżające się ku nam sygnatury napędów.

— Ile?

— Co najmniej pięć, sir. W tym dwa krążowniki liniowe.

— Kiedy tu będą?

— Minimum trzydzieści jeden minut, nim osiągną zasięg umożliwiający wystrzelenie rakiet, sir. To jest najbliższy z nich dotrze.

— Dziękuję.

Greentree powoli skierował się ku swojemu fotelowi. Opadł na niego ciężko i pogrążył się w rozmyślaniach. Trzydzieści jeden minut dawało konwojowi aż za dużo czasu na ucieczkę, więc nie musiał się spieszyć. Po wejściu w nadprzestrzeń fala, dzięki której tu dotarli, pozwoli im na osiągnięcie przyspieszenia rzędu tysięcy g, a ponieważ wszystkie statki należały do szybkich, żaden nie będzie spowalniał reszty. Nim przeciwnik zdoła wejść w nadprzestrzeń, konwój będzie zbyt daleko, by można było go wyśledzić, nie mówiąc już o ostrzelaniu. Jedyne, co musiał zrobić, to wydać rozkaz… i opuścić swego dowódcę.