Выбрать главу
* * *

Honor Harrington rozsiadła się wygodniej w fotelu i robiła co mogła, by nie parsknąć śmiechem, obserwując wysiłki majora Andrew LaFolleta, zastępcy dowódcy Gwardii Harrington i szefa jej osobistej ochrony. Z majora widać było głównie wypięty tyłek i parę nóg, gdyż reszta znajdowała się pod parą foteli umieszczonych bliżej dziobu pinasy, na które miała doskonały widok.

— Mówię ci, Jason, wyłaź! — rozległa się spod foteli zduszona prośba. — Za minutę wejdziemy w atmosferę i nie będzie ci tam wygodnie. To jak będzie: wyjdziesz?

Odpowiedziało mu wesołe bleeknięcie.

LaFollet zaklął, wyczołgał się spod foteli i siadł na pokładzie.

Był potargany, ale spojrzenie, jakie posłał podkomendnym, wręcz zapraszało do choćby jednego słowa komentarza. Był to próżny trud, pozostali bowiem członkowie osobistej ochrony Honor co do jednego zajęci byli wpatrywaniem się we wszystko poza nim. Miny mieli przy tym poważne, wykazując podziwu godne opanowanie, by nie rzec determinację.

LaFollet obserwował ich przez chwilę z gasnącą nadzieją w oczach. Potem westchnął, uśmiechnął się ironicznie i przeniósł wzrok na brązowo-białego treecata zwiniętego w kłębek na fotelu sąsiadującym z zajmowanym przez Honor, i oświadczył:

— Nie żebym się czepiał, ale może byś się wzięła do roboty i wyciągnęła go stamtąd!

— Ma rację, Sam — poparła go Honor, uśmiechając się coraz szerzej. — W końcu to twój syn. I w przeciwieństwie do majora gabarytami pasujesz pod fotel.

Samantha spojrzała na nią z rozbawieniem i pokazała w uśmiechu ostre, śnieżnobiałe kły. Dwa małe łepki zwieńczone sterczącymi uszami uniosły się sennie z ciepłego gniazda, jakie tworzyło jej ciało zwinięte wokół pary kociąt, toteż delikatnie acz zdecydowanie wcisnęła je chwytną łapą na poprzednią pozycję. I spojrzała na kremowo-szarego treecata rozciągniętego wygodnie na kolanach Honor. Jedynie Honor była w stanie wychwycić echo ich telepatycznej rozmowy, ale nawet ona nie potrafiła usłyszeć jej treści. Nikt natomiast nie miał cienia wątpliwości, co też Samantha powiedziała Nimitzowi, gdyż ten westchnął, zastrzygł uszami na znak zgody i zeskoczył na pokład.

Przemaszerował do foteli, pod które próbował wczołgać się LaFollet, i położył się, wspierając głowę na skrzyżowanych łapach. Następnie wbił wzrok w ciemność panującą pod siedziskami i Honor ponownie poczuła echo czyichś myśli zmieszane z dumą, rozbawieniem i zdecydowaniem emanującymi od Nimitza.

Z tego co wiedziała, żaden inny człowiek nie był w stanie wyczuć emocji treecatów, nie mówiąc już o odbieraniu emocji innych ludzi za ich pośrednictwem. Ona to potrafiła, ale mimo niezwykłej siły więź łącząca ją z Nimitzem była zbyt zagmatwana, by umiała dzięki niej odczytać jego myśli. Tym razem zorientowała się jednak, iż Nimitz stara się wysyłać myśli proste i jasne, co było zupełnie zrozumiałe, jako że ich odbiorcą był czteromiesięczny kociak.

Przez kilkanaście sekund nic się nie działo, po czym spod foteli dobiegło pełne rezygnacji westchnienie i wyłonił się łepek będący miniaturową kopią Nimitza, a należący do Jasona. James MacGuiness ochrzcił tak najbardziej awanturniczo nastawionego kociaka w dowód uznania dla jego ciągłych i samodzielnych wypraw badawczych. W sumie Honor powinna była się spodziewać, że nowe, nieznane terytorium, jakim była pinasa Marynarki Graysona, okaże się nieodpartą pokusą przynajmniej dla niego. Wszystkie treecaty należały do ciekawskich, a zwłaszcza młode, ale zacięcie, z jakim tej skłonności oddawała się cała czwórka kociąt, bywało przerażające. Jason był najgorszym utrapieniem, gdyż po prostu był najodważniejszy i lubił samodzielne wyprawy badawcze. Honor nie mogła się nadziwić, jakim cudem treecaty dożywają pełnoletności, jeśli w swym naturalnym środowisku zachowują się podobnie. Te nie żyły w dzikiej puszczy i na dodatek wszyscy ludzie obecni na pokładzie pinasy odruchowo ich pilnowali i uważali na nie.

I nie tylko ludzie. Nimitz złapał Jasona prawą chwytną łapą, a niemal równocześnie brązowo-biała samica pojawiła się na oparciu innego fotela z kolejnym podróżnikiem w zębach. Nie zważając na jego protesty, zręcznie przeskoczyła z oparcia na oparcie i błyskawicznie dostarczyła ciężko niezadowolonego młodego z powrotem w zasięg łap Samanthy. Honor rozpoznała w niezadowolonym kociaku Achillesa — jedynie trochę ustępującego bratu eksplorera.

Obserwując całe to pedagogiczne polowanie, doszła do wniosku, że najprawdopodobniej nawet MacGuiness nie zdaje sobie sprawy, jak rzadkiego wydarzenia jest świadkiem. Treecaty, które adoptowały ludzi, prawie nigdy nie łączyły się w pary i nie rozmnażały, a jeśli już taki ewenement miał miejsce, matki wracały na planetę, by urodzić i wychować młode pod opieką klanu, z którego pochodziły albo one, albo ich partnerzy. Poza rangersami należącymi do Sphinx Foresty Commission naprawdę niewielu ludzi miało okazję zobaczyć małe treecaty, a nikt — z tego co wiedziała — nie był dotąd świadkiem urodzenia i wychowania kociąt w ludzkiej społeczności.

A tak właśnie postąpili Nimitz i Samantha, zaskakując zarówno Honor, jak i Royal Manticoran Navy. Ta ostatnia już dość dawno zmuszona była ustanowić konkretne zasady na wypadek zaistnienia tak rzadkiego zjawiska jak ciężarny treecat połączony więzią z członkiem załogi któregoś z należących do niej okrętów. Dlatego właśnie Honor osiem miesięcy temu, czyli zaraz po powrocie z Konfederacji Silesiańskiej, otrzymała przydział do służby w obrębie systemu Manticore. W ten sposób Samantha przestała być narażona na jakiekolwiek ryzyko zwiększonego napromieniowania i znalazła się w bezpośredniej bliskości Sphinxa, z którego pochodziła. Fakt, że Honor nigdy nie została przez nią adoptowana, nieco skomplikował sytuację, ale śmierć adoptowanego przez nią człowieka po tym, jak Nimitz został jej partnerem, przeważyła szalę. On i Honor byli bowiem jedyną rodziną, jaka jej pozostała, i choć był to wypadek bez precedensu, Admiralicja uznała, że Honor należy się urlop macierzyński przyznawany adoptowanemu przez samicę, a nie samca człowiekowi. Przy okazji umożliwiło to przydzielenie Honor do Komisji Rozwoju Uzbrojenia na okres tegoż urlopu. Było to wysoce rozsądne posunięcie, jako że i tak musiałaby spędzić sporo czasu, zdając komisji relację, jak sprawdziły się najnowsze pomysły dotyczące praktycznego użycia nowych czy też poważnie zmodernizowanych rodzajów uzbrojenia, z jakimi miała do czynienia. Jej doświadczenia w tej kwestii były unikalne, gdyż była jedynym oficerem, który dowodził eskadrą krążowników pomocniczych wyposażonych w owe nowinki techniczne. Ku swemu zaskoczeniu Honor nader miło wspominała ten właśnie okres.

Jednakże pomimo wszelkich wysiłków Królewskiej Marynarki Samantha uporczywie odmawiała współpracy w kwestii ułatwienia jej życia. Zresztą być może należało się tego spodziewać, bo jak dowiedziała się Honor, prawie wszystkie samice, które adoptowały ludzi, wybrały rangersów i nigdy nie opuściły Sphinxa. Dane na ten temat co prawda nie były w idealnym porządku i nie musiały być kompletne, ale większość adopcji została zarejestrowana i opisana. Z tych informacji jasno wynikało, iż w czasie ponad pięciu wieków standardowych, jakie minęły od pierwszego kontaktu ludzi i treecatów, jedynie osiem samic adoptowało kogoś innego niż rangersów Służby Leśnej. W tej liczbie znajdowała się Samantha. Już to chociażby powinno jej powiedzieć, że jest mało prawdopodobne, by Sam czuła się zobowiązana do przestrzegania jakichkolwiek „normalnych” zwyczajów, ale i tak zaskoczyło ją, gdy Nimitz całkiem jednoznacznie dał jej do zrozumienia, że Samantha wraz z młodymi chce jej towarzyszyć w podróży na Grayson.