Выбрать главу

— Teoretycznie trudno się z tym nie zgodzić — odparł ostrożnie — ale uważam, że są pewne praktyczne konsekwencje… powiedzmy taktyczne, a nie fundamentalne, które należałoby także wziąć pod uwagę.

Ransom zacisnęła usta, ale nie przerwała mu, więc pomasował łupiącą tępo skroń i kontynuował, nadal zachowując dalece posuniętą ostrożność:

— Konkretnie, towarzyszko sekretarz, wydaje mi się, że zwykli członkowie załóg i część podoficerów RMN wierzy w system, za który walczy, i uznaje konwencję denebską za istotny element tego systemu. Jeśli naruszymy…

— Nonsens! — przerwała mu zniecierpliwiona. — Och, mogę się zgodzić, że wielu przedwojennych zawodowców wierzy w te brednie. W końcu to najemnicy wystarczająco głupi czy chciwi, czy też ogłupieni, że zgłosili się na ochotnika, by za pieniądze służyć swoim imperialistycznym ciemięzcom! Ale odkąd rozpoczęła się wojna, ich flota musiała zacząć brać ludzi z poboru i w miarę upływu czasu coraz więcej poborowych z masowego zaciągu trafia na ich okręty, dokładnie tak jak my musieliśmy to zrobić. Teraz z pewnością większość załóg stanowią poborowi z ludu, a oni nie wierzą w podobne kłamstwa wyzyskiwaczy imperialistycznych. Zrozumieją wkrótce, że stali się ofiarami wojny przeciwko takim samym jak oni, wojny prowadzonej przez ich naturalnych wrogów wyłącznie dla zysku. A kiedy to zrozumieją, zwrócą się przeciwko swym ciemięzcom, tak jak my to zrobiliśmy!

Theismanowi ręce opadły.

W przenośni, choć niewiele brakowało, by w rzeczywistości też.

Odkrył bowiem tajemnicę, która była w stanie przerazić — Ransom rzeczywiście wierzyła w wymysły podległej jej propagandy!

W tym momencie naprawdę zaczął żałować, że nie wybrał innej pory na pijaństwo. Wziął głęboki oddech i spróbował dojść do ładu z tą rewelacją, nie pokazując tego po sobie.

To, co właśnie odkrył, było nieprawdopodobne — Ransom była doskonałą manipulatorką i demagogiem. Od samego początku rewolucji była w stanie wmówić Prolom wszystko i skłonić ich do robienia dokładnie tego, co chciała. Idealnie wyczuwała zmieniające się nastroje, nawet jeśli zmiany były szybkie, i dostosowywała się do nich, zawsze będąc o krok przed masą.

Natomiast to, że kiedyś tak było, nie oznaczało, że musiało być nadal. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, przez te lata doprowadziła do sytuacji, w której nie musiała już przewidywać nastrojów, bo sama je kształtowała. Co prawda nadal nie tłumaczyło to w pełni konfliktu między cynicznym demagogiem, za jakiego dotąd ją uważał, a zaangażowanym ideologiem, którego właśnie zobaczył, ale mogło tłumaczyć oderwanie od rzeczywistości. Skoro nie musiała przewidywać, a mogła kreować, to zaczęła wierzyć w fikcję, którą stworzyła. Jak też i w to, że jest nieomylna.

I to był drugi i ważniejszy powód. A że jak najbardziej możliwy, sam miał okazję się przekonać na przykładach wielu dowódców wyższego stopnia poznanych podczas kariery zawodowej. I dlatego było to aż tak przerażające. Ktoś, kto przez lata miał władzę i lubił ją, i kogo nie sposób było sprawdzić, gdyż miał zbyt silną pozycję, często tracił zdolność rozróżniania między rzeczywistością a wersją oficjalną, którą sam stworzył. Tym bardziej jeśli robił to stopniowo i długo. Znał sporo oficerów z rodzin legislatorskich, którzy w raportach opisywali stan rzeczy lekko tylko zbliżony do prawdy, ale nader dla nich samych wygodny. Ponieważ dzięki wpływom rodzinnym nikt nie odważył się takich meldunków kwestionować, w miarę upływu czasu oba poziomy zlały się w jeden. Przeszli z etapu rozróżniania kłamstw wobec dowództwa do autentycznej wiary, że mówią prawdę, i przekonania, że jeśli powiedzą, że to jest prawda, to tak się stanie w realnym świecie, który ich otacza.

A nikt w całej Ludowej Republice Haven poza Pierre’em i Saint-Justem nie miał na tyle silnej pozycji, by odważyć się powiedzieć Ransom, że opowiada bzdury czy żyje w świecie iluzji. Gorzej — cały aparat UB robił co mógł, by dostosować rzeczywistość do jej wymysłów i zlikwidować wszelką krytykę. Zdradą przecież było kwestionowanie jedynej słusznej wizji i proroctw oficjalnej propagandy, którą kierowała właśnie Ransom!

Wstrząsnęło nim to solidnie, gdyż okazało się, że szaleństwo sięgało głębiej, niż sądził — przynajmniej jeden członek rządzącego Ludową Republiką triumwiratu był nie w pełni władz umysłowych. No bo jak inaczej określić kogoś, kto widział świat przez pryzmat własnych wymysłów i na tej podstawie podejmował decyzje. Decyzje mające wpływ na losy miliardów ludzi i na losy Republiki.

— Nie mogę wypowiadać się w imieniu wszystkich oficerów Ludowej Marynarki, towarzyszko sekretarz — odezwał się, gdy tylko był w stanie zrobić to spokojnie — natomiast mogę oświadczyć, że nigdy nie kwestionowałem konieczności cywilnej kontroli nad wojskiem.

Dobierał słowa niezwykle wręcz starannie, mając pewność, że nigdy dotąd nie znajdował się w większym niebezpieczeństwie. Nie miał wyjścia, gdyż chcąc przetrwać, musiał doprowadzić Ransom do zmiany punktu widzenia. Nie mógł tego osiągnąć, otwierając jej oczy, więc należało tak przekręcić interpretację rzeczywistości, by jej chory umysł to przyjął. Ból głowy i ataki nudności nie pomagały w tym, ale umysł miał niezwykle jasny i myślał z szybkością i precyzją nieczęsto osiąganą w normalnych warunkach, czyli całkowicie na trzeźwo.

— Moja troska o przestrzeganie postanowień konwencji denebskiej wynika ze zrozumienia podejścia do tego tematu inspektorów i całej Ligi Solarnej oraz ze wskazówek natury politycznej, jakie otrzymałem.

Wszystko to było prawdą, choć niekoniecznie całą.

— Jakich „wskazówek natury politycznej” — zażądała podejrzliwie wyjaśnień.

— Oficjalne wystąpienia i ogłoszenia w mediach zawsze podkreślały, że traktujemy jeńców „właściwie”. Jest to określenie, którego większość państw używa na opis działań zgodnych z zasadami konwencji denebskiej. Nikt co prawda tego u nas nie powiedział, ale implikacja jest jednoznaczna, gdyż nikt także nigdy nie ogłosił, że przestają nas obowiązywać zasady określone w tej konwencji. Wiem, że wszyscy inspektorzy Ligi, z którymi miałem okazję rozmawiać, dokładnie w ten sposób interpretują oficjalne stanowisko Ludowej Republiki. Zdaję sobie sprawę, że dezinformacja odgrywa istotną rolę w działaniach wojennych, ale w tej sprawie nie było żadnych dyrektyw sugerujących, że mamy inne zamiary. W tych warunkach jedynym wnioskiem, do jakiego mogłem dojść, jest ten, że faktycznie konwencja denebska obowiązuje w postępowaniu z jeńcami, i taką też interpretację przekazałem podkomendnym. Gdybym polecił im zachowania innego rodzaju, w moim rozumieniu oznaczałoby to sprzeciwienie się oczywistym zamiarom Komitetu. Dlatego też towarzysz kontradmirał Tourville zachował się jak najbardziej lojalnie i zgodnie z otrzymanymi instrukcjami.

— Rozumiem… — Ransom opadła na oparcie fotela, założyła nogę na nogę i dodała już znacznie cieplejszym tonem: — Nie pomyślałam, że ta sprawa może być w ten sposób rozumiana, towarzyszu admirale. Poruszył pan kwestię, której Komitet nie przeanalizował wystarczająco dokładnie, jak się okazuje. Rzeczywiście należy wydać stosowne oświadczenie, by wszyscy dowódcy wiedzieli, jakie jest nasze stanowisko w tej materii… zawsze tak robiliśmy, jeśli następowały zmiany, i prawdę mówiąc, nie wiem, jak mogło nam to umknąć w tym przypadku. Wniosek jest oczywisty: będziemy musieli z towarzyszem sekretarzem Saint-Justem zająć się tym, jak tylko wrócę na Haven, by szybko wydać stosowne dyrektywy.